Niejako na przekór atrakcyjnie zapowiadającej się inauguracji mistrzowskiego cyklu (ze względu na miejsce pierwszego turnieju), jestem zdania, że formuła Grand Prix się wyczerpała i nie jest w stanie nic nowego i nic dobrego wnieść do światowego żużla. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy wrócić do korzeni Grand Prix, czyli do mniej więcej połowy lat 90-tych minionego stulecia i przypomnieć, po co formułę cyklu wyłaniającego najlepszego zawodnika globu w ogóle zmieniano. Powodów było przynajmniej kilka. Generalnie zwolennicy Grand Prix uznali, że światowy speedway był wówczas w kryzysie i walka o mistrzostwo świata znana z innych dyscyplin motorowych miała być na ten kryzys swoistym antidotum. Tak więc po pierwsze, żużel w krajach gdzie był popularny wcześniej, miał odzyskać swoją utraconą pozycję. Co więcej miał trafić "pod strzechy" także w krajach gdzie go dotąd nie znano i to na kilku kontynentach.
Turnieje miały się przenieść z siermiężnych, zagubionych gdzieś w polach stadionów na supernowoczesne stadiony. Wreszcie nowa formuła poprzez bijące rekordy zainteresowania światowych telewizji miała przyciągnąć do speedwaya potężnych sponsorów. A dzięki nim zarabiać potężne pieniądze mieli wszyscy, przede wszystkim zawodnicy, którzy o tytuł mistrza świata walczą. A i same zawody miały być bardziej interesujące, bowiem do widowiskowości niektórych z ostatnich jednodniowych finałów, miano zastrzeżenia. Takie były założenia, więc teraz przeanalizujmy spokojnie co z tych założeń zrealizowano. Jesteśmy bowiem u progu osiemnastego już sezonu Grand Prix, które tym samym, mówiąc obrazowo wkracza w wiek dorosły. Czas wobec tego najwyższy na pewne wnioski i podsumowania. No to po kolei. Czy Grand Prix poprawiło sytuacje żużla? Nie poprawiło. W połowie lat 90-tych mieliśmy trzy bardzo mocne ligi: polską, szwedzką i angielską oraz kilka przyzwoitych w innych krajach. Dziś praktycznie poważne znaczenie mają tylko dwie, z tym, że ze Szwecji dochodzą niepokojące informacje o załamaniu kondycji finansowej niektórych tamtejszych, uważanych dotąd za stabilnych, klubów. Liga angielska "spauperyzowała" się w tym czasie totalnie, wielu zawodników z kurczącej się światowej czołówki nie chce już na Wyspach startować. Jakie nowe kraje podbił speedway dzięki Grand Prix? Proszę wymienić chociaż jeden, ja nie potrafię.
Skoro nie udaje się przywrócić zainteresowania żużlem, nawet w krajach gdzie jest uprawiany od dziesięcioleci, trudno aby zdobywał nowe rynki na różnych kontynentach. Odłóżmy więc to na półkę z napisem "pobożne życzenia". Pytanie kolejne. Czy żużel stał się przez Grand Prix bogatszy, czy trafia do niego więcej pieniędzy? Czy zawodnicy światowej czołówki na startach w mistrzostwach świata zarabiają olbrzymie pieniądze? Nie zarabiają, coraz któryś skarży się, że do tego "interesu" występu trzeba nawet dopłacać. Marzenia o wielkich pieniądzach w Grand Prix się nie spełniły, a patologicznym przykładem istniejących realiów jest sytuacja kiedy żużlowcy rezygnują ze startów w mistrzostwach świata, bo zwyczajnie im się to kompletnie finansowo nie opłaca. Jedyne co się połowicznie powiodło, to organizacja niektórych turniejów w dużych miastach na nowoczesnych obiektach. Ale ten kij ma dwa końce. Ileż było użalania się, że jednorazowe tory na tych obiektach są przygotowane tak, iż nadają się do wszystkiego za wyjątkiem wszakże atrakcyjnego widowiska żużlowego? Ja wiem, starsi się już przyzwyczaili do tego co jest, młodsi innego patentu na żużlowe mistrzostwa świata nie doświadczyli. W sumie to przyjemnie w sezonie dwa razy w miesiącu zasiąść przed telewizorem z kolegami i obejrzeć sobie transmisję. Choćby rytualnie. Tylko coraz bardziej zastanawiam się, na ile ta gra zwana Wielką Nagrodą warta jest przysłowiowej świeczki?
Robert Noga
jest za dużo turniejów, z nielicznymi wyjątkami w tych samych miejscach, za dużo jest dzikich kart i niezauważalne są eliminacje do cyklu.