22 lipca 1988 r. w Bydgoszczy miejscowa Polonia zmierzyła się z Unią Leszno. Lider "Gryfów" Ryszard Dołomisiewicz startował wówczas ze złamaną lewą nogą. Leszczynianie, którzy zmontowali wtedy prawdziwy "dream team" byli zdecydowanym faworytem. Ich siła tkwiła w trzech znakomitych żużlowcach, Romanie Jankowskim, Zenonie Kasprzaku i Janie Krzystyniaku. Ten ostatni był już bardzo doświadczonym żużlowcem, m.in. wicemistrzem Polski. W jednym z wyścigów doszło do bezpośredniego starcia Dołomisiewicza z Krzystyniakiem. Parę gospodarzy uzupełniał Jacek Gomólski, a gości Zbigniew Krakowski. Ten bieg i to, co stało się po jego zakończeniu miało decydujący wpływ na ostateczny wynik. Zapraszamy do zapoznania się z materiałem filmowym z tego wydarzenia. Na uwagę zasługuje bardzo emocjonalny komentarz obecnego spikera Polonii Bydgoszcz Jerzego Matuszaka.
Ryszard Dołomisiewicz w rozmowie z naszym portalem tak wspominał ten wyścig. - Wygrałem start, zamknąłem Krzystyniaka przy krawężniku i przejechałem pierwszy łuk najwolniej jak się dało. Na prostej również go zablokowałem i spowolniłem, dzięki czemu Gomólski wyszedł na prowadzenie i wyprzedził mnie o długość motocykla. Następnie cały wyścig uważałem na to, żeby nie dać się wyprzedzić. Jak trzeba było zamknąć go przy krawężniku to zamykałem, jak atakował mnie szeroko, to wynosiłem się na zewnątrz. Chwilami ocierałem się swoim przednim kołem o tylne koło Gomólskiego, po to, żeby piekielnie szybki Krzystyniak nie mógł nas wyprzedzić. A był na tyle szybki, że wystarczyło 5 cm. luzu i z pewnością wślizgnąłby się między nas. Po zakończeniu biegu zdenerwowany leszczynianin podjechał i kopnął mnie w złamaną nogę. Pamiętam, że w tej chwili zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami, a ból był nie do zniesienia. Zjechałem do parkingu, odsiedziałem swoje, ból minął i szykowałem się do swojego następnego biegu.
Waldemar Cieślewicz również dobrze pamięta ten mecz. - To był bardzo trudny mecz. Dołomisiewicz z Gomólskim przywieźli Krzystyniaka na 5:1 i zawodnikowi z Leszna po prostu puściły nerwy. Jak to się skończyło, każdy pamięta. Jednak w parkingu była taka atmosfera, że można było powiesić siekierę. Kibice chcieli wyważyć bramę i wymierzyć sprawiedliwość Krzystyniakowi. Dlatego milicja wypuściła autobus z zawodnikami i ludźmi z Leszna drugą bramą i na sygnałach eskortowali ich poza granice miasta - wspomina Waldemar Cieślewicz.