Leszczyńska megasensacja
Przed meczem Stali Gorzów z Unią Leszno, większość kibiców zastanawiała się tylko i wyłącznie nad rozmiarami zwycięstwa żółto-niebieskich. Niedługo przed rozpoczęciem spotkania, nad położonym w zachodniej Polsce miastem zaczął padać deszcz. W związku z tym sędzia postanowił rozegrać pojedynek najszybciej jak się dało, co jak się okazało bardzo pasowało młodym organizmom z Leszna.
W Unii tylko Damian Baliński nie zrobił tego, co do niego należało. Pozostała szóstka zdobyła sporo punktów, a Tobiasz Musielak pokonując dwukrotnie Tomasza Golloba pokazał, że drzemie w nim ogromny potencjał.
W Stali natomiast zawiedli ci, na których bardzo liczono. Beznadziejny mecz odjechał Tomasz Gollob. Zdobył on dwa punkty (czyli mniej od np. Kamila Adamczewskiego) i ten rezultat nie ma żadnego tłumaczenia. Do tej pory dobrze w lidze jeździł też Matej Zagar, jednak tym razem i on zawiódł. Wygrana leszczynian sprawia, że liga w dalszej fazie sezonu będzie jeszcze ciekawsza. Obok kibiców Unii Leszno, cieszą się też fani swojej imienniczki z Tarnowa, którzy po siedmiu kolejkach "odjechali" swoim największym rywalom na trzy punkty.
Tarnowski koncert trwa
Rzadko kiedy się zdarza, żeby w jednym meczu gospodarze wygrali podwójnie cztery wyścigi, dwa razy pokonali rywali 4:2, a i tak przegrali mecz. Tak było jednak w Toruniu, gdyż skuteczną receptę na zwycięstwa gospodarzy mieli podopieczni Marka Cieślaka. Wygrali oni podwójnie aż sześć razy i nadal są niepokonani w tegorocznych rozgrywkach ENEA Ekstraligi. Sytuacja na torze, a zwłaszcza na tablicy wyników MotoAreny zmieniała się jak w kalejdoskopie. Jeszcze po trzech biegach gospodarze prowadzili różnicą sześciu punktów, a już cztery wyścigi później to goście byli górą i mieli aż dziesięciopunktową przewagę. Po dziesięciu gonitwach stopniała ona do dwóch oczek, aby chwilę po dwunastu biegach znów wrócić do stanu przed przegranymi podwójnie wyścigami. Naprawdę - szalony mecz.
W zespole Azotów Tauron wreszcie "swoje" zrobił Maciej Janowski. Junior rodem z Wrocławia, który przyzwyczaił wielu kibiców do dwucyfrowych zdobyczy, w tym sezonie nie był jeszcze tak skuteczny. Tym razem, mimo wykluczenia w wyścigu juniorów zdobył 11 punktów i 4 bonusy, wydatnie przyczyniając się do zwycięstwa swojej drużyny. W swoich szeregach team Cieślaka miał aż pięciu świetnie punktujących zawodników i to wystarczyło na drużynę Aniołów. Tam po raz kolejny widoczny był brak skutecznego piątego seniora, a Adrian Miedziński w tym sezonie nie jest tak pewnym punktem, jak to było wcześniej. Jak się do tego dołoży słabszy dzień Chrisa Holdera (w wyścigach z jego udziałem goście aż cztery razy przegrali podwójnie), zwycięstwo gospodarzy było na MotoArenie praktycznie niemożliwe.
Taktyczne zwycięstwo Rafała Dobruckiego i nieudane va banque Stanisława Chomskiego
Gdy po czterech wyścigach zespół Lotos Wybrzeże prowadził 16:8 z aktualnym Drużynowym Mistrzem Polski, kibice przecierali oczy ze zdumienia. Jak dwa biegi później mimo rezerwy taktycznej Rafała Dobruckiego nadal przewaga nie topniała, na stadionie coraz więcej osób wierzyło w zwycięstwo czerwono-biało-niebieskich. Później jednak szkoleniowiec Stelmetu Falubaz zwołał zebranie drużyny, dużo pomógł Andreas Jonsson i chwilę później to goście wyszli na prowadzenie. Dużo im pomógł dziewiąty wyścig, który po starcie gdańszczanie wygrywali 4:2, a po upadku Thomas H. Jonassona. i nie zdążeniu na start w powtórce Kamila Brzozowskiego, zrobiło się 0:5. Na dwa biegi przed końcem Stelmet Falubaz Zielona Góra prowadził różnicą siedmiu punktów i Stanisław Chomski zdecydował się pójść va banque - wystawił w obu biegach parę Jonasson - Pedersen. Przed ostatnim wyścigiem była jeszcze szansa na wygraną gdańzsczan, ale tutaj mistrzowską formę pokazał AJ i dwa punkty pojechały do Zielonej Góry.
W zespole gości poza Jonssonem, dobre zawody odjechali Protasiewicz i zwłaszcza młody Łoktajew. Pozostali żużlowcy w większym lub mniejszym stopniu zawiedli. teamie z Gdańska Nicki Pedersen potwierdził, że jest tylko człowiekiem i że również jemu zdarzają się wpadki. Tym razem najskuteczniejszy był Jonsson, a nieoczekiwanie najlepszym juniorem spotkania był niespełna 17-letni Krystian Pieszczek. Oj rośnie w Gdańsku talent, który w przyszłości może zawojować polskie tory...
Częstochowski pokaz sił
Przed meczem z ostatnim wówczas Dospelem Włókniarz Częstochowa, wrocławscy kibice liczyli na sprawienie niespodzianki. W końcu zespół spod Jasnej Góry jechał bez Grigorija Łaguty, a jak nie wygrać z outsiderem, to z kim? Szybko jednak optymizm został wybity z głów wrocławian. Kontuzji nabawił się Fredrik Lindgren, a większość zawodników z Częstochowy miało "mecz życia".
Zawody z kompletami punktów zakończyli Kenneth Bjerre, który pokazał że niepotrzebnie skreślano go w stolicy Dolnego Śląska, a także Mirosław Jabłoński, dla którego to pierwszy taki "wyczyn". Znakomicie pojechali także Daniel Nermark oraz wielce utalentowany Artur Czaja. Wrocławianie zafundowali w niedzielę kibicom natomiast nowego "ekstraligowca". Niestety wynik Tyrona Proctora nie powinien dawać mu nadziei na kolejne starty w zespole. W pięciu wyścigach nie zdobył on ani jednego punktu.
Rzeszowska mobilizacja
Po raz kolejny żużlowcy PGE Marmy Rzeszów wygrali mecz na własnym torze. Tym razem różnicą aż dwudziestu punktów pokonali Polonię Bydgoszcz. W tym sezonie w ENEA Ekstralidze zaskakuje Joonas Kylmaekorpi. Żużlowiec, który w 2009 roku w barwach Lotosu Wybrzeże pojechał w trzech meczach, osiągając średnią biegową 1,167, w 2012 roku niczym nie przypomina Fina sprzed trzech lat. Nie widać u niego też żadnych śladów po kontuzji, przez którą pauzował w pierwszej części sezonu. W meczu z Polonią zdobył dwanaście punktów, wygrywając indywidualnie cztery biegi. Wobec jeżdżącego przeciętnie od początku sezonu Jasona Crumpa, postawa Fina może być dla rzeszowian kluczowa.
Wreszcie dobrze pojechał też Maciej Kuciapa. Najgorszy jak dotąd żużlowiec najwyższej klasy rozgrywkowej zdobył 6 punktów i bonus w czterech wyścigach. W Polonii każdy pojechał odrobinę poniżej swoich możliwości. Mimo rezerw taktycznych, żaden zawodnik nie skończył meczu z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. W takiej sytuacji trudno myśleć o zwycięstwie wyjazdowym.