Michał Gałęzewski: Niedzielny mecz z KS-em ROW był chyba tylko formalnością, bo rybniczanie przyjechali w bardzo okrojonym składzie...
Renat Gafurow: Tak, to prawda. Dodatkowo goście przyjechali do nas z zaledwie trzema seniorami - Karpowem, Chromikiem i Pytelem, więc wynik był do przewidzenia.
Jechałeś po komplet punktów, jednak jak to często bywa w twoim przypadku, nie udało ci się ustrzec błędów. Co się stało tym razem?
- Po czterech zwycięstwach, w ostatnim biegu popełniłem błąd. Poszedłem ze startu równo z Łoktajewem i zastanawiałem się, czy pójść szerzej, czy zwolnić i ściąć łuk. Wybrałem źle i przeszkodziłem trochę Darcy'emu, wykorzystał to Karpow i przegraliśmy bieg.
Jesteś zadowolony z powrotu do drużyny po przerwie?
- Tak, jestem zadowolony i mam nadzieję, że zostanę w drużynie na dłużej. Czy się jednak uda, to okaże się w przyszłości.
W niedzielę jeździłeś w parze z Kamilem Brzozowskim. Jak się czuliście na torze?
- Źle nie było. Jechaliśmy trzy biegi w parze i dwa wygraliśmy podwójnie. Przed pierwszym biegiem umówiliśmy się, że mu pomogę i startując z pierwszego pola trochę wywiozłem Karpowa, a Kamil skontrował motor i wyszedł na krawężnik. Spisał się dobrze i jestem z tego powodu zadowolony.
W rybnickiej drużynie świetnie spisał się Łoktajew. Co sądzisz o tym żużlowcu?
- Co prawda ma on ukraińską licencję, jednak pochodzi z Rosji. Jest bardzo dobrym zawodnikiem i życzę mu, aby jeździł jak najlepiej i aby osiągał w przyszłości jak najlepsze wyniki.
W Bydgoszczy nie pojechałeś, gdyż doskwierała ci kontuzja. Jak to możliwe, że w tym samym czasie jeździłeś prawie co dzień poza Polską?
- Nie czułem się dobrze na sto procent i nie byłem pewien, czy będę w stanie pojechać w Bydgoszczy na swoim poziomie. To, że nie pojechałem na mecz z Polonią, było wspólną decyzją.
Aktualnie w składzie znajduje się siedmiu seniorów i rywalizacja w zespole musi mieć miejsce. Dogadujecie się w zespole podczas meczów, czy jednak jest ta świadomość, że walczysz o miejsce w składzie z Maxem, czy z Zetterstroemem?
- Nie widać takiej rywalizacji i jak jest możliwość, to sobie pomagamy. Uprawiamy żużel, a w tym sporcie wszystko kręci się w koło. Jak nie pojadę dziś, to jutro, a jak nie jutro, to pojutrze. Takie jest życie (śmiech, dop. red.).
Przed wami mecz w Łodzi, który nie będzie miał większego znaczenia. Później czekają was natomiast mecze o wszystko - u siebie z GTŻ-em oraz w Gnieźnie. Jak się zapatrujesz na końcówkę rundy zasadniczej?
- Przede wszystkim nie wiem, czy będę jechał w składzie w tych spotkaniach. Wiadomo, że teraz każdy występ jest bardzo cenny. Liczę, że w każdym spotkaniu pojadę do końca. Czuję, że będzie awans do Speedway Ekstraligi.
Najważniejsze wasze spotkanie odjedziecie zapewne w Gnieźnie, bo będziecie się chcieli zrewanżować za pamiętną porażkę na inaugurację.
- Do Gniezna jest jeszcze trochę daleko, bo pomiędzy będą dwie kolejki. Mamy jeszcze czas, aby pomyśleć o tym spotkaniu.
Coraz lepiej idzie ci w lidze angielskiej. Jaka jest twoja recepta na skuteczną jazdę na wyspach?
- Kupiłem silnik od Petera Jonesa i nadaje się on znakomicie na angielskie tory. Chciałem go spróbować też w Polsce i przywiozłem do Gdańska, jednak się nie spisał i wiem już, że jest dostosowany typowo pod Anglię.