Bartosz Tarnowski: W ostatnim meczu rundy zasadniczej wygrywacie z Lechmą Start Gniezno 46:44. Co może pan powiedzieć o tym spotkaniu?
Janusz Ślączka (trener Orła Łódź):
Był to ładny mecz, który wygraliśmy. Tylko szkoda, że bez bonusu. Cieszmy się z tego, co mamy. Mecz z Ostrovią o wszystkim zadecydował. To spotkanie będzie się nam wszystkim śniło po nocach. Brakło punktów Damiana Adamczaka. W sobotę jechał on w finale IMŚJ, gdzie nie zdobył za wiele punktów. Może miał problemy z motocyklem, a może był zmęczony. Troszkę punktów powinien dorzucić też Simon Gustafsson.
Czy to spotkanie mogłoby mieć inny przebieg, gdyby Damian Adamczak nie dotknął taśmy w pierwszym biegu, przez co został wykluczony?
-
Sędzia przytrzymał zawodników, bo się ruszali. Wiadomo, sędzia zrobił to, co do niego należy. Jeżeli zawodnicy się ruszają, to wiadomo, że musi trzymać taśmę. Ale nie oznacza to, że ktoś musi w nią wjechać.
Spotkanie z liderem pierwszej ligi mogło podobać się przede wszystkim kibicom. Było dużo walki i emocji, czyli tego, co kibice lubią najbardziej.
-
No tak. Chłopaki na pewno chcieli jechać i wygrać, aby te play-offy były w Łodzi. Ale nie udało się. Zabrakło nam bardzo niewiele, ale zabrakło. Szkoda, że już kończymy sezon.
[b]Michał Szczepaniak mówił w rozmowie z naszym portalem, że w ostatnich dniach na zawodnikach ciążyła duża presja. Czy to właśnie ona mogła wpłynąć
na to, że bonus pojechał do Gniezna?
- [/b]
Każdy może mieć słabszy dzień, słaby mecz. Ja powiem to co widzę. Na pewno bracia Szczepaniakowie przygotowują się solidnie, są to dobrzy zawodnicy. Ale dobremu zawodnikowi też mecze nie wychodzą. Także nie można od niego wymagać, że jest to automat i zdobywa same trójki.
Mieliście bardzo udany początek sezonu, dzięki czemu znajdowaliście się przez pewien czas na drugim miejscu w tabeli. Jednak później, wasza forma zdecydowanie opadała. Dlaczego zawodnikom Orła przytrafiły się spotkania, że prawie żadnemu z nich nic nie wychodziło?
-
Najgorszy był mecz z Ostrovią Ostrów Wielkopolski, gdzie nikt nie jechał. Tak samo w Lublinie. Także te mecze zaważyły na tym, że nie awansowaliśmy do rundy finałowej.
Ale nie idzie też zawodnikom startującym w Grand Prix, gdzie są zawodowcy. Tu każdy nie przyjeżdża na wczasy, lecz żeby zarabiać. Jest słabszy dzień, czy złe dostrojenie motocykla. Raz się nie trafi, drugi, trzeci i nie wiadomo, co wtedy robić. Nie pasuje kilka rzeczy. Wsiada się na drugi motocykl, który też może nie pasować. Dlatego wychodził ten słaby dzień. Być może niektórzy zawodnicy mogą być przemęczeni, bo jeżdżą po kilka meczów w tygodniu. Nie jest to tylko polska liga. Oni jadą, żeby zarabiać.
Czy tak jak przed rokiem, można się spodziewać jeszcze jakiegoś turnieju w Łodzi?
-
Rozmawiałem z szefem, że będę chciał coś takiego zrobić. Na pewno coś zrobimy. Ale to wszystko zależy od finansów. Będziemy chcieli coś zrobić dla kibiców, bo na pewno na to zasłużyli. Dopingowali nas przez cały sezon i na pewno coś dla nich zrobimy.
Kto pana zdaniem awansuje do ekstraligi?
-
Myślę, ze Start Gniezno. Jest to bardzo dobra drużyna, dobrzy zawodnicy i działacze. Wszystko mają poukładane i spełniają wymogi, żeby startować w ekstralidze.