Naszym zdaniem: Polscy juniorzy poza kadrem

Prawda o występach polskich juniorów w meczach ekstraligowych jest smutniejsza niż można wyczytać ze statystyk. Warto zastanowić się czy ceną za zbieranie przez nich doświadczenia musi być obniżenie poziomu i widowiskowości najwyższej klasy rozgrywkowej.

Jan Gacek
Jan Gacek

Idea promowania polskich juniorów jest słuszna i nie budzi kontrowersji. Po rozegraniu dwóch kolejek ligowych rodzą się jednak pytania o to, czy obowiązkowa jazda rodzimych młodzieżowców w spotkaniach ligowych jest trafionym pomysłem. W meczach, które odbyły się do tej pory nasi juniorzy wypadli marnie. Poza odosobnionymi przypadkami nie potrafili nawet nawiązać walki z seniorami. Punkty zdobywali niemalże wyłącznie na młodzieżowcach drużyny przeciwnej. Często upadali powodując konieczność przerywania i powtarzania wyścigów. Prawda o występach polskich juniorów jest jednak o wiele bardziej przykra niż można wywnioskować ze statystyk. Dysproporcja umiejętności pomiędzy seniorami a chłopcami uczącymi się żużlowego rzemiosła jest tak duża, że cierpi na tym widowisko.

Komentując mecz Unii Leszno z PGE Marmą Rzeszów Krzysztof Cegielski bez cienia ironii stwierdził, że pojedynek Janusza Kołodzieja lub Jarosława Hampela z Łukaszem Kretem nie zmieści się kadrze. To spostrzeżenie trafnie oddaje sytuację w jakiej znalazła się Ekstraliga po wprowadzeniu obowiązkowych startów polskich juniorów. Większość z nich nie prezentuje jeszcze poziomu, który pozwalałby im bezpiecznie (i z cieniem szans na powodzenie) ścigać się w najlepszej lidze świata. Rywalizacja jest bowiem możliwa i stwarza warunki do rozwoju tylko wtedy, gdy przeciwnicy prezentują dający się porównać poziom sportowy. Pojedynek Łukasza Kreta z Jarosławem Hampelem jest więc równie bezcelowy jak sparing początkującego boksera wagi piórkowej z Witalijem Kliczko. Jakie wnioski ma wyciągnąć z walki zawodnik znokautowany w pierwszej minucie? Czego ma nauczyć się Kret od Hampela skoro już na pierwszym okrążeniu traci go z oczu?

Oczywiście można przywołać przykłady Macieja Janowskiego i Patryka Dudka, którzy już od kilku sezonów z powodzeniem walczą z seniorami. Rzecz jednak w tym, że wspomniani zawodnicy nie potrzebowali zmian regulaminu, żeby załapać się do meczowego składu. Oni zdobywali doświadczenia na treningach i w turniejach młodzieżowych. Ciężko pracowali, żeby szlifować swoje talenty i nie dostali niczego "za darmo".

Jednocześnie trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jazda w Ekstralidze nie jest dla polskich juniorów jedyną okazją do zdobywania doświadczenia i podnoszenia umiejętności. W ciągu roku rozgrywanych jest nawet kilkadziesiąt krajowych imprez młodzieżowych. Zagraniczni młodzieżowcy nie mają więc pod tym względem bardziej komfortowych warunków do rozwijania swoich talentów.

Popełniono błąd rzucając polskich juniorów na zbyt głęboką wodę. Płacimy za tę pomyłkę bardzo wysoką cenę jaką jest obniżanie prestiżu i jakości widowiska w Ekstralidze. Kibice przychodzą przecież na stadiony w poszukiwaniu emocji i wrażeń. Turnieje szkoleniowe ich zupełnie nie interesują.

Z perspektywy klubowych budżetów utrzymanie polskich juniorów jest z pewnością tańsze niż obcokrajowców. Być może to jest jedyna prawdziwa przyczyna wprowadzenia przepisu o obowiązkowych startach rodzimych młodzieżowców. O tym, że nie mamy wystarczająco wielu juniorów na ekstraligowym poziomie było przecież wiadome już w ubiegłym roku.

Jan Gacek

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×