Maciej Kmiecik: Poprzedni sezon był dla pana najlepszy w karierze. Czy zgodzi się pan z tezą, że teraz stoi pan u progu najważniejszego, bo tego, w którym wystartuje pan w Grand Prix?
Janusz Kołodziej: Myślę, że można tak powiedzieć, że czeka mnie najważniejszy sezon w karierze. Mam swoje pięć minut i staram się je wykorzystać. Dużo pracowałem przez lata, by znaleźć się w czołówce najlepszych żużlowców świata, by ścigać się z nimi w cyklu Grand Prix. Ostro pracuję na to, by ten rok był dla mnie pozytywny i wierzę, że taki będzie.
W poprzednim roku przebojem wdarł się pan do światowej czołówki. Niektórzy nawet uważają, że gdyby wówczas był pan stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix, całe podium byłoby polskie…
- Tego nie wiem i nigdy się już nie dowiemy. Wystartowałem w dwóch rundach Grand Prix. Starałem się pokazać w każdej z jak najlepszej strony. Dziękuję, że w ogóle mogłem pokazać się w tak doborowym towarzystwie. W tym roku będę miał okazję udowodnić, że przyznanie mi dzikiej karty było dobrym posunięciem. Wiem, że pracowałem na to przez cały rok, dobrze spisując się w polskiej i szwedzkiej lidze, wywalczyłem Złoty Kask i tytuł IMP, a z reprezentacją Puchar Świata. Teraz będę miał okazję przez cały sezon konfrontować się ze światową czołówką i pokazać, że te sukcesy nie były przypadkowe.
Ciężko chyba jednak będzie powtórzyć tak dobry sezon jak poprzedni?
- Nie można jednak spocząć na laurach i zachwycać się tym, co było. Osiągnąłem to co miałem osiągnąć w zeszłym sezonie, a teraz przede mną nowe wyzwania. Poprzeczkę faktycznie zawiesiłem sobie bardzo wysoko, ale cóż, jeśli chce się osiągać sukcesy, trzeba mierzyć wysoko. Ja tego chcę.
Chciałby mieć pan takie "wejście smoka" do Grand Prix jak Jarosław Hampel w poprzednim sezonie?
- Oczywiście. Chcę naprawdę wiele zdziałać w cyklu Grand Prix. Każdy przechodzi swoją drogę. Nie chcę być do nikogo porównywany. Ja zapisuję swoją kartę i pracuje na swoje sukcesy. Zobaczymy, co przyniesie życie.
Na ile musiały zmienić się przygotowania do nowego sezonu, zważywszy na to, że będzie pan stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix?
- Tak naprawdę z jednej strony niewiele się zmieniło, a z drugiej faktycznie przygotowania uległy korektom, głównie dlatego, że pomaga mi znacznie więcej osób. Jestem bardzo wdzięczny Krzyśkowi Cegielskiemu, moim mechanikom oraz sponsorom za to, że mnie wspierają i pomagają jak najlepiej przygotować do sezonu. Mnie pozostaje tylko jak najlepiej przepracować okres przygotowawczy, dopasować motocykle i jechać do przodu.
O ile musiał wzrosnąć budżet, by optymalnie przygotować się do sezonu?
- Tym wszystkim zajmuje się Krzysztof Cegielski. On dba o to, by dopiąć szczegóły dotyczące spraw marketingowych. Ja zajmuję się samym sobą i jak najlepszym przygotowaniem mojej osoby do sezonu. Z tego, co mi Krzysiek mówił, sponsorzy wsparli mnie w tym roku znaczniej niż w poprzednich sezonach, za co jestem im niezmiernie wdzięczny.
Zapytam jeszcze o sobotnią galę w Warszawie. Odebrał pan statuetkę jako członek złotej polskiej drużyn. Miło chyba wziąć udział w takiej uroczystości?
- Jak najbardziej. Cieszę się, że byłem częścią tej drużyny i przyczyniłem się do wywalczenia Drużynowego Pucharu Świata. Mam nadzieję, że za rok będzie okazja spotkać się podczas podobnej uroczystości i świętować kolejne sukcesy.
Które jednak mogą wam pokrzyżować te nieszczęsne tłumiki…
- Niestety, cały czas walczymy w tym temacie i chciałbym, żeby zostało to w jakiś pozytywny dla nas sposób rozwiązane. Nowe tłumiki są totalnym niewypałem dla sportu żużlowego i miejmy nadzieję, że nie wejdą one w życie. Są one niebezpieczne dla zawodników, a dodatkowo niszczą nam sprzęt.
A gdyby jednak nie zmieniono decyzji, co wtedy?
- Nie wiem. Może być tak, że zostanie przewrócony układ w żużlowej hierarchii, ale nie to jest najgorsze. Może niestety być też tak, że wielu z nas straci na żużlu zdrowie i już nigdy więcej nie wsiądzie na motocykl.