Hans Andersen dla SportoweFakty.pl: Pierwszy mecz w Lesznie będzie dla nas korzystniejszy

W czwartkowym meczu Caelum Stali, Hans Andersen w końcu dał powody do zadowolenia kibicom z Gorzowa. Siedem punktów z bonusem nie wygląda źle, a sam Duńczyk bardzo solidnie prezentował się na torze.

Trener Czesław Czernicki desygnował Duńczyka i Artura Mroczkę do boju w starciu z PGE Marmą Rzeszów, by mieć jasną sytuację przed rundą play-off, która rozpoczyna się już w niedzielę. Obaj bowiem od początku sezonu są kandydatami na piąte miejsce w składzie gorzowskiej ekipy. Mecz z rzeszowianami miał dać odpowiedź Czernickiemu, na kogo powinien postawić w niedzielnym starciu z Unią Leszno. Co prawda sam trener zapewniał, że nic nie jest przesądzone i decyzję podejmie dopiero po treningach, jednak w opinii wielu kibiców to Andersen zaprezentował się lepiej od Mroczki.

"Ugly Duck" miał szansę na większą ilość punktów, jednak w ostatnim swoim wyścigu zanotował defekt już na starcie. Bieg wcześniej, Andersen dość pewnie pokonał Jasona Crumpa i Lee Richardsona. Po zawodach przyznał jednak, że defekt w czternastym biegu dnia zepsuł całokształt jego występu. - Jestem nieco rozczarowany tym, że w ostatnim biegu padł mi silnik. Gdybym pojechał w tym biegu, moje samopoczucie pewnie byłoby dużo lepsze. Ale ogólnie ten mecz był dla mnie lepszy niż poprzednie. Najważniejsze jednak, że w dodatku nasza drużyna wygrała i udało nam się zdobyć punkt bonusowy - zaznaczył Duńczyk.

Partnerem Andersena w czwartkowym starciu był tym razem Niels Kristian Iversen. Do tej pory, "Ugly Duck" jeździł z innym Duńczykiem, Nicki Pedersenem. Obaj są znani z tego, że nie pałają do siebie zbytnią sympatią i podobnie układała się ich współpraca na torze. Również z Iversenem Andersenowi nie za bardzo wychodziło, jednak sam ocenił, że nie było wcale źle. - Nie wiem czy współpraca z Nielsem była dobra, ale nie wyglądała też źle. Razem z Pukiem dobrze rozumiemy się na torze, ale potrzeba nam trochę praktyki. Zdecydowanie mogę jednak przyznać, że było to lepsze niż jazda z numerem drugim lub dziesiątym - powiedział.

Hans Andersen w końcu pojechał na miarę oczekiwań

Już w najbliższą niedzielę gorzowianie pojadą na mecz wyjazdowy do Leszna, gdzie rozpoczną walkę w rundzie play-off. Andersen docenia siłę drużyny prowadzonej przez Romana Jankowskiego, jednak zaznacza, że sam jest elementem mocnej ekipy, która powinna stawić opór obrońcom złotych medali Drużynowych Mistrzostw Polski. - Dwumecz z Lesznem to rywalizacja, którą po prostu musimy wygrać. Oczywiście Unia to nie jest najłatwiejszy rywal, ale z drugiej strony jesteśmy na tyle silną drużyną, że powinniśmy stawić im mocny opór. Może zwycięstwo na ich stadionie nie jest konieczne, ale musimy się sprężyć żeby zawodnicy Unii nie odjechali nam zbyt daleko i żeby wynik oscylował w granicach remisu - ocenił.

Pierwszy mecz pomiędzy dwoma ekipami rozegrany zostanie właśnie na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Gospodarz niedzielnego spotkania został wyłoniony dopiero po czwartkowym pojedynku Caelum Stali z PGE Marmą Rzeszów. Gorzowianie musieli wygrać ten pojedynek za trzy punkty, aby do play-offów podchodzić z pozycji uprzywilejowanej. W przeciwnym razie, niedzielny mecz jechaliby na swoim obiekcie. Andersen zwraca uwagę na kontuzje jakie trapią leszczyński klub, co może być handicapem dla gorzowian w pierwszym meczu w Lesznie. - Pierwszy mecz na wyjeździe ma sporo swoich plusów i minusów. Na ten moment myślę jednak, że pierwsze spotkanie w Lesznie będzie dla nas dużo korzystniejsze. Unia nie jest teraz w najmocniejszym składzie, bo wielu zawodników boryka się z kontuzjami. Nigdy nie jest łatwo, gdy musisz jechać do Leszna i walczyć z tamtejszymi zawodnikami, ale na papierze nie wygląda to wcale trudno przy wielu kontuzjach jakie trapią ten klub - powiedział. - Normalnie bym powiedział, że lepiej pierwszy mecz pojechać na swoim stadionie, odnieść wysokie zwycięstwo i dopiero potem bronić go w Lesznie - dodał na zakończenie "Ugly Duck".

Komentarze (0)