Będzie dobrze, róbmy beton, skróćmy tory

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W 2009 roku w parkingu maszyn w Ipswich, znany doskonale polskim kibicom eks-zawodnik Chris Louis sprawdzał naprężenie łańcuszka sprzęgłowego w motocyklu jednego ze swoich zawodników. Na jego nieszczęście silnik się rozprężył, wał korbowy poruszył, a końcówka palca managera zespołu Wiedźm została obcięta, gdyż dostała się pomiędzy zębatkę i łańcuch.

Po lewej stronie każdego motocykla żużlowego znajduje się plastikowa osłona, ochraniająca wspomniane elementy, a w niej mały otworek, przez który właśnie Chris Louis wtykał palce. Kilka dni po tym incydencie oficjalnie został zmieniony maksymalny, dozwolony rozmiar tegoż otworu. Wielu żużlowców musiało zmieniać te osłony. Oczywiście wymuszone zmiany uzasadniano troską o bezpieczeństwo mechaników i zawodników.

W tym samym roku w trakcie eliminacji DPŚ w duńskim Vojens noga Nickiego Pedersena dostała się pomiędzy tylni błotnik i koło Grigorija Łaguty. Trzykrotny mistrz świata doznał ciężkich poparzeń uda, a brytyjska federacja zmniejszyła od sezonu 2010 dozwoloną maksymalną odległość od opony do błotnika.

Takich zmian w budowie motocykla czy to uzasadnionych jak w przypadku kolizji Pedersena i Łaguty, czy też nieco na wyrost jak to było z incydentem w Ipswich, bo przecież można powiedzieć, że Chris Louis sam był sobie winien - po co wpychał swoje palce gdzie nie powinien (naprężenie łańcuszka sprawdza się od zewnętrznej a nie wewnętrznej strony), mógłbym wymienić więcej. Wszystkie one w teorii mają na celu poprawę bezpieczeństwa zarówno zawodników jak i mechaników.

Nagle okazuje się, że w sezonie 2011 obowiązkowo wprowadza się tłumiki, które to nie dość, że ograniczają moc motocykla, co jest niebezpieczne, bo motocykl znacznie gorzej się prowadzi i traci moc, to jeszcze straszliwie się nagrzewają, co w razie upadku i bliskiego z nim kontaktu z pewnością do rzeczy miłych należeć nie będzie. W Wielkiej Brytanii, gdzie zmniejszano średnicę otworków w osłonie do 10mm, nagle twierdzi się, że tłumiki są dobre i mimo protestów zawodników, którzy mówią coś innego, oficjalnie trzeba ich używać. Nie pachnie to paranoją? Jakby tego było mało to okazuje się, że nowe tłumiki obowiązują w Elite oraz Premier League, ale nie obowiązują w National League, czyli najniższej klasie rozgrywek. Jeśli to jeszcze nie brzmi dostatecznie idiotycznie to napiszę, że są ośrodki na Wyspach, gdzie na jednym obiekcie występują zespoły zarówno z Elite / Premier jak i National League. Nie chcę być gołosłownym więc już je wymieniam: Belle Vue, Rye House, Newport, Sheffield, Scunthorpe, King's Lynn. W tych miastach zawody EL i PL będą odbywać się na nowych tłumikach, a zawody NL na starych. Najwyraźniej Jawy i GM zawodników z wyższych lig są głośne i zakłócają ciszę okolicznych mieszkańców, a te z najniższej ligi już tak bardzo nie przeszkadzają.

Decyzję o tym, że jedni używają takiego sprzętu a drudzy innego uzasadniono tym, że zawodnicy w NL bardzo mało zarabiają. Tam czołowi zawodnicy, powtarzam czołowi, zarabiają około 50 funtów za punkt a młody junior, dopiero zaczynający przygodę ze speedwayem może liczyć na około 10-20 funtów. Tak to nie jest żart! W Premier League czołówka nie dostaje więcej niż 100 funtow za punkt, dla brytyjskiej federacji znaczy to, że ci zawodnicy w związku z powyższym mogą niemal dwa razy częściej remontować silniki, bo tak właśnie drastycznie według Adama Skórnickiego spadnie żywotność silnika.

W niedawnym wywiadzie manager The Lakeside, John Cook wyznał, że nie ma nic przeciwko nowym tłumikom, według niego widowisko nie ucierpi. Dla tych, którzy nie znają brytyjskich realiów już piszę o obiekcie Młotów - otóż ma on zaledwie 252 metry, kolejność najczęściej zostaje taka jaka była na pierwszym łuku, a mijanek jest jak na lekarstwo. Po 3-4 biegach, ponieważ najczęściej jeździ się przy krawężniku, jest tam tak twardo, że spod łyżwy na lewym bucie zawodnika sypią się iskry, gdy ten próbuje się podeprzeć. Wygląda to bardzo ładnie i widowiskowo. Na tak malutkim torze oczywiście nikt nie odkręca manetki na całość, bo nie dojechałby dalej niż do połowy łuku. Owszem, konie mechaniczne są potrzebne do umiejętnego nimi operowania, ale spadek ich liczby spowodowany nowym tłumikiem nie robi większego wrażenia, gdyż i tak każdy silnik ma jej nadmiar. W Lakeside to i na silnikach o pojemności 350cm sześciennych też by się dało jechać. Nic dziwnego, że dla pana Cooka nie ma różnicy.

Nie każdy obiekt na Wyspach jest takim małym jajeczkiem. Na dłuższych torach, ubytki mocy są bardziej niebezpieczne, więc na przykład promotorzy z Poole robią tor bardziej twardy niż to zawsze było. W Birmingham w poniedziałkowym meczu, transmitowanym przez Sky Sport, również tor był twardszy niż to onegdaj bywało.

Mamy więc rozwiązanie - utwardźmy tory, aby było bezpieczniej, poza tym można je skrócić! Gdybyśmy natomiast zdecydowali, aby wylać beton to nawet lepiej, bo nie trzeba będzie robić równania, tor też nie będzie nasiąkał wodą po opadach, same korzyści jak widać. Nawiasem mówiąc twarde tory nie są aż tak całkowicie złe, kiedyś Mark Loram powiedział, że na równym, twardym torze, bez kolein zawodnicy nie obawiają się jechać w widowiskowym kontakcie. Jazda blisko rywala na torze przyczepnym jest dużo bardziej niebezpieczna, gdyż na każdej nierówności można niebezpiecznie upaść, kosząc przy okazji rywala. Teraz ten zawodniczy dylemat minie, tory wszędzie będą twarde, ale w kontakcie i tak mogą obawiać się jechać, bo podobno motocykl z nowym tłumikiem jest bardziej nieprzewidywalny. Ot tak właśnie dziadki z FIM wyobrażają sobie popularyzację żużla.

Jakie remedium mają starsi panowie na tłumiki tak gorące, że aż chrom odpada i zmienia kolor? Na tą chwilę żadną, ale pewnie jak pierwszy zawodnik dozna ciężkich poparzeń, wprowadzą siatki lub kratownice dookoła tłumika i wydechu uniemożliwiającą bezpośredni kontakt z ich powierzchnią. Coś jak jest stosowane czasami w motocrossie, gdzie rura znajduje się tuż obok siodełka. Dodatkowo w kolejce czekają na wprowadzenie hamulce, poduszki powietrzne i lewy kierunkowskaz (tylko lewy, aby zawodników nie narażać na koszta).

Czy polski protest jest słuszny? Skoro mistrz i wicemistrz świata twierdzi, że tłumiki są niebezpieczne i nie nadają się do żużla, to nie mam powodów, aby im nie wierzyć. Podobnie ostro wypowiadał się Nicki Pedersen, ale okazuje się, że ostry jest tylko w gębie i na nowych tłumikach pojedzie. Crump, czyli doberman na motorze, poza torem okazuje się, że jest bardziej jak pudel, coś tam szczeka, ale nie gryzie. Tak na poważnie mówiąc, to sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Jeśli Polacy wycofaliby się teraz z protestu, to zrobiliby z siebie pośmiewisko. Jeśli natomiast będą kontynuować protest i nasza reprezentacja nie wystartuje w GP i DPŚ to Gorzów, Leszno i Toruń poniosą wielkie straty finansowe. Nawiasem mówiąc, ciekawe czy Gorzów już przelał te słynne 15 (czy 17) milionów na konto właścicieli cyklu GP. Jeśli nie to może warto byłoby się powstrzymać? Może taniej zapłacić karę niż rozgrywać zawody przy prawie pustych trybunach?

Co mogłoby powstrzymać wprowadzenie nowych tłumików? Wydaje się, że trzy okoliczności - bardziej prawdopodobna - zjednoczony protest zawodników, którzy będą ponosić straty finansowe. Druga możliwość - mało prawdopodobna - wycofanie się z cyklu GP organizatorów polskich rund czyli Leszna, Gorzowa i Torunia, wraz z wycofaniem się polskich sponsorów i stacji telewizyjnych. Sądzę, że na drugą opcję, mimo iż byłaby jak walnięcie obuchem, jest za późno. Trzecia to oczywiście założenie nowej federacji niezależnej od FIM i zorganizowanie niezależnych żużlowych rozgrywek, ale na to jest zdecydowanie zbyt późno.

Niby to jesteśmy żużlową potęgą, ale nikt z nami się nie liczy. Szwedzi, Duńczycy i Brytyjczycy pogodzili się z pomysłami FIM. Jeśli teraz PZM zmieni zdanie to tym bardziej nikt zbyt poważnie nas nie będzie traktował. Czy są dobre wyjścia z patowej sytuacji? Proponowałbym, aby w Polsce zostały stare tłumiki, ale jak ktoś z krajowych zawodników chce jeździć za granicą to proszę bardzo. Odgórny zakaz nie ma sensu, posługując się tą logiką PZM powinien też zabronić polskim zawodnikom skakać na bungee czy na spadochronie, bo to też zagrożenie życia. Jak ktoś chce się ścigać na nowych wynalazkach, to proszę bardzo.

Byłoby to wyjście dobre z dwóch powodów - po pierwsze to nie my będziemy królikiem doświadczalnym a żużlowcy z Zachodu, niech oni sobie kombinują przez ten rok, jak im będą wybuchać silniki to ich zmartwienie (tudzież zmartwienie rodaków, którzy tam potracą sprzęt). Za rok możemy po prostu iść do tych samych tunerów po gotowe rozwiązania. Drugi powód to taki, że wreszcie czołowi obcokrajowcy będą poważniej podchodzić do startów w Polsce. Już nie będzie mógł tego samego sprzętu wozić po całej Europie. Będą musieli mieć osobne maszyny na nasze tory. Przestawienie silnika z nowego na stary typ tłumika z pewnością nie będzie czymś co się zrobi na 5 minut przed zawodami, po drugie silniki zamęczone startami w Elitserien czy Elite League mogłyby być po prostu zbyt słabe na nasze tory.

Nie ulega wątpliwości, że PZM oraz panowie Komarnicki, Gollob, Cegielski, Hampel i Kołodziej mają teraz solidny orzech do zgryzienia. Nie zazdroszczę im tego w jakim znaleźli się położeniu. Odpowiadają nie tylko za siebie, ale również za to w jakiej kondycji na koniec sezonu będą kluby z Gorzowa, Leszna, Torunia, odpowiadają również za spore grono zawodników, którzy dorabiają sobie w zagranicznych ligach.

Źródło artykułu: