Za nami dość przeciętny rok dla polskiego sportu, gdy spojrzeć na dyscypliny porywające tłumy. Piłka nożna jak leżała, tak leży, natomiast ręczna upadła po blisko dekadzie hossy. Koszykówka jest w marnym stanie, czego dowodem są nie tylko przeciętne występy reprezentacji, ale też naszych drużyn w europejskich pucharach. By ocenić lekką atletykę, najlepiej porównać medalowy dorobek z igrzysk w Tokio (2021) oraz Paryżu (2024) - dziewięć do jednego. Dziewięć, w tym cztery złota, do jednego brązu Natalii Kaczmarek, choć niezwykłej urody. Nasze skoki narciarskie wylądowały na buli, nie mamy też żadnego Michalczewskiego czy Adamka między linami. Żużel? Dość nijaki sezon uratował Zmarzlik, piątym tytułem indywidualnego mistrza świata, bo nawet jako drużyna, taka skromna, dwuosobowa, nam nie poszło.
Potrafimy za to z polotem przebijać piłki przez siatkę. A na myśli nie mam wyłącznie naszych wicemistrzów olimpijskich, bo tak się złożyło, że fajną drużynę zebraliśmy także z kilkorga rodzynków na korcie. Nie mamy zapewne takiego systemu, jak bracia Czesi i Słowacy, natomiast matka natura sprawiła, że kilka pań i Hubert Hurkacz urodzili się w zbliżonym okresie. Ale już nasi dorodni siatkarze nie są dziełem przypadku, lecz pokłosiem systemu. Bo tak pięknie dorastają w klubach, ale też w szkołach mistrzostwa sportowego i ruszają w świat szeroką ławą, z której można czerpać garściami i stworzyć nie jedną, a ze trzy reprezentacje na poziomie.
Oczywiście, nasi sportowcy potrafią też błyszczeć na innych arenach. Jak łyżwiarka szybka Kaja Ziomek czy snowboardzistka Aleksandra Król-Walas, które po urodzeniu dzieci udały się wprost na najwyższy stopień podium Pucharu Świata. To tylko przykłady. Generalnie jednak kiepski występ naszej olimpijskiej delegacji ugruntował przeciętną ocenę polskiego sportu. Do tego rozczarowanie towarzyszyło też, tradycyjnie zresztą, kilku postaciom przy okazji Plebiscytu Przeglądu Sportowego na Najlepszego Sportowca Polski. Co akurat nie powinno występować. Dlaczego?
ZOBACZ WIDEO: "Alarm". Znany polityk jest przerażony wydarzeniami w Gorzowie
Uważam, że ktoś, kto artykułuje rozczarowanie swoją pozycją w tej zabawie, w pewnym sensie okazuje brak szacunku innym uczestnikom plebiscytu, którzy znaleźli się wyżej. Po części deprecjonuje ich osiągnięcia, których porównać przecież nie sposób. Nie da się bowiem wprowadzić żadnego wzoru matematycznego i przeliczników za wiatr, by ocenić, co cenniejsze - mistrzostwo świata w skokach narciarskich czy na żużlu. Brąz mistrzostw świata w judo czy mistrzostwo Starego Kontynentu w zapasach. Itd., itp.
Rozumiem, że ci najlepsi, urodzeni championi, chcą wygrywać zawsze i wszędzie. Nawet wtedy, gdy swoje już zrobili i nie mają na nic wpływu. Rozumiem też, że są sportowcami zawodowymi, a tu nie bez znaczenia jest marketing i biznes. Że sponsorzy mogą chcieć wybrać tych z górnej półki, nie z nieco niższej. Choć to tylko teoria, bo różni sponsorzy pasują przecież do różnych dyscyplin. Iga Świątek nie będzie raczej reklamować oleju silnikowego, a Bartek Zmarzlik damskiej biżuterii. Dlatego umówmy się, że takie nazwiska nie zginą. Czy zajmą czwarte miejsce czy piąte, zamiast pierwszego.
