Marian Wardzała dla SportoweFakty.pl: Tylko Kasprzak powiedział, że na takim torze wolałby nie jeździć

Wciąż nie milkną echa niedzielnego meczu Tauron Azoty Tarnów - Betard Sparta Wrocław. Dzięki zwycięstwu 39:27, do fazy play-off awansowali jeźdźcy ze stolicy województwa dolnośląskiego, mimo że aż do momentu rozpoczęcia spotkania wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że to Jaskółki znajdą się w finałowej szóstce. O komentarz do tego spotkania nie na gorąco, z perspektywy kilku dni, portal SportoweFakty.pl poprosił trenera tarnowian, Mariana Wardzałę.

- Nie takiego wyniku się spodziewaliśmy. Powiem szczerze, że mieliśmy ogromnego pecha. Praktycznie cały tydzień u nas padało i nie mieliśmy możliwości przygotowania toru. Nie można było zrobić konkretnego treningu, przeprowadzaliśmy je jak tylko pogoda na to pozwalała. W czwartek i piątek nasza młodzież jeździła na torze, który był dość wilgotny. Starsi zawodnicy nie mieli jednak takiej możliwości. W sobotę chcieli jeździć i lało. W niedzielę do południa również lało. Popołudniu delikatnie zelżyło i tuż przed meczem przestało padać. Odkryliśmy tor, ściągnęliśmy tę maź z wierzchu i zawody mogły się zacząć. Już od pierwszego biegu znowu zaczęło padać i te opady były coraz mocniejsze, tak, że sędzia w końcu postanowił przerwać zawody. Ten tor był obcy dla nas, ale bardzo pasował przeciwnikom - powiedział specjalnie dla SportoweFakty.pl Marian Wardzała.

Warunki torowe były bardzo trudne, Sebastian Ułamek w rozmowie z naszym portalem stwierdził, że mecz nie powinien się odbyć. Dlaczego więc to spotkanie odjechano? - Tych zawodów na dobrą sprawę nie powinno być. Mieliśmy jednak obawy, że w czwartek, który stanowił datę zapasową, nie będziemy mogli skorzystać z usług Fredrika Lindgrena. Obawialiśmy się tego, bo Szwed coraz ładniej jedzie i uznaliśmy, że lepiej te zawody odjechać w niedzielę niż w czwartek bez Lindgrena. Zrobiliśmy wszystko, żeby ten mecz się odbył i zawodnicy byli co do tego zgodni. W momencie odprawy sędzia Jerzy Najwer spytał, czy wszyscy się zgadzają. Drużyna przeciwna podchodziła do tego tak niezbyt ochoczo, natomiast u nas tylko jeden Krzysiek Kasprzak powiedział, że na takim torze wolałby nie jeździć. Ale ja usłyszałem to od niego pierwszy raz dopiero w trakcie odprawy. Jego tata potwornie naciskał na rozegranie meczu. Myślałem, że w jego imieniu. Również menedżer Sebastiana Ułamka. W ogóle nikt z drużyny nie wyszedł i nie powiedział, że nie chce jechać. W związku z tym byłem przekonany, że te zawody będziemy jechać jako faworyci skoro wszyscy są tak przygotowani i nie boją się tego toru. To była ogromna pomyłka. Stało się jak się stało. Wszyscy byli zdziwieni i zawiedzeni, a najbardziej zawodnicy nie mówiąc już o kibicach. Fani nie chcieli się z tym zgodzić, nie wierzyli w to, co się stało. Przełknęli bardzo gorzką pigułkę, bo szczerze mówiąc praktycznie wszyscy zawodnicy zawiedli - stwierdził trener Tauron Azotów.

Tarnowianie nie mieli handicapu toru, obie ekipy jechały na takiej samej nawierzchni. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że po prostu wygrali lepsi. - Tego dnia z pewnością. W dodatku mieli trochę więcej szczęścia. Ten tor naprawdę byłby inny, gdyby deszcz już nie padał. Z powrotem lunęło i to już autentycznie nie była nawierzchnia dla nas. Wiadomo, że nie mamy zawodników na tak ciężkie, błotniste tory - zakończył Wardzała.

Marian Wardzała stwierdził, że aż do momentu przedmeczowej odprawy żaden z tarnowskich zawodników nie zgłaszał żadnych oporów przed jazdą na tak błotnistym torze

Komentarze (0)