Cykl Grand Prix w sezonie 2012 jest wyjątkowy pod kilkoma względami. Składa się z aż dwunastu turniejów. Żużlowcy rozpoczęli rywalizację pod koniec marca, a zakończą ją dopiero w październiku. Praktycznie co turniej mamy nowego zwycięzcę. Nie licząc zawodów w Pradze i Gorican, w których triumfował Nicki Pedersen, w każdym turnieju wygrywa ktoś inny. Często są to nazwiska spoza ścisłego światowego topu jak Martin Vaculik, Fredrik Lindgren czy ostatnio Antonio Lindbaeck. Szkoda tylko, że w tym sezonie jeszcze ani razu na koniec zawodów nie odgrywano Mazurka Dąbrowskiego...
Liderem od czterech turniejów jest obrońca mistrzowskiego tytułu Greg Hancock, który wygrał do tej pory tylko jedne zawody - na inaugurację w Auckland, inkasując aż 22 punkty. Wydawało się, że Amerykanin będzie dominował w tym sezonie tak samo jak w poprzednim. Życie jednak zweryfikowało te przypuszczenia. Owszem, Greg Hancock jest nadal liderem i głównym kandydatem do złota, ale najstarszy uczestnik cyklu musi się w tym sezonie wyjątkowo napracować, by utrzymać się na szczycie. - To bardzo ciężki rok. Rywale naciskają. Praktycznie każdy może wygrać poszczególny turniej. W końcowym rozrachunku liczyć się może każdy punkt, stąd też dla mnie ważna jest równa, stabilna jazda w każdych zawodach. Półfinały to plan minimum, a jeśli uda się dojechać do wielkiego finału, to jestem bardzo szczęśliwy – mówi dwukrotny czempion ze Stanów Zjednoczonych.
Najgroźniejszymi rywalami Grega Hancocka w tym sezonie są trzykrotni mistrzowie świata Nicki Pedersen i Jason Crump. Obaj ostatnich sezonów najlepszych nie mieli. W roku 2012 chcą za wszelką cenę wrócić na szczyt. Zarówno Duńczyk jak i Australijczyk wygrywali w tym sezonie turnieje Grand Prix. Pedersen nawet jako jedyny dwukrotnie. Duńczyk jednak notuje wpadki w niektórych zawodach i dlatego nie jest jeszcze liderem cyklu. Być może jednak wystarczy jeden turniej w tym sezonie, w którym zdobędzie on 20 lub więcej punktów i wywróci w ten sposób ścisłą czołówkę klasyfikacji przejściowej cyklu. Problem w tym, że w tym sezonie bardzo rzadko nawet zwycięzca turnieju gromadzi 18 lub więcej punktów. Być może bierzę się to z przyczyn sprzętowych. Żużlowcy często skarżą się, że jeżdżąc na nowych tłumikach, sami nie wiedzą, co może ich spotkać w kolejnych wyścigach. Stąd też często bywa tak, że po zwycięstwie, dany zawodnik przyjeżdża do mety w następnym biegu ostatni. - Faktycznie, nie ma regularności w tym sezonie. Brakuje zawodników, którzy - tak jak kiedyś chociażby Tomasz Gollob - potrafili wygrywać turnieje z kompletem punktów. Być może ten sezon dlatego jest tak ciekawy i moim zdaniem walka o tytuł rozstrzygnie się dopiero w Toruniu - uważa Jerzy Kanclerz, który śledzi na żywo wszystkie turnieje Grand Prix.
Za plecami trójki liderów czyha głodny sukcesu Chris Holder. Australijczyk, choć jedzie póki co najlepszy sezon w swojej karierze, ma jednak małe szanse na tytuł. Do Grega Hancocka traci już 17 punktów. Z drugiej strony, patrząc na tory, na których przyjdzie się jeszcze ścigać żużlowcom w Grand Prix, "Crispy" może sporo namieszać. Wygrywał przecież w Cardiff swój pierwszy turniej w GP, a obiekt w Toruniu zna jak własną kieszeń. Tory w Malilli i Vojens także nie stanowią zagadki dla Australijczyka, więc kto wie?
Na najwyższe miejsce w tym sezonie wskoczył po drugiej pozycji w Terenzano Emil Sajfutdinow, który do tej pory nie jechał rewelacyjnie, ale 19 punktów, wywalczone we Włoszech dało Rosjaninowi awans na piątą pozycję i wciąż realne szanse na brązowy medal. Tuż za nim jest Tomasz Gollob, który po niezłym początku, ostatnio znów jeździ w kratkę. Nawet jeśli awansował do wielkich finałów w Gorzowie czy Gorican, zdobycz punktowa Polaka nie była imponująca. Jakikolwiek medal wywalczony w tym sezonie przez Tomasza Golloba będzie ogromnym sukcesem, zważywszy na to, z jakimi problemami sprzętowymi boryka się mistrz świata z 2010 roku.
Jeszcze przed Grand Prix we Włoszech wydawało się, że kwestia czołowej ósemki w cyklu Grand Prix jest już rozstrzygnięta. Zwycięstwo Antonio Lindbaecka sprawiło, że Szwed awansował na dziewiąte miejsce i traci do Andreasa Jonssona tylko 8 punktów. Szans na awans do ósemki nie będzie miał raczej Jarosław Hampel. Wciąż nie znamy dokładnej daty powrotu "Małego" do cyklu po kontuzji, a nawet jeśli pojawi się w trzech ostatnich turniejach, to musiałby pojechać w nich genialnie, by wskoczyć do czołowej ósemki.
Cykl Grand Prix 2012 powoli wchodzi w decydującą fazę. Do końca pozostały jeszcze cztere turnieje. Na półmetku nie byliśmy wiele mądrzejsi niż teraz, gdy rozegrano 8 z 12 rund. Jest więc spora szansa, że w przeciwieństwie do lat poprzednich, mistrza świata nie poznamy już w przedostatnim turnieju, ale dopiero w finałowych zawodach w Toruniu.