Oni się bawią jazdą, a my się męczymy - rozmowa z Michałem Szczepaniakiem, żużlowcem Startu Gniezno

Dwunaste miejsce finale Indywidualnych Mistrzostw Polski zajął Michał Szczepaniak. Wychowanek ostrowskiej Iskry debiutował w zawodach żużlowych 3 września 1999 roku, czyli dokładnie 12 lat, kiedy to w finale MMPPK jako rezerwowy zdobył złoty medal. Po 12 latach wywalczył... 12 miejsce w najważniejszej indywidualnej krajowej imprezie w sezonie.

Czy wiesz Michale, że 3 września minęło dokładnie 12 lat od czasu, gdy debiutowałeś w zawodach żużlowych?

- Nie. Nie wiedziałem o tej rocznicy. Szkoda, że nie wiedziałem tego przed zawodami. Być może uczciłbym tę rocznicę lepszym występem w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie.

No właśnie, bo 12 lat temu w 1999 roku w debiucie jako rezerwowy zdobyłeś złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych...

- Dokładnie. Mój debiut był wymarzony. Do Leszna przyjechałem także z myślą, że będzie dobrze, że powalczę o dobre miejsce, ale niestety rzeczywistość okazała się inna.

Co wpłynęło na taką, a nie inną Twoją postawę?

- Przede wszystkim jechała tutaj czołówka polskich żużlowców, wielu świetnych zawodników, którzy ścigają się na co dzień w ekstralidze i widać było różnicę na tle pierwszoligowców. Na dodatek ten tor, który był bardzo mocno przyczepny.

Kilka razy próbowałeś walczyć na dystansie, ale bardziej traciłeś pozycję na trasie niż cokolwiek zyskiwałeś. Z czego to wynikało? Źle dopasowałeś motocykl do tej nawierzchni?

- Trudno powiedzieć. Pierwsze dwa wyścigi to była kompletna klapa. W kolejnych zmieniłem motocykl i było już lepiej. Wydaje mi się, że brakuje mi jazdy. W tym roku jeździmy raz na dwa lub trzy tygodnie. To za mało. Brakuje regularnych startów. Czołówka z ekstraligi jeździ praktycznie non stop we wszystkich ligach i to wychodzi później na torze w bezpośredniej rywalizacji. Oni się bawią jazdą, a my się męczymy.

Mówisz o braku startów, a czy próbowałeś gdzieś zagranicą znaleźć klub? Twój brat spróbował swoich sił na Wyspach Brytyjskich, ale niestety zakończyło się to dla niego urazem...

- Dokładnie. Mateusz próbował w Anglii, ale złapał kontuzję. Ja też wybieram się do Anglii, ale jeszcze nie teraz. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienie, a później chcę spróbować angielskiego speedway'a.

Jeszcze w tym sezonie czy Anglię rozpatrujesz już w kontekście przyszłego roku?

- Myślę, że jeszcze w tym sezonie. Kwestia dwóch, trzech tygodni, góra miesiąca i będę chciał pojechać w lidze angielskiej.

Póki co przed Twoim zespołem najważniejsze mecze sezonu...

- Jedziemy o awans. Cały czas w głowach mamy jeden cel, czyli wejście do ekstraligi. Wierzymy, że nam się to uda.

Jesteś zadowolony ze swojej postawy? Chyba wiedzie Ci się nieco gorzej niż w świetnym poprzednim sezonie?

- Na początku był problem. W zeszłym sezonie od pierwszych meczów szło mi rewelacyjnie, a tym były męczarnie. Później było już trochę lepiej, ale nie mogę zaskoczyć, by regularnie zdobywać dwucyfrową liczbę punktów. Wydaje mi się, że problem tkwi w małej liczbie startów, o czym już wcześniej wspomniałem.

Wróćmy jeszcze na moment do finału IMP, który był spektaklem jednego aktora, Jarosława Hampela, który wreszcie się doczekał tytułu mistrzowskiego. Nie było na "Małego" siły?

- Absolutnie, Jarek Hampel był poza zasięgiem wszystkich. Nikt nie potrafił nawet dotrzymać mu kroku. Należał mu się ten złoty medal w tym roku. Jedzie wszędzie znakomicie. Jarek praktycznie "lata" po torze, a nie jeździ. Oby tak do końca sezonu, bo czeka go przecież jeszcze walka o tytuł mistrza świata.

Komentarze (0)