- Spotkanie rozpoczęło i skończyło się dla nas bardzo dobrze. Zdobyliśmy więcej punktów aniżeli się spodziewaliśmy. Nikt chyba nie przypuszczał, że wygramy taką różnicą punktów. Zawody zaliczam do udanych, rozpocząłem je bardzo dobrze i gdyby nie te dwa ostatnie biegi, gdzie miałem taśmę i defekt, byłoby super. Miałem problemy z motocyklem. Ciężko to określić. Powiedzmy, że to były problemy czysto techniczne. Problem, który pojawił się w momencie zerwania taśmy, związany był także z tym co się stało w ostatnim moim biegu - podsumował Amerykanin.
Cztery punkty podczas derbowego pojedynku oraz siedem uzyskanych w meczu z Unią - z takimi zdobyczami zakończył dwa ostatnie spotkania Amerykanin. Czy jest tym rozczarowany? - Tak, to prawda. W tym spotkaniu po dobrym początku pojawiły się problemy. Najpierw była to taśma i później defekt. Dwa tygodnie temu w Gorzowie było okropne spotkanie, straszne pod każdym względem. Dlatego próbuję o nim jak najszybciej zapomnieć. Teraz naprawdę byłoby super, gdyby nie te pechowe dwa biegi. Czym innym są błędy na torze, czym innych pech. Dlatego potrafię znaleźć dla siebie usprawiedliwienie - wyjaśnił zawodnik Falubazu Zielona Góra.
Greg Hancock
Jak to się stało, że osłabiony brakiem swojego czołowego jeźdźca Stelmet Falubaz tak wysoko pokonał, co by o niej nie mówić, bardzo silną ekipę z Leszna? - W tym sezonie ciągle mamy do czynienia z takimi szalonymi rozstrzygnięciami, dziwnymi nieprzewidywalnymi wynikami. Tak jak dwa tygodnie temu nasza wysoka porażka w Gorzowie, a teraz przegrana Gorzowa we Wrocławiu. Tego też nikt się nie spodziewał. Jeśli chodzi o nasz występ w Gorzowie, to wiem, że straciliśmy moc po wypadku Rafała. To nie jest żadne wytłumaczenie, ale odczucie. W tym spotkaniu było tak dużo energii, mocy, presji. Po wypadku Rafała coś się stało. Oczywiście to nie powód tego, że zdobyłem tylko cztery punkty, ale nagle całe ciśnienie w głowie uszło. Zresztą z nas wszystkich, za wyjątkiem Jonssona, który zapunktował tam solidnie - stwierdził żużlowiec.
W niedzielny poranek żużlowy światek obiegła smutna wiadomość o śmierci Mateja Ferjana. - Jestem zszokowany, zresztą jak wszyscy. Znałem Mateja, choć nie był jakimś moim bardzo bliskim kolegą. Nigdy nie widziałem, żeby miał jakieś problemy, dlatego nie podejrzewam, żeby mógł sam do tego doprowadzić. To jest szok z jakąś tajemnicą w tle. Może nigdy nie dowiemy się co się wydarzyło. Wyrazy współczucia dla całej rodziny i kibiców. Spoczywaj w spokoju Matej.