"Chrispy" w meczu przeciwko leszczynianom zdobył 10 "oczek" oraz 3 bonusy i to w dużej mierze dzięki niemu torunianie nadal mogą w ogóle myśleć o awansie do finału. Gdyby nie on oraz jego australijski kompan Ryan Sullivan Anioły, w świetle kontuzji Adriana Miedzińskiego najprawdopodobniej zanotowałyby bardzo dotkliwą porażkę na torze w Lesznie.
Holder przyznaje, że torunianie nie mogą być zadowoleni z wyniku, jaki osiągnęli na stadionie imienia Alfreda Smoczyka w Lesznie. - Niestety nie spisaliśmy się zbyt dobrze. Mogło być zdecydowanie lepiej. Ryan Sullivan wykonał świetną robotę, cała reszta jednak pojechała poniżej oczekiwań. Nie jest dobrze, ale przecież my w Toruniu możemy zaprezentować się tak, jak Unia w Lesznie i wywalczyć sobie występ w finale.
Australijczyk zaznacza, że Anioły nie składają broni i postarają się wysoko pokonać leszczynian w spotkaniu rewanżowym. - Sytuacja jest ciężka, ale nie beznadziejna. Przed nami bardzo trudne zadanie, ale jesteśmy mocni u siebie i stać nas na dobry wynik. Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy wywalczyć awansu na swoim torze w Toruniu. Unia to znakomity zespół, ale jestem przekonany, że ostro potrenujemy przed meczem rewanżowym i powalczymy o finał.
Sporo kontrowersji budził stan nawierzchni, jaką na mecz przeciwko Unibaksowi przygotowali leszczynianie. "Chrispy" uważa, że faktycznie działacze Unii delikatnie mówiąc "nie popisali się" w tym aspekcie. - Tor na początku spotkania był trudny. Po 3 biegach sędzia przerwał spotkanie i nakazał kontynuowanie prac, co polepszyło stan nawierzchni. Nie rozumiem, dlaczego nie można tego było zrobić przed rozpoczęciem meczu, bo faktycznie na początku tor był bardzo kiepski.