Mirosław Kowalik: Udało nam się skomponować całkiem niezły zespół

We wtorek poznamy oficjalnie, jacy zawodnicy w nadchodzącym sezonie bronić będą barw PSŻ-u Lechma Poznań. Już teraz jednak wiadomo, że wzorem ostatnich sezonów trzon poznańskiej ekipy oparty będzie na polskich zawodnikach. - Wydaje mi się, że udało nam się skomponować całkiem niezły zespół, jak na pierwszą ligę - mówi szkoleniowiec "Skorpionów", Mirosław Kowalik.

Kowalik już drugi rok z rzędu będzie prowadził poznański zespół. 41-latek miał wiele do powiedzenia przy budowaniu składu ekipy z Golęcina. "Skorpiony" podobnie, jak miało to miejsce w latach ubiegłych oparte będą na krajowych zawodnikach. - To była moja wizja budowania składu - podkreśla Kowalik - Wydaje mi się, że udało nam się skomponować całkiem niezły zespół, jak na pierwszą ligę. Jest jeszcze możliwość jednego transferu, ale o nazwisku nie chciałbym mówić. Gdyby udało nam się to zrealizować, to byłby to super strzał. Jeśli nie to i tak myślę, że z tym składem, jaki stworzyliśmy jesteśmy w stanie sprawić kilka niespodzianek. Nie będę mówił, że naszym celem jest awans do Ekstraligi, bo to byłoby niepoważne i śmieszne, ale myślę, że powalczymy.

Jedną z nowych twarzy w stolicy Wielkopolski będzie Peter Ljung, który oficjalnie nie parafował jeszcze kontraktu z poznańskim klubem. Szwed ma za sobą niezwykle udany sezon w barwach Startu Gniezno. O Ljungu w samych superlatywach wypowiada się Kowalik. - Miałem okazję współpracować w Gnieźnie z Peterem Ljungiem. Zresztą dzięki mojemu działaniu ściągnęliśmy tego zawodnika do Gniezna. Teraz udało nam się z nim dogadać w Poznaniu. To zawodnik, który bardzo profesjonalnie podchodzi do swego zawodu. Myślę, że będzie się dobrze sprawował w naszych barwach. Nasz tor jest bardziej przyczepny, więc myślę, że będzie mu odpowiadał. Cieszy mnie dodatkowo fakt, że po występach w Gnieźnie ma opanowane dopasowanie się do twardszych nawierzchni i liczymy na jego wskazówki pod względem dopasowywania sprzętu na takie tory - dodaje.

Tegoroczne rozgrywki na zapleczu Ekstraligi zapowiadają się niezwykle interesująco. Z powodu wprowadzenia KSM wielu zawodników nie znalazło zatrudnienia w Ekstralidze i postanowiło spróbować swych sił klasę niżej. Bardzo interesujący skład udało się skompletować zwłaszcza działaczom Polonii Bydgoszcz, która rok temu pożegnała się z Ekstraligą. - Nie bawię się w różne rokowania i zapowiedzi. Wydaje się, że najsilniejszą ekipę ma Bydgoszcz, ale historia żużla pokazuje, że zapowiedzi przedsezonowe się nie sprawdzały. Oczywiście nie życzę tego bydgoszczanom. My mamy swoje zadanie i będziemy starali się jechać, jak najlepiej i będziemy się starali w każdym meczu o niespodziankę. A jeśli udałoby się nam doprowadzić do jeszcze jednego transferu wówczas moglibyśmy mówić o walce o najwyższe cele - podkreśla Mirosław Kowalik.

Mimo zakończenia żużlowej kariery 41-latek co roku z powodzeniem bierze udział w imprezach na lodzie organizowanych w Opolu, Toruniu i Częstochowie. W sobotni wieczór Kowalik pojawił się na częstochowskim lodowisku i zawody zakończył z dorobkiem sześciu punktów. - Traktuję takie zawody, jak zabawę z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy. Wydawało mi się i rzeczywiście tak jest, że mam przygotowany całkiem dobry sprzęt, ale jednak odkryte lodowisko powoduje, że ten lód jest bardziej twardy i zmrożony. W pierwszych dwóch biegach nie mogłem złapać odpowiedniej przyczepności, a gdy ona już była, to z kolei zabrakło mi sił - śmiał się wychowanek toruńskiego Apatora.

Od dłuższego czasu pierwsze skrzypce w wyścigach na lodzie grają częstochowianie. Od lat monopol na zwycięstwa na lodowej tafli miał Sławomir Drabik. Powoli pałeczkę po ikonie częstochowskiego Włókniarza przejmują jednak Marcin Bubel i Artur Czaja. Ten drugi ma już na swoim koncie kilka zwycięstw w zawodach. - Bardzo fajny, ambitny zawodnik i skromny przede wszystkim. To na pewno istotne. Fajnie, że mamy młodych ludzi, którzy się w ten sport angażują i do tego dobrze sobie radzą. Życzyłbym mu, aby takie podejście towarzyszyło mu także w wyścigach na tradycyjnym torze - kończy Mirosław Kowalik.

Źródło artykułu: