Jarosław Galewski: Związałeś się kontraktem z Lubelskim Węglem KMŻ. Dlaczego wybrałeś właśnie ten klub?
Robert Miśkowiak: Dlaczego Lublin? Przyznam, że dość długo rozmawiałem z prezesem Sprawką. Ostatecznie udało się jednak dojść do porozumienia. Zadecydowała przede wszystkim wiarygodność mojego nowego pracodawcy, bo z takimi opiniami na temat Lublina spotykałem się najczęściej. Wydaje mi się, że podpisanie kontraktu właśnie z Lubelskim Węglem gwarantuje mi otrzymywanie pieniędzy, które zarobię na torze. Dziękuję działaczom za udane rozmowy i na pewno postaram się odwdzięczyć wynikiem na torze.
Czyli finanse były najważniejsze?
- Finanse nie były najważniejsze, ale nie jest tajemnicą, że odgrywają ogromną rolę w sporcie żużlowym. Każdy chyba wie, jaki był dla mnie miniony sezon pod tym względem. W Poznaniu zostaliśmy tak naprawdę oszukani przez klub, o czym mówiłem już wcześniej. W związku z tym musiałem brać aspekt finansowy mocno pod uwagę, żeby dysponować dobrym sprzętem. Bez odpowiedniego budżetu jest to niemożliwe. Cieszę się, że umowa jest podpisana, ponieważ mogę poczynić dalsze przygotowania do nowych rozgrywek.
Mieszkasz w Rawiczu, więc odległość do Lublina jest bardzo duża. To nie będzie stanowić problemu?
- Właśnie wracam z Lublina, jest około 450 kilometrów do Rawicza. To na pewno kawałek drogi, ale nic na to nie mogę poradzić. Nie wszystko zawsze wygląda idealnie, ale powiem szczerze, że nie powinienem narzekać na jakieś zmęczenie. Nie takie odległości już się pokonywało w przeszłości na różne imprezy. Wszystko będę miał bardzo dobrze poukładane. Za jazdę będzie odpowiadać mój kierowca, sprzętem zajmą się mechanicy. Ja mam tylko jak najlepiej jechać. Mój team będzie zbudowany tak, żebym był jak najbardziej odciążony od innych zadań.
Próbowałem prześledzić twoje występy na torze w Lublinie i przyznam, że niewiele można o nich powiedzieć.
- To głęboko musiałeś szukać (śmiech). Po raz ostatni startowałem w Lublinie chyba w 2002 roku. Wtedy byłem jeszcze juniorem pilskiej Polonii. Pamiętam zresztą doskonale ten żółty kombinezon, w którym wtedy startowałem. Za wiele wspomnień z samych zawodów nie mam, bo było to jednak stosunkowo dawno. Od tego czasu nie miałem okazji startować na torze w Lublinie. Jest on jednak dość długi, podobnie jak w Poznaniu, gdzie ścigałem się w ostatnich sezonach, więc nie powinno być problemów z przystosowaniem się.
Nie jest tajemnicą, że rozmawiałeś również z klubem z Ostrowa. Na twój powrót do tego miasta bardzo liczyli kibice. Była na to w ogóle szansa?
- Temat Ostrowa był realny. Prawda jest jednak taka, że Ostrów dość późno zdecydował o startach w pierwszej lidze. Tak naprawdę sytuacja klubu nie była długo pewna i nikt nie wiedział, czy drużyna wystartuje. Chciałbym jednak powiedzieć kilka słów ostrowskim kibicom, ponieważ bardzo lubię to miasto. Bardzo często zresztą w nim bywam. Mam nadzieję, że będziecie nadal trzymać za mnie kciuki. Zawsze będę bardzo chętnie przyjeżdżać na jakiekolwiek imprezy indywidualne. Wierzę, że nadal będzie mnie oklaskiwać, tak jak to bywało w ostatnich latach.
A Orzeł Łódź?
- Rozmawiałem również z Orłem Łódź, ale w pewnym momencie coś wygasło. Nie udało nam się porozumieć. Oferta z Lublina była za to bardzo konkretna i nie ukrywam, że to przesądziło w moim przypadku o wyborze klubu.
Byłeś o krok od Ekstraligi, miałeś w związku z nią bardzo ambitne plany. Czy w pierwszej lidze będziesz jednym z najlepszych zawodników?
- Do tego dążę i bardzo bym tego chciał. Zapewniam, że zrobię wszystko, żeby być w czołówce. Cały czas ciężko pracuję i uważam, że tą pracą zasłużę na naprawdę dobry wynik. Nie ukrywam, że już teraz miałem ambicje ekstraligowe, ale człowiek w życiu popełnia czasami błędy. Tak było właśnie w moim przypadku i otwarcie się do tego już przyznałem. Będę kolejny rok startować w pierwszej lidze, ale nie rozpatruję tego w kategoriach wielkiego błędu czy tragedii. Czasami nie wszystko jest tak jak chcemy. Zostawiam za sobą przeszłość. Mam podpisany kontrakt w Lublinie i nie chcę rozczarować tych kibiców, ponieważ kapitalnie przyjęli mnie już w trakcie wczorajszej konferencji. To było naprawdę niesamowite. Dziękuję i wierzę, że szybko was do siebie przekonam.
Ekstraliga nadal pozostaje twoim celem?
- Ekstraliga jest nadal moim planem. Mogę zapewnić, że pewnych błędów w przyszłości postaram się nie popełnić. Teraz jednak liczy się tylko Lublin.
Może uda się do niej awansować wraz z klubem z Lublina?
- Dlaczego nie? Wydaje mi się, że mamy naprawdę bardzo mocny i solidny skład. To młoda drużyna, która może zawalczyć. Gniezno i Grudziądz to w tej chwili faworyci, ale jestem przekonany, że wszystko może się zdarzyć. Nie jest powiedziane, że coś nieoczekiwanego się nie wydarzy. Nikomu źle nie życzę, ale ten sport potrafi płatać różne figle. Priorytetem jest jednak znalezienie się w pierwszej czwórce oraz radość z jazdy.
Co ze startami w ligach zagranicznych?
- Będzie liga duńska i szwedzka. Kwestia ligi angielskiej jest w toku. Chciałbym tam jechać od początku sezonu, ale gdyby tak się nie stało, to być może zdecyduję się na to od kwietnia czy maja. Na pewno jednak Anglia w tym roku będzie, ponieważ przygotowuję już pod to motocykle. Mam pewne zaplecze w Anglii i nie pojadę tam nieprzygotowany.
Jakich zdobyczy punktowych w lidze mogą oczekiwać od Roberta Miśkowiaka kibice Lubelskiego Węgla KMŻ?
- W lidze chciałbym punktować jak najlepiej. Interesują mnie zdobycze dwucyfrowe. Pod względem indywidualnym chciałbym odbić sobie finał Indywidualnych Mistrzostw Europy. Tak naprawdę zostałem tam oszukany przez sędziego. Poza tym liczę na każdy finał i odegranie w nim wiodącej roli.
Widać, że finał Indywidualnych Mistrzostw Europy nadal chodzi ci po głowie, mimo że to raczej mało opłacalna impreza…
- Opłacalne może to nie jest, ale to prawda, że chodzi mi po głowie i mam w niej coś takiego, że bardzo chcę odbić sobie to niepowodzenie. To jest czasami zdecydowanie ważniejsze od pieniędzy.