Na taką jazdę Mirosława Jabłońskiego częstochowscy kibice czekali od początku sezonu. Po słabszych występach w Lesznie i Tarnowie młodszy z braci Jabłońskich wreszcie zaprezentował się w taki sposób, jaki oczarował kibiców pod Jasną Górą podczas pamiętnych zeszłorocznych spotkań barażowych ze Startem Gniezno. Częstochowianie pokonali w niedzielę bydgoską Polonię 50:40, a Jabłoński wywalczył dziesięć punktów i dwa bonusy. - Byliśmy nastawieni na zwycięstwa u siebie. Zacznijmy od gorszych rzeczy, bo moich punktów zabrakło w Tarnowie. Nie lubię się tłumaczyć, ale tam zawiódł mnie sprzęt. W tym meczu jechałem na tych samych motocyklach, bo tylko wymieniliśmy prądy i generalnie wszystko grało i buczało. Żałuję tego czternastego biegu, gdzie podniosło mnie na jednej z kolein i niestety Emil Sajfutdinow mnie minął. Aczkolwiek wynik wymarzony. To wynik, który sobie wręcz wymarzyłem i osiągnąłem - cieszył się w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Pokaźny dorobek punktowy, to także zdaniem Jabłońskiego zasługa częstochowskich włodarzy, którzy od początku otoczyli go wielką pomocą. - Nie ukrywam to też dzięki włodarzom klubu, którzy postawili na mnie i dodatkowo wsparli i dofinansowali. Do tego ciężka praca i to wszystko złożyło się na taki wynik, a nie inny. Cieszę się, że tak mi poszło i w tym miejscu dziękuję działaczom i kibicom, którzy zrobili na mnie naprawdę duże wrażenie. To, co tutaj się dzieję, to naprawdę szok. Wielkie słowa uznania i podziękowania za ten doping, bo aż ciarki przechodzą po plecach patrząc na to, co robią kibice częstochowskiego Włókniarza. Są naszym naprawdę ósmym zawodnikiem - nie szczędził pochwał Jabłoński.
Po trzech ligowych kolejkach Lwy mają w swoim dorobku dwa punkty, co nie do końca odzwierciedla jednak rzeczywistą postawę częstochowskiej ekipy. Włókniarz skazywany na pożarcie potrafił na wyjeździe stawić spory opór zarówno Unii Leszno, jak i Tauronowi Azotom Tarnów. W obu przypadkach częstochowianie pozostawili po sobie bardzo korzystne wrażenie, co nie zostało jednak poparte punktami w ligowej tabeli. W niedzielę było już jednak inaczej. - W Tarnowie zabrakło moich punktów, również trochę w Lesznie. Aczkolwiek taki jest żużel. Teraz nie poszło Chrisowi Harrisowi. To jest siedem cegiełek, które złożymy i one dają zwycięstwo. Potrzeba siedmiu zawodników jadących na równym wysokim poziomie, aby wygrywać mecze. Mam nadzieję, że będę punktował na podobnym poziomie w każdym meczu. Tego sobie życzę i o tym marzę. Aczkolwiek trochę brakło w tych pierwszych meczach. Gdybyśmy wygrali w Lesznie i Tarnowie, to bylibyśmy kreowani na mistrza Polski. Może się jednak okazać, że będziemy "czarnym koniem" tych rozgrywek - podkreśla Jabłoński.
Nowy nabytek Dospelu Włókniarza uważa, że sprzymierzeńcem jego zespołu staje się częstochowski owal, który w zimowej przerwie został poddany dość gruntownej kosmetyce. Z biegiem czasu wygląda on jednak coraz lepiej i staje się ogromnym atutem częstochowskiej ekipy. - Mówiąc o warunkach torowych, to trzeba powiedzieć, że trochę różniły się starty od tego, co było na treningu. Było dosyć twardo, ale na szczęście wszystko przypasowało. To zagrało tak, jak należy. Trzeba przyznać, że tor jest do walki. Jak ktoś umie na nim jechać, to jest do walki. Nie ma co ukrywać. Geometria tego toru sprawia, że można na nim walczyć. Jak ktoś umie ją wykorzystywać, to naprawdę można wiele zwojować. Aczkolwiek jest dużo przyczepniej, niż na barażach z Gnieznem. Mi to jednak odpowiada - dodaje z uśmiechem na ustach.
W następnej kolejce poprzeczka przed częstochowskim zespołem zostanie zawieszona jeszcze wyżej. Pod Jasną Górę przyjeżdża naszpikowana gwiazdami Stal Gorzów z Tomaszem Gollobem na czele. - W Ekstralidze nie ma słabych przeciwników. Tak bym to podsumował - puentuje zawodnik częstochowskiego zespołu.
Grigorij Łaguta 13 Tomasz Gollob 16
Grzegorz Zengota 10 Niels Krisian Iversen 13
Daniel Nermark 8 Krzy Czytaj całość
Falubaz fan
Do Krzys: Czytaj całość