Czuję się na siłach wystartować w DPŚ - rozmowa z Przemysławem Pawlickim, żużlowcem Stokłosa Polonii Piła

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Przemysław Pawlicki to aktualnie najskuteczniejszy żużlowiec drugiej ligi i członek kadry narodowej juniorów, ale i seniorów. O szansach na jego występ w DPŚ, planach awansu do pierwszej ligi z pilską Polonią oraz o występie w półfinale Srebrnego Kasku w Ostrowie rozmawialiśmy z Przemysławem właśnie po tych zawodach.

Podczas półfinału Srebrnego Kasku w Ostrowie rozkręcałeś się z biegu na bieg. Miałeś problemy z odczytaniem tego toru?

- Po słabym występie w Szwecji, włożyłem w ramy dwa nowe silniki i na nich startowałem w Ostrowie. Chcieliśmy spróbować innych ustawień. Zacząłem faktycznie kiepsko, ale na trzy ostatnie wyścigi zmieniłem motocykl i było widać kolosalną różnicę. Byłem szybszy zarówno na starcie, jak i na trasie. Próbowałem silniki przed ważnym startem, który czeka mnie w sobotę w ćwierćfinale eliminacji do przyszłorocznego Grand Prix. Jest to dla mnie bardzo ważna impreza, dlatego chcę się do niej jak najlepiej przygotować. Jeden z tych silników jest bardzo szybki i będę z niego korzystał, a w drugim trzeba jeszcze szukać optymalnych ustawień.

Jak przyjąłeś nominację do szerokiej kadry seniorów na Drużynowy Puchar Świata?

- Byłem bardzo zaskoczony, ale oczywiście ucieszony. Cały czas na to pracuję, żeby jeździć w kadrze, żeby być w reprezentacji Polski juniorów, ale także seniorów. Trener na pewno wybierze najlepszych. Ja będę się starał, by przekonać do siebie selekcjonera. Myślę, że te ostatnie dwa mecze w Szwecji to były wpadki, których w przyszłości się ustrzegę. Miałem tam małe problemy sprzętowe i dlatego też notowałem słabsze występy. Myślę, że już to się nie powtórzy.

Czułbyś się na siłach wystartować w Drużynowym Pucharze Świata w Gorzowie na torze, który doskonale znasz?

- Oczywiście, że czuję się na siłach i marzę o tym, by wystartować w takiej imprezie. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener Marek Cieślak. Ja muszę robić wszystko, by nie notować już wpadek i jeździć na wysokim ustabilizowanym poziomie. Myślę, że stać mnie na to, by jechać w DPŚ, ale zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze wiele pracy.

W Kopenhadze z dziką kartą wystartował żużlowiec w wieku zaledwie 16 lat. Marzysz o tym, by w którymś z Grand Prix rozgrywanych w Polsce otrzymać podobną szansę występu w tak doborowej stawce?

- Tak jak wspomniałem, cały czas pracuję, by osiągać dobre wyniki. Jeśli ustabilizuję formę na wysokim poziomie, to myślę, że zostanę zauważony i być może ktoś wystąpi o przyznanie właśnie dla mnie takiej dzikiej karty. Za darmo jednak jej nie otrzymam. Muszę zasuwać i trzymać gaz, a wtedy będziemy myśleć o dzikiej karcie na któreś z Grand Prix w Polsce.

Aktualnie legitymujesz się najlepszą średnią w drugiej lidze. Warto było przejść tak nisko i ścigać się w zupełnie innym świecie niż ekstraliga?

- Rzeczywiście, żużel w drugiej lidze wygląda trochę inaczej, ale co miałem zrobić? Nie mogłem jeździć w ekstralidze, w której chciałem się dalej rozwijać. Myślę, że druga liga też mnie czegoś nauczy. Jeździ się tam częściej na twardszych torach niż w ekstralidze. Nigdy nie byłem zwolennikiem jazdy na twardej nawierzchni, a teraz moje motocykle coraz lepiej pracują właśnie na twardych torach.

Może to efekt nowych tłumików?

- Nie sądzę. Od początku kariery miałem problem z jazdą na twardych torach. Gdziekolwiek pojechałem na taką nawierzchnię, to robiłem się blady, tak jak niektórzy zawodnicy widząc dziury i przyczepną nawierzchnię. Lubiłem tory pod koło i nadal lubię, a w drugiej lidze nauczyłem się jeździć na twardych torach. Dla mnie najważniejsza jest jazda. Bardzo lubię jeździć na żużlu i cieszę się, że mogę to systematycznie robić. Oby tylko zdrowie dopisywało, a będzie wszystko w porządku.

Od czasu gdy z bratem pojawiłeś się w Pile, twój klub otwarcie mówi o awansie do pierwszej ligi. Jeden z kluczowych meczów w Lublinie wygraliście, ale chyba jeszcze daleka droga do realizacji celu?

- Oczywiście. Mamy jeszcze sporo meczów do odjechania. Staram się robić co tylko w mojej mocy, by zespół awansował do pierwszej ligi. Chciałem podkreślić, że w klubie panuje bardzo dobra atmosfera. Wszyscy zawodnicy ze sobą współpracują, pomagamy sobie nawzajem. Jak tak będzie dalej, to myślę, że damy radę awansować.

Zgodzisz się z opinią, że wbrew pozorom wcale nie jest łatwo o zwycięstwa w drugiej lidze?

- Owszem. W każdym meczu trzeba się maksymalnie skoncentrować. Nie można lekceważyć żadnego rywala. Myślę, że sięgniemy po awans, ale czeka nas jeszcze ciężka walka. Przy okazji chciałbym podziękować całemu mojemu teamowi, mojemu tunerowi Rysiowi Małeckiemu, mojemu tacie, całej rodzinie i wszystkim sponsorom oraz kibicom.

Na koniec naszej rozmowy zapytam cię jeszcze o zespół z Ostrowa, który wygrał w Pile zanim ty z bratem pojawiłeś się w tej drużynie. Lubawa Litex to twoim zdaniem główny kandydat do awansu?

- Ostrowski zespół na razie prowadzi w tabeli. Nie przegrał jeszcze meczu i wydaje się być bardzo mocnym przeciwnikiem. Jak na razie to główny kandydat do awansu. Przed każdą z drużyn jeszcze jednak sporo meczów i wszystko się może zdarzyć. My będziemy walczyć, żeby wygrywać wszystkie mecze, a wówczas miejsce samo się ułoży takie, by był ten upragniony awans.

Źródło artykułu: