Już we wtorek działacze obu ekip zaproponowali przełożenie pojedynku ze względu niekorzystne warunki atmosferyczne, jednak na to zgodę musieli wydać przedstawicieli Speedway Ekstraligi. - Komisarz ligi zwołał głosowanie prezesów klubów Speedway Ekstraligi jeszcze we wtorek. Niestety, jeden z ośmiu nie wziął w nim udziału, co traktowane jest jako głos sprzeciwu. Tymczasem aby odwołać mecz, potrzebna była zgoda wszystkich. Można powiedzieć, że jedna nieodpowiedzialna osoba przysporzyła nam niepotrzebnych kosztów. Jakie by one nie były, a uzbiera się tego trochę, w naszej trudnej sytuacji to i tak jest bardzo dużo. To niedorzeczne, że ktoś z fotela oddalonego od nas o 200 km decyduje o naszym budżecie - powiedział Jarosław Dymek na łamach Gazety Wyborczej.
Ostatecznie częstochowianie udali się do Tarnowa, jednak mecz odwołano już dwie godziny przed zaplanowanym rozpoczęciem. - Niektórzy nie dotarli na miejsce i oszczędzili przynajmniej na paliwie. Wiedząc, jaka jest sytuacja w Tarnowie, że odwołanie meczu to formalność, po prostu kazaliśmy im się zatrzymać na golonce. Ja przed godz. 16 w obecności sędziego podpisałem protokół i ruszyłem w ekstremalną podróż do Częstochowy. Ekstremalną, bo w takich warunkach nie trudno o wypadek. Prawie zginęliśmy kiedy dzika skoda wirowała nam przed oczami - poinformował menedżer Włókniarza.
Prawdopodobnie mecz odbędzie się 22 lipca.
Źródło: Gazeta Wyborcza