Jadąc na drugoligowe tory nie wiem czego się spodziewać - rozmowa z Adrianem Gomólskim, zawodnikiem ŻKS Ostrovia

Adrian Gomólski po rocznej przerwie wrócił do Ostrowa. Wychowanek Startu Gniezno na początku sezonu prezentuje niezłą formę i przypomina świetnie jeżdżącego żużlowca z 2008 roku, kiedy to w Ostrowie zanotował najlepszy sezon w karierze.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik

Maciej Kmiecik: Jakie to uczucie stać z bratem na jednym podium?

Adrian Gomólski: Wspaniałe. Chyba pierwszy raz w karierze stoimy razem na podium turnieju indywidualnego i moja radość ze zwycięstwa jest podwójna właśnie dlatego, że obok mnie stanął brat.

Wygrałeś niespodziewanie w Ostrowie. Zaskoczyłeś trochę sam siebie?

- Naprawdę, nie spodziewałem się zwycięstwa. Przecież jeździło tu kilku dobrych chłopaków. Kiedy po dwóch biegach miałem komplet zwycięstw, pojawiła się myśl, by zmienić motocykl i trochę potestować.

Ale chyba jednak nie kombinowałeś, bo od początku do końca było dobrze.

- Nie zmieniłem motocykla i jechałem do końca na tym, który spisywał się świetnie. Na tym silniku notowałem w Ostrowie swoje najlepsze wyniki. Nie ukrywam, że chciałbym także przetestować drugi silnik i dopasować go do toru. Postanowiłem jednak walczyć o zwycięstwo, a testy odłożyć na trening.

Wrócił stary dobry Adrian Gomólski?

- Powiem szczerze, że ja w ogóle nie myślę o tym, czy jestem w dobrej formie. Cieszę się znów z jazdy na żużlu. Mam czerpać radość i przyjemność ze ścigania, bez zbędnej presji i nerwów.

Luz blues, a wyniki same przyjdą?

- Jeśli będziemy cieszyć się jazdą, to wynik się pojawi. Szkoda, że w Polsce zazwyczaj jest odwrotnie. Najpierw jest wielka presja na wynik, a później jak nie wychodzi, to rodzą się problemy. Rozmawiałem z bratem na temat jazdy w Anglii, której miał okazję posmakować. Tam jest inaczej niż u nas. Przyjedziesz do mety czwarty, przyjdą, poklepią po plecach i powiedzą, że w kolejnych wyścigach będzie lepiej. Nic za wszelką cenę. W Polsce jeśli dwa biegi nie wyjdą zawodnikowi, to idzie w odstawkę do końca zawodów.

Z pewnością to nie buduje?

- Ależ oczywiście. To może tylko zdołować. Człowiek później myśli, zastanawia się co zrobił źle, a nie ma szans na rehabilitację. Najważniejsza jest psychika. Jeśli głowa jest "czysta", nie ma problemów, to zdecydowanie lżej i łatwiej się jeździ.

Wygrałeś turniej w Ostrowie na torze innym niż zazwyczaj, bardziej twardym. Odpowiadała ci taka nawierzchnia domowego obiektu?

- Wydaje mi się, że na początku zawodów ta nawierzchnia zaskoczyła wszystkich. Wydawało się, że jest bardziej przyczepnie. Później jednak, kiedy polano trochę wody i odsypało się, można było naprawdę bardzo fajnie się ścigać. Co najważniejsze, walka była prowadzona bardzo fair. Nie było wywożenia w płot, ataki były przemyślane i w granicach bezpieczeństwa. Ukłon w stronę kolegów z toru, gdyż taka jazda naprawdę ma sens. Trzeba przecież myśleć nie tylko o wyniku, ale i o kościach rywali.

Półfinał Złotego Kasku w Rawiczu nie wyszedł ci do końca. Jesteś mocno rozczarowany brakiem awansu do finału tej imprezy?

- Nie ukrywam, że jestem trochę rozczarowany. Chciałbym jednak przypomnieć, że w Rawiczu to była dopiero moja trzecia impreza w tym sezonie. Pojechałem wcześniej sparing w Zielonej Górze i ligę w Pile, a następnie półfinał w Rawiczu i turniej w Ostrowie. W Rawiczu czegoś brakowało do sukcesu, przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na przygotowanie torów, szczególnie w drugiej lidze. Jadąc na drugoligowe obiekty, nie wiem, czego się spodziewać. W Pile także do dziesiątego biegu w miarę się jeździło, był fajny tor, a później rozsypało się zupełnie. Podobnie było w Rawiczu, gdzie uwagi do nawierzchni zgłaszał m.in. uczestnik cyklu Grand Prix, Janusz Kołodziej. Problemy z tym torem mieli tacy zawodnicy jak Sebastian Ułamek. Coś najwyraźniej było nie w porządku. Najważniejsze jednak, że cało odjechaliśmy te zawody. Co do wyniku, na pewno chciałem awansować, ale rozpaczać z trzynastego miejsca nie będę. Wygrałem Puchar Prezydenta w Ostrowie. Cieszę się i myślę o kolejnych zawodach.

Przed wami derby z Kolejarzem Rawicz i wbrew pozorom wcale nie czeka was łatwy mecz...

- Zdecydowanie tak. Nikt z nas nie spodziewa się łatwej przeprawy. Musimy się zmobilizować, a przede wszystkim porozmawiać na temat przygotowania toru, by nie być nim zaskoczonym. Organizacyjnie jest jeszcze wiele do zrobienia. Nie oszukujmy się, gdyby nie bracia Jan i Andrzej Garcarkowie, w Ostrowie też by to tak nie wyglądało. Szczerze podziwiam tych ludzi. Przez wiele lat są przy żużlu, pomagają różnym zawodnikom, nie tylko z Ostrowa, a przecież dostali już trochę "kopniaków". Pojawiały się czarne chmury nad tymi osobami, ale ja swoją jazdą chcę dać im radość i odgonić te czarne chmury.

Widać było to po twoim zachowaniu, kiedy po zwycięskich biegach podjeżdżałeś pod trybunę główną i dziękowałeś m.in. swoim sponsorom...

- Dokładnie. To był spontaniczny odruch. Każdy sukces, każde zwycięstwo dedykuję moim sponsorom. Przy okazji serdecznie im dziękuję za wszystko, co dla mnie robią.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×