Tomasz Gollob od pierwszego wyścigu Grand Prix Polski spisywał się bardzo przeciętnie. Polak na swoim domowym torze był wolny. Widać było, że próbuje wykrzesać wszystko, co się da ze swojego motocykla, ale silnik nie jechał tak jak powininen. - Rzeczywiście podniosłem się z samego dołu. Odrodziłem się w trakcie zawodów, a w zasadzie odnalazłem wreszcie te sprawy silnikowe, które nas gnębiły ostatnio. Bardzo się z tego cieszę - powiedział dla SportoweFakty.pl po zawodach w Gorzowie Tomasz Gollob.
Po trzech seriach startów mistrz świata z 2010 roku miał zaledwie 3 punkty. Do awansu potrzebne były dwa zwycięstwa lub minimum 5 punktów. Gollob dokonał tego, a akcja z czwartej serii, kiedy jednym atakiem wyprzedził Grega Hancocka i Nickiego Pedersena, rozgrzała do białości polską publiczność na Stadionie im. Edwarda Jancarza. - Jestem zadowolony z wyniku. Oczywiście, trochę szkoda, że nie stanąłem na podium. Gdyby nie ten deszcz, kto wie, co by było. Cóż, przypadek losowy, że spadł deszcz - ocenił Polak.
Po jednym ze zwycięskich wyścigów Tomasz Gollob niczym dżokej konia klepał silnik. - Wreszcie odgadliśmy, co było nie tak. Szukaliśmy strasznie długo tych ustawień. Zadziałało. To zwycięstwo było mi bardzo potrzebne, stąd też taka reakcja - zakończył żużlowiec Stali Gorzów.
Tomasz Gollob utrzymał piąte miejsce w klasyfikacji przejściowej cyklu Grand Prix. Polak na półmetku traci nadal 23 punkty do lidera, Grega Hancocka. Po Grand Prix w Gorzowie zmniejszył nieco dystans do Jasona Crumpa, ale z kolei powiększyła się strata do Chrisa Holdera, który ma tyle samo punktów co jego bardziej utytułowany rodak. Słowem, Gollob do miejsca medalowego traci 14 punktów. - Cały czas walczę. Nic nie jest jeszcze stracone - uważa Polak.