Wyścigi z udziałem Mirosława Jabłońskiego rozgrzewały kibiców do czerwoności. W jego przypadku nie liczyły się tylko punkty, ale waleczna postawa na torze, a poza tym praca na rzecz kolegów. W jednym z biegów wdał się w bój z Emilem Sajfutdinowem, żeby ułatwić zadanie Michałowi Szczepaniakowi. Ostatecznie przegrał rywalizację z Rosjaninem, ale jego partner z pary dojechał na pierwszym miejscu. Nic więc dziwnego, że w po zawodach na trybunach było słychać opinie, że do zwycięstwa nad Polonią Startowi zabrakło przynajmniej jeszcze jednego... Mirosława Jabłońskiego.
- Tak nie możemy mówić - komentował skromnie. - To jest żużel. Każdy się stara na tyle, ile ma sił. Dzisiaj wyglądało to w ten sposób, że mi akurat szło, a kolegom z drużyny nie. Musimy popracować, żeby za tydzień było zdecydowanie lepiej. Żeby cały nasz zespół pojechał na poziomie Mirosława Jabłońskiego. Jednak chciałbym podkreślić, że sam również nie ustrzegłem się błędów - dodał zdobywca dwunastu punktów.
Mirosław Jabłoński (czerwony) w drodze po kolejne zwycięstwo
Młodszy z braci Jabłońskich podkreśla, że do zwycięstwa gnieźnianom zabrakło w niedzielę szczęścia: - Zabrakło nam szczęścia, szczęścia i jeszcze raz szczęścia! Mój pierwszy bieg ze Scottem (Nichollsem), to było jedno wielkie nieporozumienie. Nie dogadaliśmy się na torze. Nie wiedziałem gdzie jechać. Zamiast pomagać, przeszkadzaliśmy sobie i w konsekwencji zamiast zwycięstwa, zanotowaliśmy tylko remis. Natomiast w biegu, w którym byłem drugi miałem awarię sprzętu. Okazało się, że zawiodła świeca zapłonowa, co było przyczyną bardzo słabej kondycji motocykla. Kiedy usterka została usunięta, to ostatnie dwa biegi były rewelacyjne. Wszystko wróciło do normy. Dlatego uważam, że do zwycięstwa zabrakło nam szczęścia. Proszę pamiętać, że mojemu bratu (Krzysztofowi Jabłońskiemu) rozwalił się silnik. Problemy miał także Michał Szczepaniak. Szkoda gadać. Wszystko to złożyło się na naszą porażkę.
Lider Startu, zresztą podobnie jak kierownictwo klubu, ma obawy, że na kolejny mecz z GTŻ Grudziądz kibiców nie będzie już tak wielu jak w ubiegłą niedzielę. Jednak mimo wszystko wierzy w mądrość sympatyków Startu. - Przed sezonem apelowałem do nich, żeby się od nas nie odwracali. Sezon jest długi, a jedna czy nawet dwie porażki nie są w stanie nic zmienić. Teraz dopiero okaże się czy mamy kibiców w Gnieźnie, czy nie. Jeśli za tydzień przyjdzie ich garstka, to będziemy mieli świadomość, że interesują ich wyłącznie wyniki. Nie interesuje ich dobre widowisko, ambitna postawa, a jedynie punkty w tabeli. Jestem zdania, że to nie są prawdziwi kibice. Bo ci przychodzą na każdy mecz. Nawet wtedy kiedy przegrywamy, to jest na stadionie, dopinguje nas i zmusza do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Dlatego mam nadzieję, że za tydzień w niedzielę kibice nas nie zawiodą!
Tym razem się nie udało - zdaje się mówić "Jabłuszko"