W 2005 roku były zawodnik Falubazu Zielona Góra oraz Ostrovii po raz ostatni pracował z pierwszą drużyną. Prowadził on wówczas TŻ Łódź, a przez następne dwa sezony pełnił funkcję osobistego trenera i menadżera Jordana Jurczyńskiego. - Praca z tym zawodnikiem przerwana została w momencie jego kontuzji, po której nie wrócił on już na tor. W międzyczasie w wielu klubach zmieniły się władze i tym samym moje żużlowe kontakty się urwały - 55-latek wyjaśnia przyczynę jego absencji w polskim żużlu w ostatnich latach.
Ostatecznie Roman Tajchert wrócił jednak do speedwaya. Przed sezonem 2011 podjął się bowiem prowadzenia miniżużlowego klubu z Częstochowy, czyli UŚKS Speedway. - Jak na początek współpracy z częstochowskim klubem, nie było źle, choć zawsze mogło być lepiej. Jeśli chodzi natomiast o moich podopiecznych, to na pewno nie można ich oceniać po tegorocznych wynikach. Na początku sezonu chłopcy mieli dużo braków technicznych, np. w pokonywaniu łuków. W ciągu tych kilku miesięcy zrobili jednak duże postępy i mogą teraz z powodzeniem rywalizować o najwyższe laury. Sama technika jazdy jednak nie wystarczy, gdyż do tego potrzeba jeszcze niezłej klasy sprzętu, a to wiąże się z kolei ze sporymi kosztami. Rodzice moich podopiecznych nie są zbyt majętnymi ludźmi i nie byli po prostu w stanie sami udźwignąć tak wysokich kosztów - szkoleniowiec ocenia miniony sezon.
Mimo wszystko Tajchert powinien być raczej zadowolony z wyników osiągniętych przez swoich podopiecznych. Częstochowscy miniżużlowcy wywalczyli wszak brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Polski w klasie 80-125 cc, a zawodnicy: Przemysław Portas i Bartosz Pych trafili do kadry narodowej i reprezentowali nasz kraj podczas turnieju Gold Trophy na minitorze w Rybniku. Sukcesem Tajcherta jest niewątpliwie również ilość wyszkolonych przez niego jeźdźców. W tym sezonie certyfikaty "MŻ" wywalczyło przecież aż sześciu częstochowian. - Na pewno praca z dziećmi nie była łatwa, ale dała mi wiele radości i satysfakcji. Chcę w tym miejscu podziękować swoim zawodnikom, ich rodzicom i działaczom za wspólnie spędzony sezon - mówi Tajchert.
Jakie plany na przyszłość związane ze speedwayem ma 55-latek? - Nie ukrywam, że chciałbym prowadzić drużynę ekstraligową. Uważam, że się do tego nadaję i mam ku temu wszelkie predyspozycje. Przeraża mnie, że obecnie w polskim żużlu panuje trend na powoływanie przypadkowych ludzi na stanowisko menadżerów i oddaje się w ich ręce prowadzenie drużyny. Niektóre z tych osób nigdy nie jeździły na żużlu, a taktyka meczowa to dla nich czarna magia. Jest to jedyna dyscyplina, gdzie osobom bez przygotowania i bez uprawnień powierza się odpowiedzialność za wynik sportowy. Nie mogę pojąć czym jest to podyktowane, ale źle to wróży przyszłości tej dyscypliny - zakończył.