Wychowanek pilskiej Polonii zdobył w niedzielne popołudnie 10 punktów i dwa bonusy. - Było całkiem dobrze - komentował po spotkaniu. - Szczerze mówiąc spodziewałem się, ze będzie gorzej, bo na tym torze zwykle notowałem słabsze wyniki. Było dobrze ze startu, potem była walka na torze. Przegraliśmy, ale nie było tak źle. Nawiązaliśmy walkę - dodał.
Łodzianie w przedmeczowych wypowiedziach deklarowali, że stać ich nawet na wygraną ze Startem. Gościom sił na równą walkę z gospodarzami wystarczyło jednak tylko do połowy zawodów. - Zabrakło... punktów - mówił Szczepaniak. - Każdy trochę ich pogubił, ja też. Gdybyśmy trochę więcej dali od siebie tych oczek, to na pewno zawody byłby bardziej wyrównane do samego końca. Być może moglibyśmy się pokusić nawet o zwycięstwo - dodał. Patrząc na wyniki spotkania trudno nie przyznać mu racji: czterech zawodników wywalczyło bowiem w sumie zaledwie 11 punktów.
24-latkowi nie udało się również ani razu pokonać na torze swojego brata, Michała. W pamięć kibiców zapadł szczególnie trzynasty bieg dnia, kiedy reprezentant gospodarzy na dystansie wyprzedził naszego rozmówcę. - Jechałem drugi za Linusem (Sundstroemem - przyp. red.). Nie wiedziałem jak on wejdzie w łuk: przy bandzie, a może bliżej krawężnika? Zrobił to najgorzej jak mógł: pojechał środkiem. Nie wiedziałem którą część toru wybrać. Ostatecznie pojechałem za nim. Michał wtedy przyciął, wszedł w krawężnik. Następnie wyprzedził Linusa. W ostatniej gonitwie natomiast od razu mi uciekł i nie mogłem już nic zrobić - zakończył Szczepaniak.