A więc mam świadomość, że sportowcy chcą wszędzie podtrzymywać zwycięskie serie, przy czym Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski postrzegam jako rywalizację, w której zwycięża każdy, kto pokaże klasę i odda honory przedstawicielom innych dyscyplin. Bez względu na pozycję w finałowej dziesiątce.
Zmarzlik zaznaczył, że on w swojej profesji nie ma roku olimpijskiego. Fakt. Ale rokrocznie sam sobie urządza igrzyska. I dostarcza tych igrzysk ludziom. Jest stałym bywalcem Plebiscytu, jakby miał etat na czas nieoznaczony i niech pozostanie sobą, a ludzie nadal go będą cenić. Niech bezkompromisowy pozostanie na torze, a na gali, przed mikrofonem, pozostanie skromnym chłopakiem i naturszczykiem z Kinic.
Z kolei tata Igi Świątek, pan Tomasz, minę miał taką, jakby ktoś naszą tenisistkę skrzywdził. To prawda, kibice szybko się do sukcesów przyzwyczajają. Ale to samo dotyczy Zmarzlika i kilku innych postaci. Bo to ludzie decydują, na kogo wysłać sms i czy w ogóle im się chce albo kalkuluje.
Ten za nisko, ten za wysoko... Niektórzy twierdzą, że Lewandowskiego powinno nie być w dziesiątce. A to przecież trzeci gość w historii Ligi Mistrzów, który przekroczył barierę ponaddźwiękową, stu bramek w elitarnych rozgrywkach najbardziej globalnej konkurencji, jaką świat wymyślił. Zaraz po Messim i Ronaldo. Zatem, rzeczywiście szybko się przyzwyczajamy do sukcesów.
Inna sprawa, że kibice szybciej by Lewego docenili, gdyby dźwignął w rankingu naszą kadrę, a nie siebie. Skoro piłka jest sportem wybitnie drużynowym. Na fali takiego sukcesu głosuje się chętniej. W tym wypadku byłby to sam awans do jakiejś dużej imprezy, który rychło zamienilibyśmy w gejzer wiary i nadziei. Innych sukcesów brak.
Iga Świątek to postać wyjątkowa. Osobiście nie mniej niż za klasę sportową cenię ją za gesty wykraczające poza świat sportu. Za to, że od samego początku, jako młoda osoba, upominała się o Ukrainę, a ostatnio również o Palestynę, gdzie za zamkniętymi przed światem drzwiami odbywa się ludobójstwo. Ona, Lewandowski, Zmarzlik mają już swoje plebiscytowe wygrane na koncie. Nie stracą nic w moich oczach, jeśli będą też zajmować miejsca ósme, a nie drugie czy trzecie.
Ciekawe, czy Aleksandra Mirosław wygrałaby moment startowy ze Zmarzlikiem. I kto by wyszedł zwycięsko z walki na łokcie zaraz po starcie... To nasza jedyna mistrzyni olimpijska z Paryża. Męskiego nie było. Ba! Żaden nasz reprezentant płci męskiej nie sięgnął tam po medal w konkurencji indywidualnej, to pierwsza taka sytuacja od blisko stu lat, od igrzysk w Amsterdamie (1928). No ale chcieliśmy parytetów, to mamy, sześć miejsc w dziesiątce obsadziły panie. To był rzeczywiście ich rok. Natomiast generalnie jestem przeciwny temu sztucznemu nakazowi, by siłą wprowadzać kobiety do związków sportowych. Uważam, że to działanie na pokaz. Świetnie, że mamy dyscypliny, w których panie chcą wpływać na teraźniejszość i przyszłość. Gdzie chcą rządzić, współdecydować, poświęcać czas. Tam, gdzie ich jednak nie ma, nie twórzmy ich na siłę, byle tylko matematyka się zgadzała. Nie tędy droga.
A więc ja nie jestem niczym rozczarowany. Tak zdecydowali ci, którym się chciało dołączyć do tej ZABAWY. Brawa dla nich i dla wszystkich nominowanych!
Wojciech Koerber