Marzeniem było bycie lepszym od Rickardssona - rozmowa z Przemysławem Pawlickim

Przemysław Pawlicki udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl. Opowiedział w nim o przemyśleniach odnośnie swojej kariery i o różnych aspektach życia żużlowca.

Michał Gałęzewski: Mimo że jesteś jeszcze juniorem, jeździsz w lidze na pozycji seniora. Jak się z tym czujesz?

Przemysław Pawlicki: To prawda, jednak ja zawsze chciałem być zawodnikiem ekstraligowym. Moim marzeniem było również dostanie się do cyklu Grand Prix i bycie lepszym od Tony Rickardssona. Cały czas będę nad tym pracował. Na razie speedway mnie bawi, czerpię z niego radość i bardzo cieszę się z tego, że mogę jeździć na motocyklu.

Jest to dla ciebie dobre rozwiązanie? Dzięki temu w ogóle nie odczujesz tej "magicznej" bariery, gdy przekroczysz wiek młodzieżowca. Wielu żużlowców ma z tym problemy.

- Jeżdżę już tak kolejny sezon i jak przejdę za rok na pozycję seniora, to w ogóle tego nie odczuję. Najważniejsze, żebym miał dobrze przygotowane motocykle i żeby w teamie panowała dobra atmosfera. Na pewno wszystko będzie mi pasowało.

Często porównuje się ciebie do brata i odwrotnie?

- Piotrek też świetnie zaczął swoją karierę. Ma zaledwie siedemnaście lat, a już ma wiele tytułów. On wie o tym, że było już kilku zawodników, którzy zasuwali, a dziś o nich ucichło. Ciągle trzeba pracować na wynik i nie można lekceważyć żadnego żużlowca. Uważam, że jak nie będzie żadnych kontuzji i niepotrzebnych sytuacji, to będzie wszystko w porządku.

Przemysław Pawlicki jeździ w tym sezonie bardzo dobrze (fot. Jarek Pabijan)
Przemysław Pawlicki jeździ w tym sezonie bardzo dobrze (fot. Jarek Pabijan)

W ubiegłym sezonie jeździłeś w drugoligowym klubie z Piły. Z perspektywy czasu nie uważasz, że się tam marnowałeś? Z jednej strony wygrywałeś większość biegów, a z drugiej poznawałeś nowe tory, na których nie miałbyś może okazji do startów.

- W żadnym wypadku nie marnowałem się w Pile. Było to dla mnie następne doświadczenie. Jak wspomniałeś, poznałem tam bardzo dużo torów z inną nawierzchnią i teraz mi to bardzo pomaga w Szwecji, Danii i podczas niektórych eliminacji w Polsce. Nie powiedziałbym też, że było mi łatwo wygrywać. Dużo wyścigów było takich, że miałem problemy. Nieraz musiałem wyprzedzać. Na szczęście się odnalazłem w tej lidze, a z najlepszymi zawodnikami miałem do czynienia w Szwecji, w Anglii oraz w eliminacjach seniorskich.

Wszyscy pamiętają twoje problemy z przynależnością klubową. Wpłynęło to na ciebie jakoś? Musiałeś mieć przez to sporo myśli w głowie...

- Na pewno mieliśmy dużo w głowie. Byliśmy zaskoczeni całą sytuacją i było nam ciężko szczególnie wtedy, gdy nasi koledzy zaczęli jeździć, a my nie wsiadaliśmy na motocykl. Nie było łatwo, ale takie jest życie. Raz się jest na fali, raz pod. Życie uczy i wydaje mi się, że dobrze na tym wyszedłem. W młodym wieku miałem okazję coś przeżyć. Przede mną jeszcze dużo nauki, ale cieszę się, że wynoszę wnioski i zmieniam swoje myślenie.

Można powiedzieć, że gdy zaczynałeś karierę, nie było tylu dobrych młodzieżowców. Patrząc choćby na obsadę Brązowego Kasku, teraz jest więcej młodych żużlowców, którzy już jeżdżą w ENEA Ekstralidze. Odczuwasz tą różnicę?

- To prawda, tych parę lat zrobiło różnicę. Żużel jest teraz bardzo wyrównany. Pamiętam jednak zawodników z czasów, gdy zaczynałem. Też zasuwali naprawdę konkretnie.

Starszy z braci Pawlickich na prowadzeniu (fot. Jakub Brzózka)
Starszy z braci Pawlickich na prowadzeniu (fot. Jakub Brzózka)

Jak wygląda twoje podejście do zawodów młodzieżowych, oczywiście wyłączając finały? Bardziej testujesz na nich sprzęt, czy jedziesz o wszystko?

- Chcę wygrywać każde zawody, na które jadę i zdobywać jak najwięcej punktów. Zależy na jaki turniej jedziemy. Jak trzeba próbować, to tego nie unikamy, bo lepiej jest testować na zawodach, niż na treningu. Tam staje się pod taśmą w czwórkę i jest adrenalina. Czasami jeżdżę na podstawowych silnikach również w młodzieżówkach. Nie oznacza to jednak, że się nie przykładam do jakichś startów. Nie odczuwam różnicy w moim podejściu.

Czekają ciebie niedługo finały Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Jaki masz cel?

- Jeszcze trochę i zaczną się finały Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów i się z tego powodu bardzo cieszę. Czeka nas siedem finałów i oprócz tego mamy zawody ligowe w Polsce, Szwecji i Danii, różne eliminacje i zawody. Mamy więc bardzo dużo startów, ale na mistrzostwa świata będziemy jechać o wszystko.

Pod koniec czeka was wyprawa do Argentyny. Cieszysz się z tego powodu, czy wolałbyś uniknąć startów w Bahia Blanca?

- Dla mnie to będzie coś nowego. Słyszałem, że są tam dobre wiatry, a w ostatnim czasie próbowałem swoich sił w kitesurfingu. W wolnym czasie na pewno będę chciał to wykorzystać.

Zawód żużlowca jest bardzo ciężki pod względem logistycznym. Jako jedyni sportowcy tak często podróżujecie. Częściej śpisz w busie, czy w łóżku?

- Podczas sezonu jak jest czas w łóżku, jak nie ma, to w busie. Ja kocham jeździć na żużlu i jak wsiadam na motor, to czerpię z tego radość. Nie robię tutaj niczego na siłę. Miałem nieraz kryzys, kiedy byłem mocno zmęczony. W tym sezonie tego jednak jeszcze nie odczułem.

Szczególnie po kontuzji Jarosława Hampela, macie bardzo młody zespół. Czy ma to przełożenie na atmosferę?

- Jest nam bardzo ciężko bez Jarka. To kapitan drużyny i złapał kontuzję. Taki jest sport. My dajemy z siebie wszystko, chcemy wygrywać wszystkie biegi, ale trzeba też umieć przegrywać. My cały czas chcemy pracować na to, aby wejść do play-offów i w nich walczyć.

W niedzielę jedziecie do Gdańska. Jakie nadzieje przed tym meczem?

- Wszystkie mecze są ciężkie, więc trzeba dawać z siebie wszystko. Wierzę, że w Gdańsku będzie dobrze.

Źródło artykułu: