Stefan Smołka: Muszkieterowie czy trolle?

Proponuję nie nazywać trójki żużlowców, Tomasza Golloba, Jarosława Hampela i Janusza Kołodzieja, muszkieterami. Fantastycznym bohaterom powieści Aleksandra Dumasa przyświecało przepiękne motto: "Un pour tous, tous pour un" - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Nasi dzielni jeźdźcy muszkieterami byli do chwili podpisania protestu w Warszawie, potem już niestety nie. Teraz wielka trójca wraz z grupą konformistów, idących ślepo za nimi, może co najwyżej ubiegać się o miano krasnoludków od sierotki Marysi, by nie porównywać ich do trolli ("...trolle są tak tępe, że nie potrafią zapamiętać swojego imienia ani drogi do rodzinnej jaskini" - z opowiadań Jacka Piekary).

T. Gollob dla TVP: - Uspokajam kibiców, że nie ma takiej mocy, żeby ktokolwiek mnie wykluczył z Grand Prix. To ode mnie zależy. Ja podpisywałem kontrakt z BSI, gdzie zobowiązywałem się do uczestniczenia w Grand Prix. Moje zobowiązanie było dużo wcześniej niż wprowadzenie nowych tłumików i ta szaleńcza afera, która się nagłośniła - powiedział indywidualny mistrz świata.

Nie będę snuł dalszych próżnych wywodów, że w cywilizowanym państwie prawa jakikolwiek kontrakt, czyli umowa, nawet po wielokroć własnoręcznie podpisana, nie jest wiążąca, jeśli w jakimkolwiek punkcie wykryto uzasadnione domniemanie złej woli, ukrytej (nawet nieświadomie) wady, co mogłoby skutkować utratą zdrowia, a nawet życia osoby zainteresowanej. Do chwili zbadania sprawy pod kątem wysuniętych podejrzeń (takowe zostały sformułowane m.in. na piśmie przez dr Ślaka i parafowane przez wymienionych trzech czołowych polskich żużlowców), podpisana umowa jest nic niewartym świstkiem papieru. Można więc było spokojnie powiedzieć: "dla ratowania przyszłości sportu żużlowego rezygnuję z GP", a potem wygrać każdą sprawę w sądzie, gdyby zaszła taka potrzeba. Przypominam to dla porządku rzeczy, ale dziś to już nieważne i nieaktualne. "Daremne żale - próżny trud, / Bezsilne złorzeczenia! / Przeżytych kształtów żaden cud / Nie wróci do istnienia. / Świat wam nie odda, idąc wstecz...". Tak swoją drogą, skąd Adam Asnyk tak dawno temu przewidział wynik wojny o tłumiki?

Oświadczenie Tomasza Golloba jest "do bulu" jednoznaczne. Wreszcie ktoś mówi otwartym tekstem. Stanowisko mistrza świata zamyka sprawę, bo zostawienie go samego z Polaków po tamtej stronie barykady jest, wobec braku solidarności, czystą teorią, mrzonką niepoprawnych idealistów. Nowe tłumiki zwyciężyły! Gratuluję Nowym Tłumokom! Wypada zatem już tylko powiedzieć za Ryszardem Latko: "Tato, tato, sprawa się rypła". Niebawem okaże się, że tzw. "wywalczenie" starych tłumików w polskiej lidze jest zwycięstwem pyrrusowym, a właściwie było wyłącznie zasłoną dymną dla przeprowadzenia operacji w białych rękawiczkach. Znalezienie i przekonanie garstki "pożytecznych idiotów" poszło gładko, zresztą nigdy w żadnej sprawie nie było to trudne. Stanowisko mistrza świata jest dla dalszego biegu spraw kluczowe. Reszta od tej chwili może się przyłączyć jak stado baranów za swym światłym przewodnikiem. Aczkolwiek nie wiem, czy w tej wędrówce na zatracenie był jakiś przewodnik, czy był to raczej pochód za umykającym blaskiem brzęczących srebrników.

Na swoim stał PZM i jego zbrojne ramię - GKSŻ, z kijem i marchewką, w niezwykle przebiegłej strategii. Z boku ujadało kilka psów, które doskakiwały szczerząc kły. Pokazywały kierunek - ten jedynie słuszny i "właściwy" kierunek - marszu dla pozostałych. Cała reszta, pionek po pionku, uginała się pod presją, szła na rzeź nieuchronną. Zapomnieli ci wszyscy nadgorliwcy, że żużel, jak zresztą każda dyscyplina sportu w profesjonalnym wydaniu, jest jednak dla kibiców przede wszystkim. Żużlowcem się jest te kilka, kilkanaście lat, przy dobrych układach, kibicem natomiast przez całe życie. A kibice nie chcą piskliwego warkotu bezsensownie stłumionego silnika w żużlowej maszynie. Bakcyla dla tego sportu połyka się w latach wczesnodziecięcych, a decyduje zazwyczaj ten pierwszy raz, zasłyszany i zakodowany na zawsze, niepowtarzalny dźwięk, ten niezwykły narkotyczny zapach spalanej mieszanki metanolu i oleju.

Panowie, jedno jest pewne. Wy nie zdobywacie nowych fanów dla speedway’a, zabijacie wprost ten dobry hałaśliwy żużel. Tak to odbierają zwykli kibice, a ja nigdy nie oglądałem zawodów żużlowych z innej, niż prostego kibica, perspektywy. Loże VIP-owskie czy prasowe krzesełka mnie nie kręcą. Tomasz Gollob, i podążający jego tropem (niektórzy dali "dobry przykład" wcześniej), walcząc o swoje krótkotrwałe profity, gubią perspektywy finansowe dla przyszłych kolegów, bo odwrót kibiców będzie nieuchronnym następstwem. Sponsorzy, dziś hojni, odwrócą się szybciej niż wy od nas, gdy tylko stadiony zaczną świecić pustkami. Zaprezentowana filozofia - jeszcze rok, może dwa, a po nas choćby potop - godna jest tytułowych trolli.

Każdy z nas ma swoją wolną wolę. Nie ma powodów, żeby ją odbierać Tomaszowi Gollobowi. Jest znakomitym żużlowcem, najlepszym z Polaków w całej historii. Dla mnie to nigdy nie budziło żadnych wątpliwości. Na motocyklu to jest wirtuoz nie mający sobie równych. Ale jako człowiek?... Nie mógł przecież nie wiedzieć jaka odpowiedzialność na nim spoczywa. Największa, bo taka jest skala jego talentu. Mógł stanąć po właściwej stronie. Może nie od razu, ale za tym by szły miliony, o które rzekomo teraz chodzi. Wybrał opcję konformizmu - szybkiego zysku, tu i teraz. Dokonał wyboru, do czego, jako przeciętny (z natury rzeczy słaby) człowiek, miał prawo. Musiał mieć też jednak pełną świadomość, że oto odwraca się plecami do wielu swoich wielbicieli.

Jestem jednym z nich. Wierzyłem w wygraną dzięki Gollobowi. Ponieważ na zmianę zdania p. Golloba liczyć nie można, wobec powyższego publicznie deklaruję: - Nie ma takiej mocy, żebym zapłacił choć jeden złamany grosz za oglądanie występów tego idola. To ode mnie zależy. Proszę mnie trzymać za słowo! Nie będzie mnie na widowni, gdy Tomasz Gollob będzie na torze - wygrywał, przegrywał, remisował; zdobywał kolejne tytuły Mistrza Świata. Mam dla tej jednej postaci narzucony sobie osobiście zakaz stadionowy. Z pozostałymi jeszcze jakiś czas wytrzymam, bo nie opowiedzieli się tak jednoznacznie przeciwko woli kibiców, a głos ich dużo mniej waży. Nie, żebym przestał Tomka lubić - prywatnie wydaje mi się elokwentnym i czarującym człowiekiem - nic się nie zmienia, jak dawniej życzę mu sukcesów. Tylko przestało być dla mnie ważne co jeszcze powie i w jaki podczas tej maskarady przyoblecze się koniunkturalny tłumik. Mam ten komfort, że wcale nie muszę tego oglądać, słuchać i jeszcze za to płacić. Nie zależy mi też na żadnym naśladownictwie w tym względzie. Dwulicowość wyczuwam w wypowiedziach i tekstach wielu osób wpływowych, które stosują skompromitowaną zasadę "jestem za, a nawet przeciw". Tylko miażdżąca większość kibiców, kochających żużel naprawdę, jest w sprawie absolutnie bezkompromisowa. Oni wiedzą co tracą. Po prostu. Razem z nimi czuję się okpiony, a mam taki feler, że czasem o swoje upomina się honor.

Pozwolę sobie na pewne osobiste, dawne ale wciąż żywe, wspomnienie. Podczas fali protestów w sierpniu 1980 roku, które zaczęły zmieniać świat, nie byliśmy profesjonalnie przygotowani, nie mieliśmy ekspertyz, opinii biegłych, też wydawało się, że przegrywamy, że już za późno. Wystarczyła spontaniczna solidarność - i zwyciężyliśmy. Tylko zjednoczoną zdeterminowaną wolą wygrywa się bitwy z kategorii tych rzekomo z góry przegranych.

"Uspokajam kibiców"... chciałoby się powiedzieć za klasykiem, a mianowicie zapewniam wszystkie zainteresowane strony, że tak oto cała sprawa tłumików - starych, nowych, głośnych, cichych, bulgoczących, świszczących, mniej czy bardziej śmiesznych - dla mnie skończyła się raz na zawsze. Nie zamierzam do tej farsy wracać, czego i Państwu wiosennie życzę.

Stefan Smołka

Źródło artykułu: