Jakub Sobczak: Co możesz powiedzieć na temat finału Drużynowego Pucharu Świata?
Fredrik Lindgren: Chcieliśmy wygrać te zawody, więc z całą pewnością można powiedzieć, że jesteśmy nieco rozczarowani. Niemniej jednak Polska ma bardzo silny skład, z wieloma gwiazdami. Wasi zawodnicy są bardzo groźni wszędzie, ale w szczególności na swoim terenie. W sobotę to udowodnili. Gratulacje dla Polski.
Rozumiem, że chcieliście zdobyć Trofeum imienia Ove Fundina, ale szczerze mówiąc raczej nie byliście stawiani w gronie faworytów. Spodziewano się raczej, że zajmiecie ostatnie miejsce, a udało wam się wyprzedzić Duńczyków.
- Jak już wspomniałem, nie jesteśmy zadowoleni z naszej postawy, tylko rozczarowani, że nie udało nam się wygrać. Niestety, na tę chwilę nie jesteśmy wystarczająco dobrzy by skutecznie walczyć o mistrzostwo świata. Trzeba jednak zaznaczyć, że trzecie miejsce jest lepsze niż czwarte. Fajnie też, że udało nam się skopać tyłki naszym sąsiadom, Duńczykom (śmiech).
Zdobyłeś 12 punktów i byłeś liderem swojej ekipy. Możesz być chyba zadowolony ze swojej postawy?
- Uważam, że w porównaniu z moim występem w czwartkowym barażu dokonałem naprawdę dużego postępu. Zapunktowałem lepiej niż w półfinale w Vojens, a już tamte zawody były dla mnie udane. Z kolei moja jazda w czwartek była fatalna. Cieszę się z tej poprawy, ale to mnie jeszcze nie satysfakcjonuje. Chciałbym być jeszcze lepszym zawodnikiem.
Co się zmieniło od czwartku?
- Potrenowałem w piątek na tym torze i wraz z moimi mechanikami staraliśmy się znaleźć rozwiązania na trapiące nas problemy sprzętowe. Zastosowaliśmy kilka nowych rozwiązań, które okazały się strzałami w dziesiątkę. Znaleźliśmy również te przełożenia, które są potrzebne na gorzowski owal. To było to, czego nam było trzeba. I to właśnie powód, dla którego moja postawa tak mocno różniła się od tej z czwartku.
Fredrik Lindgren (z lewej) podobnie jak przed barażem DPŚ, tuż przed zawodami pił kawę. Tym razem pobudziła go ona o wiele lepiej niż w czwartek
Jak oceniłbyś warunki torowe w Gorzowie?
- Tor był przygotowany naprawdę dobrze. Bardziej przypominał tę nawierzchnię, jakiej można się tutaj spodziewać podczas spotkań ligowych. Na barażu było trochę inaczej. Takie warunki torowe, jakie były w sobotę, pasują mi o wiele bardziej.
Bardzo słabo, jak na siebie wręcz dramatycznie, pojechał w sobotę Andreas Jonsson. Nie wiesz, co się z nim stało?
- Żużel jest dość frustrującym sportem, w którym jednego dnia wszystko ci pasuje i jest łatwe, a na drugi dzień sytuacja może się diametralnie zmienić. Być może tak właśnie było z Andreasem. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie za niego. Musiałbyś o to spytać "AJ-a".
Polacy bardzo słabo zaczęli zawody, mieli dużą stratę do rywali, a mimo tego zdobyli złote medale. Spodziewałeś się takiego obrotu spraw?
- Drużynowy Puchar Świata ma to do siebie, że poszczególne turnieje trwają bardzo długo. Do odjechania mamy aż 25 wyścigów i nawet jeśli coś nie wychodzi w pierwszej serii startów, masz jeszcze naprawdę sporo czasu, żeby się poprawić. Jeśli dobrze rozegra się zawody, można po nieudanej inauguracji dojść prosto do mistrzostwa. Tomasz Gollob dał sygnał do walki, po chwili pojechał jako Joker i Polacy wrócili do gry, zawody zaczęły się dla nich niejako od początku.
W niedzielę czeka cię dość ważne wydarzenie. Powrócisz do Zielonej Góry na mecz ligowy. Tym razem jednak w barwach drużyny z Tarnowa.
- To będzie dla mnie dziwne uczucie. Spędziłem w Zielonej Górze pięć naprawdę dobrych lat. Pierwszy raz w życiu pojadę tam jako zawodnik drużyny gości. To będzie dla mnie nietypowe wydarzenie, ale postaram się pomóc mojemu obecnemu zespołowi w odniesieniu zwycięstwa nad Stelmet Falubazem.
No właśnie, myślisz, że Tauron Azoty Tarnów jest w stanie wygrać w Zielonej Górze?
- To będzie bardzo trudne zadanie, bo zielonogórzanie są w tym roku w bardzo dobrej dyspozycji. Radzą sobie zarówno u siebie, jak i na wyjazdach, więc na pewno łatwo z nami nie będzie. Damy jednak z siebie wszystko, żeby wygrać te zawody!