Mistrz Świata spotkał się z kibicami w Krośnie

W piątek Tomasz Gollob, aktualny mistrz świata na żużlu, spotkał się z kibicami w Krośnie. Nasz najlepszy zawodnik na Podkarpacie przyjechał wraz ze swoim przyjacielem, Grzegorzem Ślakiem i m.in. promował książkę "Dlaczego dopiero teraz?! Gollob mistrzem świata. Historia prawdziwa".

Spotkanie z Tomaszem Gollobem cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem. W Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza, gdzie cała impreza miała miejsce, zjawiło się blisko 700 osób. Część spotkania była poświęcona na promocję książki autorstwa Grzegorza Ślaka, natomiast część dotyczyła kariery Golloba, jak i problemów polskiego speedway'a. Nie zabrakło także pytań od publiczności, na które wychowanek bydgoskiej Polonii chętnie odpowiadał.

Droga do tytułu indywidualnego mistrza świata w wykonaniu Tomasza Golloba była ciężka, a przede wszystkim bardzo długa. "Chudy" swój życiowy sukces osiągnął w wieku 39 lat. Jak sam opowiedział, w trakcie kariery miał dużo problematycznych sytuacji. - Tych zakrętów było wiele. Nie można powiedzieć, że jeden był trudniejszy, drugi łatwiejszy. Myślę, że problemem było to, że łatwo wierzyłem niektórym osobom, które te zakręty właśnie tworzyły. Mówię tu o aspektach pozasportowych, to był mój błąd. Nie ukrywam, że był okres w 2003 roku, kiedy rozważałem nawet koniec kariery i to był chyba mój największy zakręt. Na szczęście jednak trafiłem na człowieka, który obok mnie siedzi (Grzegorz Ślak - dop. red.), który podał mi rękę i ponownie wzbudził we mnie chęć zdobycia mistrzostwa świata, w momencie kiedy miałem tyle problemów i sytuacji takich dość trudnych.

W Krośnie Tomasz Gollob w piątek zjawił się po raz trzeci w życiu. Wcześniej startował w Grodzie Pawła w 1989 roku i w minionym sezonie podczas półfinału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Jak sam jednak przyznał, z powodu zeszłorocznego przyjazdu do Krosna nie był szczęśliwy. - Pamiętam swój pierwszy występ w Krośnie, było trudno i ciężko. Pamiętam też zeszłoroczny i nie było źle, chociaż była upalna pogoda. Rzeczywiście jak się dowiedziałem, że półfinał czeka mnie w Krośnie, pomyślałem dlaczego nie jadę do Łodzi, skoro tam jest bliżej. Rozpaczałem tylko z jednego powodu, takiego, że jest to strasznie daleko. Dla mnie, kiedy się przemieszczam z zawodów na zawody, jadę po tysiąc kilometrów nocami, była to trochę zabójcza wiadomość, zwłaszcza, że następnego dnia musiałem już być bodaj w Gorzowie. Jednak tak naprawdę mam pozytywne wspomnienia z tego półfinału. Pamiętam publiczność, która przy każdym moim wyjeździe wstawała, klaskała i cieszyła się. Zdarzyło mi się nawet chwilę być na rynku, który znajduje się zaraz obok stadionu. Pomyślałem wtedy, że szkoda, że taki obiekt, liczni kibice, nie mają chociaż tej pierwszej ligi - wy zasługujecie na to - powiedział Gollob, po czym z sali usłyszał gromkie oklaski.

Multimedalista mistrzostw Polski jak i świata odniósł się także do tego, co jego zdaniem na krośnieńskim stadionie powinno ulec zmianie. - Jedną rzecz bym zmienił - wyrównał tor. Generalnie nie mam wielkich zastrzeżeń, bo tor jest atrakcyjny, wtedy na półfinale pamiętam, że było wiele mijanek i dużo się działo. Tak że tylko poprawić trochę nawierzchnię i jedziemy.

W lipcu 2010 roku Tomasz Gollob (na prowadzeniu) z kompletem punktów zwyciężył w półfinale Indywidualnych Mistrzostw Polski na torze w Krośnie

Gollob odniósł się również do problemu, jakim niewątpliwie jest szkolenie i wychowywanie młodych zawodników. - Ja uważam, że bezwzględnie musimy pilnować swojego rynku i jechać swoimi zawodnikami, bo kiedyś przyjdzie taki dzień, że ja zakończę karierę, zakończy ją paru innych zawodników i będziemy chodzić na Duńczyków, Szwedów, czy Anglików. Oczywiście może być w drużynie trzech, czy nawet czterech zagranicznych zawodników, bo ranga zawodów musi iść do góry - ale tych co najmniej trzech polskich zawodników też powinno być. Wtedy państwo pójdziecie dopingować np. takiego wychowanka jakim choćby był Ireneusz Kwieciński, z którym jeździłem w Bydgoszczy. Wtedy była plaga polskich juniorów, było ich wielu, obecnie jest odwrotnie. Teraz jest czas przy wyniku zrobionym przeze mnie i Jarka Hampela, czy w DPŚ, żeby to wszystko odbudować.

Ponadto najlepszy jeździec świata i osobowość roku FIM uważa, że żużlowcy zbyt szybko kończą swoją przygodę ze speedway'em. - Ja uważam, że żużlowcy za szybko kończą karierę. Żużel to jest sport, który można uprawiać w wieku jeszcze 40/45 lat. To nie jest piłka nożna, gdzie trzeba mieć strasznie wydolne płuca. Dlatego ja nie rozumiem, dlaczego wielu zawodników tak szybko skończyło kariery.

Tomasz Gollob często opowiada, że wielki wpływ na jego karierę miał ojciec Władysław, który też był bardzo srogim nauczycielem. Synowi przyznał, że dobrze jeździ dopiero gdy ten... zdobył złoty medal IMŚ. - Ojciec zawsze mówił mi, że muszę jeszcze popracować, a ja pytałem: "ale tato, ile jeszcze?". Kiedy byłem już dobrym zawodnikiem, wygrałem pierwsze Grand Prix w Bydgoszczy pomyślałem, że dzisiaj ojciec już powie, że dobrze wszystko wykonałem. Podchodzę więc do niego po zawodach i pytam "tato, jak oceniasz dzisiejsze zawody?" Byłem przygotowany na taką dobrą odpowiedź. On wtedy oparł się o płot, bo staliśmy na torze i mówi: "Wiesz, no wygrałeś, ale mogłeś to w lepszym stylu zrobić...". Kiedy zdobyłem już ten tytuł mistrza świata, to dzwoniłem do niego. Okazało się, że był w drodze do domu i powiedział mi: "W zasadzie temat możemy zakończyć - jeździsz dobrze".

Samo spotkanie trwało około półtorej godziny. Następnie Tomasz Gollob wraz z Grzegorzem Ślakiem podpisywał książki (więcej o niej można przeczytać TUTAJ), a także pozował do wspólnych zdjęć. Najlepszy żużlowiec świata zapowiedział, że jeśli w tym roku obroni mistrzowski tytuł - to postara się raz jeszcze przyjechać do Krosna.

Tomasz Gollob i Grzegorz Ślak w Krośnie // fot. I. Skublicka

Komentarze (0)