- Myślę, że w tej sytuacji każdy ma problem. Nikt po wprowadzeniu przepisów w polskiej lidze nie jest zadowolony. Cierpi na tym wszystkim zarówno polska liga jak i cykl Grand Prix. Jest to bardzo niekomfortowa sytuacja dla zarządzających i jednymi, i drugimi rozgrywkami, ale również dla zawodników, którzy stają w obliczu trudnych decyzji - komentuje całą sprawę dla portalu SportoweFakty.pl Krzysztof Cegielski.
Już teraz można powiedzieć, że z racji przepisów w speedway Ekstralidze ucierpiał polski żużel. Trudno bowiem inaczej oceniać ewentualny brak w Grand Prix Piotra Protasiewicza, który wybrał starty w Falubazie Zielona Góra. - Jeżeli Piotrek będzie jechać tylko w polskiej lidze i nie będzie go w Grand Prix, to powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Sam kiedyś jeździłem i nie chciałbym być w skórze Piotrka, który musiał podjąć taką decyzję. Jeżeli zrezygnuje nawet tylko jeden czy dwóch zawodników, jest to o jednego albo dwóch za dużo. Do takich sytuacji nikt nie powinien w ogóle dopuszczać. Polska liga i Grand Prix powinni znaleźć porozumienie, żeby do takich sytuacji więcej nie dochodziło. W tej chwili wszyscy się lekko ośmieszają - tłumaczy Cegielski.
Zdaniem eksperta portalu SportoweFakty.pl jedynym plusem obecnej sytuacji jest potwierdzenie siły polskiej ligi. - To tak naprawdę jedyna pozytywna kwestia w tej sprawie. W końcu ktoś docenił ligę polską. Pamiętamy jeszcze, jak niedawno nas traktowano. Teraz ewidentnie władze światowego żużla muszą stwierdzić, że liga polska jest najważniejsza dla zawodników. Ktokolwiek stanie przed wyborem liga polska czy Grand Prix, wybierze to pierwsze. Dla zawodników Polska to największe źródło dochodu. Nikt nie powinien mieć już złudzeń, że żużlowcy jeżdżący w Grand Prix utrzymują się w lidze polskiej. Moim zdaniem jazda w żużlowej elicie niesie ze sobą korzyści. To przede wszystkim wielki prestiż. Należy walczyć o tytuł mistrzowski, dzięki temu można podnosić swoje umiejętności i łatwiej o sponsorów. Jazda w tym cyklu to pewna konieczność dla ambitnych zawodników. Jednak pod kątem zapewnienia sobie budżetu liga polska jest dla każdego najważniejsza - powiedział Cegielski.
W obecnej sytuacji firma BSI, która zarządza cyklem Grand Prix, ma twardy orzech do zgryzienia. - Pojawiają się już pomysły, które byłyby dużą rewolucją i wielką kupą śmiechu. Słyszałem nawet, że ma być 15 Dzikich Kart na każdy turniej. Uważam, że w ten sposób organizatorzy Grand Prix lekko by się ośmieszyli, a może nawet bardzo. Z jednej strony uważają ten cykl za poważny, a z drugiej zachowaliby się bardzo niepoważnie. Mówiąc w skrócie, to byłaby głupia reakcja na głupi pomysł w polskiej lidze. Tak to pewnie by się skończyło. Wierzę, że do tego nie dojdzie. Każdy będzie bronić swoich rozgrywek. Proszę jednak zauważyć, że Grand Prix próbuje się porównywać do innych dyscyplin motocyklowych czy nawet Formuły 1. Czy potrafi sobie pan wyobrazić, że w wyścigach Formuły 1 zawodnicy otrzymują Dzikie Karty na poszczególne turnieje? Chyba nie za bardzo. Bądźmy poważni - tłumaczy Cegielski.
Nasz rozmówca uważa, że cykl Grand Prix rozwija się z każdym rokiem. Cały czas widoczna jest jednak jego słabość pod względem finansowym. - Mam wrażenie, że cykl Grand Prix rozwija się pod każdym względem, tylko nie dotyczy to finansów. Gdybyśmy wzięli pod uwagę gratyfikacje za starty czy zdobycie mistrzostwa i kolejnych medali, to zawodnicy zarabiają więcej nie tylko w lidze polskiej, ale również w Szwecji. Od wielu lat za prestiżem i zdobyczami w Grand Prix w parze nie idą w ogóle finanse. Cykl Grand Prix się rozwija, ale organizatorzy zapominają o zawodnikach - zakończył Cegielski.