W świadomości przeciętnego kibica żużla utrwaliły się przede wszystkim derbowe mecze Aparota Toruń z Polonią Bydgoszcz oraz mocno ostatnio eksponowane i nagłaśniane pojedynki Falubazu Zielona Góra ze Stalą Gorzów. Ale w żużlowej Galicji nie ma nic ważniejszego niż konfrontacje Stali Rzeszów z Unią Tarnów. Już w najbliższą niedzielę drużyny te, chociaż pod zmienionymi nazwami, z szyldami strategicznych sponsorów, spotkają się w oficjalnym meczu po raz 67! Małopolskie derby, o czym mało kto pamięta, są starsze od pomorskich, czy lubuskich. Pierwsze odbyły się bowiem już w 1959 roku, w ramach ówczesnej II ligi. Co ciekawe do niedawna większość ligowych spotkań Stali i Unii miała miejsce na zapleczu ekstraligi, dopiero ostatnie sezony doprowadziły do wyrównania proporcji. Ciekawostką jest też fakt, że w pierwszych latach istnienia żużla w Tarnowie (sekcja powstała w 1957 roku) tamtejsi kibice i dziennikarze za derbowe uważali mecze nie ze Stalą, ale z Wandą Kraków, a jedno z takich właśnie spotkań krakowskie gazety określiły nawet mianem "meczu stulecia". Biorąc pod uwagę, że był to pojedynek w III lidze określenie brzmiało dosyć śmiesznie. Tyle dygresji. Trzeba także pamiętać, że tarnowski żużel wiele zawdzięcza swoim sąsiadom, przynajmniej na początku swojego istnienia. Przecież pierwsze treningi po powstaniu sekcji żużlowej, zawodnicy Unii nie mając jeszcze swojego toru odbywali w Rzeszowie, na nie istniejącym już dziś torze na stadionie Resovii. A ich trenerem była legenda rzeszowskiego speedwaya - Eugeniusz Nazimek.
Sentymenty, sentymentami, ale bardzo szybko doszło do pierwszych, ważnych konfrontacji. Premierowe derby miały miejsce jak wspomniałem19 kwietnia 1959 roku w Tarnowie. Unia była wówczas beniaminkiem II ligi, Stal spadkowiczem z ekstraligi. I goście mający w składzie takie gwiazdy jak Florian Kapała, Jan Malinowski czy wspomniany Eugeniusz Nazimek sprawili tarnowianom (w składzie z legendą miejscowego sportu Zygmuntem Pytką) lanie wygrywając 47:28. Rok później rywale walczyli już w ekstralidze. I tutaj również górą byli rzeszowianie. Wygrywając w Tarnowie 41:37 zapewnili sobie pierwszy w historii mistrzowski tytuł, spychając "jaskółki" przy okazji na sześć sezonów do II ligi. Dopiero kiedy wróciły, zdołały po raz pierwszy pokonać lokalnego rywala, a było to w 1968 roku.
Lata 70-te przyniosły spory kryzys żużla zarówno w Tarnowie i Rzeszowie, Unia i Stal spotykały się praktycznie rokrocznie w II lidze. Więcej emocji przyniosły tak naprawdę dopiero pojedynki z 1984 roku, w których to Unia jako wicemistrz II ligi miała okazję po długich 12 latach wrócić do ekstraklasy, w które miejsca bronili rywale z Rzeszowa. Ale w barażowym dwumeczu to oni właśnie byli lepsi. Wygrali pewnie na własnym torze, a w Tarnowie osiągnęli w pełni ich satysfakcjonujący remis. Do meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej Unia i Stal wróciły dopiero w drugiej połowie lat 80-tych. W meczach tych nie brakowało emocji, niestety też dramatów. 18 września 1988 roku właśnie podczas derbowego spotkania w Tarnowie w tragiczny sposób dobiegła końca kariera Eugeniusza Błaszaka, zawodnika Unii, który do Tarnowa przeszedł właśnie ze Stali. Koszmarny upadek spowodował uraz kręgosłupa i skazał go inwalidzki wózek.
Chyba najbardziej spektakularne derby, wywołujące największe namiętności przyniosła jednak następna dekada, w której w składach obu drużyn pojawili się obcokrajowcy. Tarnowscy kibice z pewnością pamiętają fantastyczny pojedynek w Rzeszowie w1992 roku, w którym Anglik Simon Wigg ledwo zdążył na mecz, ale na dzień dobry pobił rekord toru i poprowadził swoich kolegów do zaskakującej wygranej 48:42. Rzeszowscy fani na pewno dużo lepiej wspominają sezon 1996. Wprawdzie pierwszy mecz w Rzeszowie wiosną wygrali tarnowianie i to aż 58:32, ale w rewanżu, który decydował o być albo nie być w ekstraklasie jednych i drugich niespodziewanie górą była Stal wygrywając 50:40. A osobą, która przyczyniła się do jej wygranej był wychowanek Unii, od tamtego sezonu jeżdżący w Stali Grzegorz Rempała. Dla "jaskółek" tamten mecz i tamten spadek oznaczał długie lata głębokiego kryzysu, jazdy w niższych ligach i prowadzonej z determinacją walki garstki oddanych działaczy o przetrwanie "czarnego sportu" w mieście nad Białą. Dla Stali oznaczał natomiast krótki niestety okres prosperity, dwa lata później nad Wisłokiem cieszyli się z brązowego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski, ale potem spadli z ekstraligi. Ostatnie spotkania nie należały do tych najbardziej emocjonujących, z pewnością do historii przejdzie pojedynek w Rzeszowie w sezonie 2006, ale nie ze względu na fantastyczne widowisko tylko dosyć skandaliczne okoliczności jakie mu towarzyszyły. Tarnowianie z braćmi Gollobami na czele nie mieli ochoty jeździć na ich zdaniem nieregulaminowym torze (sędzia był jednak innego zdania) i demonstracyjnie unikali rywalizacji, ulegając ostatecznie rekordowo 18:72. Było więc nerwowo, nie po raz pierwszy zresztą. Nieco starsi kibice pamiętają może ostre starcia na torze, ale także w parkingu np. Jana Krzystyniaka z Jackiem Rempałą, czy Roberta Kużdżała z Januszem Ślączką, które zawodnicy próbowali rozstrzygać zamieniając się w karateków. Wspomniany Janusz Ślaczka w rozmowie ze mną z sympatią wspominał jednak tamte czasy: "Spotykało się ośmiu chłopaków z Rzeszowa i okolicy z ośmioma z Tarnowa lub pobliskich miejscowości. Najwyżej potem z jednym obcokrajowcem w składzie. To były prawdziwe derby, dziś kiedy zawodnicy zmieniają kluby jak rękawiczki tego klimatu już nie ma”.
Ale są za to gwiazdy światowych torów w składach i nadal tysiące kibiców na trybunach. Tak będzie także po raz 67 w niedzielę w Rzeszowie, a tydzień później w Tarnowie. Derby południa nadal bowiem mają swoją moc!
Robert Noga