Jestem dumny z wywalczonego tytułu - I część rozmowy z Tomaszem Jędrzejakiem

Tomasz Jędrzejak cieszył się jak dziecko, bo spełnił marzenia. Jest dumny z wywalczonego tytułu i absolutnie nie umniejsza sobie sukcesu w związku z nieobecnością Tomasza Golloba i Jarosława Hampela.

Maciej Kmiecik: Tomasz Jędrzejak indywidualny mistrz Polski Anno Domini 2012. Co czujesz słysząc te słowa?

Tomasz Jędrzejak: Czuję wielką radość. Nie będę ukrywał, że jestem dumny z tego osiągnięcia. Było to moje marzenie, które spełniło się kilka dni temu. 

Dotarło do ciebie już to, co stało się w środę w Zielonej Górze?

- Dotarło i dociera każdego dnia. Czuję się tak jakby to było wczoraj czy dziś. Nie ma jednak czasu delektować się tym sukcesem. Była chwila na radość i euforię, a teraz trzeba wracać do ligowej rzeczywistości. 

Słyszałem, że telefon po tych sukcesie grzał Ci się do czerwoności. Zresztą nawet podczas naszej rozmowy daje o sobie znać...

- Było tego sporo. Odebrałem mnóstwo gratulacji. Dostałem dużo smsów od przyjaciół, kolegów i znajomych. Były także gratulacje od osób, które myślałem, że już o mnie zapomniały. Było tego naprawdę sporo i jest to miłe. Za wszystkie serdecznie dziękuję. 

Co czułeś przed 17. wyścigiem finału, który był pewnie najważniejszym wyścigiem twojego życia?

- Zdawałem sobie sprawę, o co jadę w tym wyścigu. Nie kalkulowałem jednak, ile potrzeba mi punktów do złotego medalu. Czy wystarczy druga pozycja, czy może tylko jeden punkt. Podjechałem pod taśmę z myślą, żeby zwyciężyć. Wówczas wiedziałem, że mam tytuł i nikt mi nie odbierze złotego medalu. Zwycięstwo w tym biegu dawało mi tytuł bez konieczności rozgrywania wyścigu dodatkowego. 

Co pomyślałeś sobie wchodząc w ostatni wiraż tego wyścigu?

- Tak naprawdę cieszyłem się już podczas trzeciego okrążenia. Bodajże po drugim kółku obejrzałem się i zobaczyłem, że mam wielką przewagę. Zacząłem jechać bardzo asekuracyjnie, byle tylko nic się nie stało na ostatnim okrążeniu. Pomyślałem o łańcuszku, o tym, by nie przewrócić się jakoś dziwnie. Cieszyłem się jak dziecko. 

Także po zakończeniu tego wyścigu. Tak spontanicznej radości w sporcie żużlowym dawno nie widzieliśmy...

- Tego się nie dało zaplanować. Radość była spontaniczna. Kiedy spełniasz swoje marzenia, wówczas radość jest ogromna. Każdy ma marzenia. Jednym z najskrytszych było zdobycie tytułu indywidualnego mistrza Polski. Mistrzostwo Polski w naszym kraju wśród żużlowców jest naprawdę ważne. Dla mnie to był priorytetowe marzenie, stąd też taka radość po jego spełnieniu. 

I nie zmienią tego nawet opinie osób, które deprecjonują twój sukces pod nieobecność Tomasza Golloba i Jarosława Hampela. Ty wykorzystałeś swoją życiową szansę tu i teraz...

- Dokładnie. Zdaję sobie sprawę, że zdobyłem tytuł pod nieobecność dwóch wielkich zawodników polskiego żużla. W ogóle nie umniejszam sobie tego osiągnięcia. Ich w finale nie było. Ja to wykorzystałem i okazałem się najlepszy w tym dniu. 

Nastawiałeś się jakoś specjalnie na finał IMP w Zielonej Górze?

- Tak. Przygotowywałem się do tych zawodów skrupulatnie, dzień po dniu. Wszystko miałem zaplanowane. Odpuściłem ligę szwedzką, by w jak najlepszej formie przystąpić do finału w Zielonej Górze. Tego dnia wszystko zagrało i osiągnąłem życiowy sukces.

W drugiej części Tomasz Jędrzejak opowiedział m.in. o tym, co czuł odpadając w ćwierćfinale IMP w Krakowie oraz dlaczego jego kariera sportowa jest jak roler coaster.

Źródło artykułu: