Speedway Ekstraliga wydała komunikat, w którym orzekła nałożenie kary na Jarosława Dymka. Przypomnijmy, że chodzi o nieregulaminowe zgłoszenie do biegu 12. Marcela Kajzera w miejsce Artura Czai w ramach rezerwy zwykłej. Jest to niezgodne z Regulaminem Sportu Żużlowego, a zatem Jarosław Dymek wykazał się nieznajomością regulaminu DMP i naruszył dyspozycję art. 332 pkt 7 RSŻ.
W związku z powyższym Speedway Ekstraliga zdecydowała się nałożyć karę na menadżera Włókniarza w postaci trzymiesięcznego zawieszenia w wykonywaniu obowiązków kierownika drużyny oraz skierowanie na powtórny egzamin z regulaminu rozgrywek. Jednocześnie postanowiono zawiesić ową karę na okres próby jednego roku. Tę decyzję uargumentowano zaś faktem, iż było to pierwsze tego typu wykroczenie Dymka.
Jak na tę decyzję zareagował sam zainteresowany? 30-latkowi spadł ogromny kamień z serca. - Moja indywidualna kara dla mnie się nie liczy. Równie dobrze mógłbym dostać dożywotni zakaz kierowania drużyną. Dla mnie najważniejsze jest to, że przez mój durny błąd nie ucierpiał klub. Gdyby ukarano Włókniarz, nie darowałbym sobie tego do końca życia. Od początku tylko tego najbardziej się obawiałem - skomentował Jarek, który do całej sprawy podchodził bardzo emocjonalnie.