Działacze Unii twierdzą, że warunkiem udziału leszczyńskiego zespołu w niedzielnym meczu finałowym jest rozegranie go na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. - Ze względów organizacyjnych nie możemy w tym samym czasie przygotowywać dwóch stadionów na spotkanie finałowe. Musielibyśmy z jednej strony przygotowywać się do meczu finałowego w Lesznie zakładając, że nasze odwołanie zostanie uznane za zasadne i jednocześnie szykować inny obiekt. Powstaje pytanie gdzie moglibyśmy pojechać? Wydaje się, że w rachubę wchodzi tylko stadion we Wrocławiu. Nie stać nas na to, żeby postępować dwutorowo - mówi w rozmowie ze SportoweFakty.pl mecenas Marek Ślotała.
Członek Zarządu Unii Leszno podkreśla, że jego klub nie dąży do zdobycia mistrzowskiego tytułu za wszelką cenę co mieli sugerować działacze toruńskiego Unibaxu. - Nam zależy bardzo na tym, żeby środowisko nie tylko żużlowe było przekonane co do tego, że każda drużyna ma prawo jeździć na torze o takiej specyfice jaka jej odpowiada. Nikt nie karał klubu z Tarnowa za betonowy tor, którzy w żaden sposób nie sprzyjał ciekawej rywalizacji. Chcemy przekonać, że w przeciwieństwie do tego co mówili działacze Unibaxu nam nie zależy na tym, żeby za wszelką cenę zdobyć mistrzostwo Polski. W dwumeczu z torunianami chcieliśmy po prostu być lepszą drużyną.
Mecenas Ślotała krytycznie odniósł się do postawy prezesa Speedway Ekstraligi - Ryszarda Kowalskiego, który jeszcze przed wydaniem orzeczenia przez Komisję Orzekającą Ligi określił kwestię leszczyńskiego toru jest "jednoznaczną". - Myślę, że atmosfera została przez wszystkich podkręcona do maksimum. Również w jakiś sposób przez nas. To spowodowało, że szczegółami zajęły się media. Różne osoby kreowały swoje poglądy na temat tego co wydarzyło się w Lesznie. Jeszcze przed spotkaniem KOL wypowiedział się na łamach portalu SportoweFakty.pl prezes Speedway Ekstraligi Ryszard Kowalski. Już przed orzeczeniem Komisji wyraźnie sugerował, że Unia Leszno będzie ukarana. W początkowej fazie wystąpienia przed Komisją Orzekającą Ligi zaprotestowałem przeciwko temu. To jest tak jak gdyby wyrok był ogłoszony zanim sędzia rozpatrzy sprawę. Uważam tego typu praktyki za niedopuszczalne. Nie może być tak, że kara spotyka zawodnika, który dał się ponieść emocjom (mam na myśli Damiana Balińskiego) a osoba stojąca na czele Speedway Ekstraligi zachowuje się w sposób, który trudno określić jako godny naśladowania.