Ireneusz Kwieciński: Wiele rzeczy, które u nas by nie przeszły, na Ukrainie przechodzą

W niedzielę kolejnej wysokiej porażki na wyjeździe doznali żużlowcy KSM Krosno. Tym razem Wilki poległy z ukraińskim Kaskadem Równe 25:65. O tym spotkaniu, a także m.in. o przejeździe przez granicę opowiedział nam trener zespołu, Ireneusz Kwieciński.

Drużyna z Krosna jedynie na początku meczu nawiązywała walkę z gospodarzami. Od połowy spotkania ekipa z Ukrainy zaczęła zdecydowanie dominować i praktycznie co wyścig powiększała swoją przewagę o kolejne cztery punkty. - Pojechaliśmy tam podobnym składem jak w Rawiczu i wynik też był podobny. Jedynymi zawodnikami, którzy jeszcze nawiązywali walkę byli Jaros i Miturski. Reszta jeździła bezbarwnie, a niektórzy wręcz tragicznie. Spotkanie nie dość, że przegraliśmy, to jeszcze okupiliśmy w ludziach. Debiutujący Pavel Pucko zaliczył dwa groźnie wyglądające upadki i skończyło się na wstrząśnieniu mózgu. Borys Miturski i Janek Jaros z kolei trochę się poobijali. Szkoda, że tak to się wszystko ułożyło. Mamy wielu zawodników, ale ciężko jest wystawić optymalny skład i nie jest to spowodowane finansami. Nasi żużlowcy zawsze albo trafiają na jakieś ważne inne zawody, albo leczą urazy. Teraz w dodatku doszło jeszcze zamieszanie z przekroczeniem granicy. Chcieliśmy to zrobić w grupie, żeby nie było ryzyka, że ktoś nie zdąży i dlatego nie pojechali Hansen, Franc, czy Hadek, którzy w sobotę mieli zawody - tłumaczy w rozmowie ze SportoweFakty.pl Ireneusz Kwieciński.

Sporym problemem jest przekroczenie granicy polsko-ukraińskiej, gdyż zazwyczaj jest to proceder bardzo czasochłonny. Jak wyglądało to w przypadku krośnieńskiego zespołu? - W pierwszą stronę powiem szczerze, że wszystko poszło całkiem sprawnie i na granicy czekaliśmy jakieś półtorej godziny. Z powrotem nie było już tak kolorowo, gdyż staliśmy około czterech godzin i dopiero jak na granicę dojechali polscy zawodnicy Kaskadu, to ruszyła kolejka. Pomoc klubu z Równego na pewno była przydatna, bo gdybyśmy stali w tej kolejce co reszta ludzi, to pewnie byśmy przeczekali kilka, jak nie kilkanaście godzin. Nadal nie jest jednak idealnie - przekonuje Kwieciński.

KSM Krosno w meczu z Kaskadem zdobyło tylko 25 punktów

Trener Wilków zauważa, że organizacyjnie na stadionie w Równem nie wszystko było tak jak powinno, choć dodaje, że nie miało to przełożenia na końcowy wynik jego zespołu. - Zostaliśmy bardzo mile i sympatycznie przyjęci, ale organizacyjnie wygląda to tak, że wiele rzeczy, które u nas na pewno by nie przeszły, tam przechodzą. Np. przygotowanie i polewanie toru, który był wyjeżdżony po treningu i tak zostawiony do meczu. Nie wiem, czy to wszystko jest na zasadach taryfy ulgowej dla debiutanta w lidze, czy jak. Albo inna sprawa. Jedziemy na spotkanie ligi polskiej, a w programie zawodów wszystko jest napisane cyrylicą. Akurat ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy w szkole uczono się rosyjskiego, więc nie miałem problemów, żeby odczytać kto kiedy jedzie, ale zawodnicy byli trochę zdziwieni. Wiadomo, że można to rozszyfrować na podstawie numeru startowego, ale nie jest to wygodne, bo też nie wiadomo z kim i przeciwko komu się jedzie. Oczywiście to jest detal, który nie miał wpływu na wynik, bo ten był konsekwencją naszej słabej jazdy - wyjaśnia.

Źródło artykułu: