Robert Noga - Moje Boje: Ostatnie starcie?

Zawody Grand Prix Europy na stadionie imienia Alfreda Smoczyka reklamowano jako ostatnie w Lesznie. Czy aby na pewno stadion Unii na zawsze pożegnał się z cyklem GP?

W tym artykule dowiesz się o:

Wyścig I. Kapitalna walka przez cztery okrążenia o wygraną pomiędzy Gregiem Hancockiem i Emilem Sajfutdinowem. Wyścig II, zacięty bój o drugie miejsce. Na linii mety Nicki Pedersen dopada Tomasza Golloba. Wyścig VI. Kolejny bardzo dobry bieg całej stawki zawodników, z którego zwycięsko wychodzi Chris Holder. Wyścig XIV. Piękna, filmowa wręcz rywalizacja. Gollob tym razem przed Hancockiem. Wyścig XVII. Gollob udowadnia, że potrafi z motocyklem zrobić wszystko. Wyścig XIX. Poezja żużla. Jarosław Hampel ostatni po starcie, na jednej, jedynej przeciwległej prostej pierwszego okrążenia wyprzedza Emila Sajfutdinowa, Chrisa Harrisa i Bjarne Pedersena. Wreszcie wielki finał. Twardy bój polskiego duetu, który walczy ze sobą tak, jakby ten jeden wyścig miał zadecydować o tegorocznej koronie mistrza świata. Kontrowersyjny atak Tomasza Golloba i w efekcie w myśl przysłowia "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" zwycięstwo Chrisa Holdera, który kilka minut później w ekstazie wskakuje na najwyższy stopień podium.

To tylko kilka wybranych fragmentów wspaniałego sobotniego wieczoru na stadionie imienia Alfreda Smoczka w Lesznie. Z całą pewnością był to najlepszy turniej Grand-Prix z pięciu, jakie w sumie odbyły się na tym obiekcie. Więcej, zaryzykuję twierdzenie, że był to jeden z najlepszych pod względem sportowym i najbardziej ekscytujących turniejów mistrzowskiego cyklu, w jego osiemnastoletniej bez mała historii. Tak jakby elita światowego speedwaya wzięła sobie za ambicje godne pożegnanie się z Lesznem, które organizowało zawody Grand-Prix oficjalnie po raz ostatni. Jeżeli tak, to przyznać trzeba, że im się to w pełni udało. "Ostatnie starcie na Smoczyku" , bo pod takim hasłem organizatorzy promowali wczorajsze ściganie z pewnością na długo pozostanie w pamięci, a jego finałowy wyścig długo będzie jeszcze rozpamiętywany przez kibiców. Podobno kilku zawodników przed startem wyrażało żal, że kończy się era "Smoka" w Grand-Prix. Pewnie było w tym nieco autentyczności, nieco też kurtuazji. W 2008 roku Leszno przerwało trwający kilkanaście lat monopol na organizację w Polsce mistrzowskich turniejów, dzierżony przez Wrocław i Bydgoszcz, z krótkim antraktem Chorzowa. Miało olbrzymie tradycje w organizowaniu ważnych światowych imprez, toteż budziło ciekawość kibiców. Położone w sercu Wielkopolski, stanowi przecież centrum prawdziwego żużlowego zagłębia. Blisko tu z Rawicza, Poznania, Wrocławia, Gniezna, stosunkowo niedaleko przecież z Gorzowa, Zielonej Góry, Opola czy Piły. A to już przecież niemal połowa speedwayowej Polski. Toteż pierwsze zawody odbywały się przy kompletach publiczności.

Potem było już gorzej. Rok temu stadionu nie udało się wypełnić, pustych miejsc było sporo. W tym roku było z frekwencją "na oko" jeszcze gorzej. "Łysy" praktycznie pierwszy wiraż, wolne całe sektory na wyjściu z drugiego łuku. Cóż, ceny biletów, kilkakrotnie nawet większe niż na lidze to raz, opatrzenie się zawodami miejscowych fanów to dwa, a trzy to konkurencja dwóch innych Grand-Prix rozgrywanych w Polsce, na nowoczesnych stadionach w Gorzowie Wielkopolskim i Toruniu. Kibic kalkuluje i liczy. Serce się rwie, ale portfel nie zawsze pozwala. Takie są realia. Dlatego myślę, że pożegnanie Leszna z Grand-Prix nastąpiło w bardzo dobrym momencie. W momencie, kiedy widmo organizacyjno-finansowej klapy gdzieś się zaczęło czaić na horyzoncie. A tak pozostaną bardzo dobre wspomnienia o emocjach na koniec, którymi obdzielić można przynajmniej kilka imprez o podobnej randze. Mam jednak wrażenie, że nie było to całkowite pożegnanie Leszna z Grand-Prix, czy Drużynowym Pucharem Świata. Że po pewnej przerwie najlepsi żużlowcy wrócą tutaj, nie tylko w wymiarze ligowym. I, że wczorajszy "nokturn" nie był wcale "ostatnim starciem" na Smoczyku.

Robert Noga

P.S. Na temat zachowania niektórych fanów wygwizdujących i wyzywających Tomasza Golloba po ostatnim biegu nawet nie chcę mi się nawet wypowiadać. Na taką żenadę szkoda mi po prostu czasu i miejsca.

Źródło artykułu: