W tamtych czasach nie było jednorocznych kontraktów, czy jakichś list transferowych, obowiązującym standardem była niemal sportowa wersja niewolnictwa. Prawie każde przenosiny traktowane były jak kaperownictwo i na ogół niechętnie traktowane przez środowisko. Uprzywilejowane były kluby wojskowe i milicyjne, które pod pozorem służby mogły ściągać do siebie co lepszych zawodników. Korzystała z tego w tamtych latach na przykład gwardyjska bydgoska Polonia. Ale w sumie wówczas ciekawe transfery nie odbywały się zbyt często. A w tym wypadku chodzić miało przecież o gwiazdę pierwszej wielkości, dwukrotnego wówczas mistrza kraju i wielokrotnego reprezentanta Polski! Przenosiny lidera rawickiego zespołu na drugi koniec Polski nie były więc bynajmniej usłane różami, co więcej odbywały się w atmosferze wręcz skandalu! Florian Kapała po rozmowach z rzeszowskimi działaczami jesienią 1957 roku pisze podanie o zwolnienie go z Kolejarza. Ale rawickim działaczom nie w smak pozbywanie się najlepszego od lat zawodnika. "W odpowiedzi na Wasz wniosek w przedmiocie zwolnienia Was z R.K.K.S Rawicz Zarząd Klubu donosi, że zwolnienia udzielić nie może. Równocześnie zawiadamia się, że uchwałą powziętą na zebraniu Zarządu Klubu w dniu 12 lutego 1958 r. została na kolegę nałożona kara dyskwalifikacji na okres 2 lat". Odpowiedź działaczy poraża surowością. Dwuletnia dyskwalifikacja! Robi się z tego niezdrowa sensacja i pożywka dla prasy. Gazety niczym dzisiejsze tabloidy przekrzykują się tytułami i tekstami, szczególnie celują w tym gazety wielkopolskie. "Czy 7 tysięcy złotych i moskwicz zrobią swoje?" - mogli przeczytać czytelnicy poznańskiego "Kuriera Sportowego". I dalej w podobnym stylu: "Co piszą nasi informatorzy? Że darmowy transport mebli, luksusowe mieszkanie - to zresztą zgodne z przepisami, że pensja 7 tysięcy złotych miesięcznie. Na tym nie koniec, bo jeszcze szczęśliwy Florian Kapała ma otrzymać wymarzonego moskwicza, żeby sobie nóżąt nie utrudził. To byłyby mniej więcej dobra doczesne. Reszta wkracza w krainę marzeń, za wyjątkiem oczywiście studiów technicznych rawiczanina na nowej ziemi obiecanej".
Nie wszyscy oczywiście podzielali takie stanowisko. Oto kolejny przykład, z innej tym razem gazety: "Czołowy nasz zawodnik żużlowy, mistrz Polski Florian Kapała otrzymał ciekawą i dobrą pracę w WSK w Rzeszowie przy produkcji motocykli FIS. W związku z tym przeniósł się do Rzeszowa i postanowił zasilić szeregi miejscowej Stali. Niestety Kolejarz w Rawiczu nie dał mu zwolnienia co w związku z obowiązującą karencją zmusza Kapałę do przerwy w startach". Targi trwają wiele dni i ogniskują opinię publiczną. Wreszcie nadchodzą decyzje. Główna Komisja Żużlowa nie stwierdza działań pozaprawnych i nieetycznych i uchyla zawieszenie zawodnika. Pozostaje obowiązująca wówczas roczna karencja przed rozpoczęciem startów w nowym klubie. Ostatecznie ku radości rzeszowian i jej nowego żużlowca i ten problem udało się pokonać. Niejako podsumowując sprawę, która ogniskowała uwagę kibiców nie tylko żużlowych w całym kraju znany publicysta Władysław Pietrzak pisze: "Niełatwe są sprawy związane z przechodzeniem zawodników z klubu do klubu(...) Jest jeden moment rzadko brany w tych sprawach pod uwagę; zawodnik jako człowiek oceniany nie tylko jako źródło sukcesów, dostarczyciel punktów ligowych, ale właśnie jako człowiek mający rodzinę , muszący myśleć o swojej przyszłości(...) To prawda - tego nie neguje i zawsze będę podkreślał - że wychowanie sportowca wysokiej klasy kosztuje wiele pieniędzy klubowych i wiele wysiłku ofiarnych, oddanych sportowi działaczy. Tak było bez wątpienia i w przypadku Kapały i bezsprzecznie wielką zasługą Kolejarza Rawicz jest to, że dał on naszemu żużlowi zawodnika o klasie europejskiej. Niemniej powstaje pytanie, jak długo musi spłacać zawodnik dług zaciągnięty wobec klubu? Czy wiążą go z klubem więzy podobne nierozerwalnemu małżeństwu. Czy np dziesięć lat wiernej służby w obronie barw klubowych nie jest wystarczającym okresem do rozstania się bez gniewów i uraz? Czy można potępić człowieka, który nie jest już kilkunastoletnim młodzieniaszkiem i w trosce o przyszłość swoją i rodziny decyduje się na podjęcie pracy i da mu zadowolenie i widoki na dalszą metę?" Czy pisane pół wieku temu słowa straciły aktualność?
Po trudnym okresie Kapała może spokojnie pakować walizki i rozpocząć nowy etap swojego życia i żużlowej przygody. Wraz z rodziną stawia się na Podkarpaciu i udziela pierwszych wywiadów miejscowej prasie: "Mam do Kolejarza bardzo wielki żal, bo przecież bardzo dużo dla nich zrobiłem, a oni nie pozwolili mi na poprawienie warunków zawodowych i życiowych. Byłem już zdecydowany kategorycznie skończyć ze sportem żużlowym. Jednak dzięki pomyślnemu załatwieniu sprawy będę dalej startował w Rzeszowie. Z tej zmiany barw klubowych jestem bardzo zadowolony."
Zadowoleni byli oczywiście w Stali, dla której pod wodzą Floriana Kapały nadchodziły "tłuste" lata, okraszone dwoma tytułami drużynowego mistrz kraju oraz kolejnymi dwoma indywidualnych mistrzostw Polski swojego lidera. A Kolejarz? Dwa lata po odejściu lidera, żużel w małym Rawiczu przestał istnieć na prawie cztery dekady. Ale wrócił na sportową mapę Polski i dziś stadion Kolejarza nosi imię Floriana Kapały. Jego dzisiejsi następcy mogą się tylko dziwić ile zachodu bywało dawniej aby móc zmienić barwy klubowe...
Robert Noga