Twoje rodzinne miasto to Tychy. W tamtych rejonach speedway nie cieszy się chyba zbyt wielką popularnością?
Karolina Naja: Tak, moje rodzinne miasto to Tychy. Faktycznie nie można się tam spotkać z zawodami żużlowymi. W Tychach królują takie sporty, jak: koszykówka, hokej i standardowo piłka nożna.
Mecz ze Spartą Wrocław to były twoje pierwsze zawody żużlowe czy uczestniczyłaś już w takim widowisku?
- To był mój pierwszy mecz żużlowy, który mogłam obserwować na żywo na gorzowskim stadionie. Wcześniej zdarzało mi się kibicować tylko za pośrednictwem telewizji.
Jak podobała ci się atmosfera na meczu Stali? W Gorzowie żużel traktowany jest niemal jak religia. Dało się to odczuć w niedzielę?
- Podobało mi się na tyle, że od razu powiedziałam sobie, że na pewno to nie była moja ostatnia wizyta na stadionie. Atmosfera jest niesamowita. Myślę, że to dzięki kibicom. Szczerze zazdroszczę chłopakom tak dużej ilości wiernych fanów.
Jakie wrażenie zrobił na tobie Stadion im. Edwarda Jancarza?
- Stadion jak stadion... W moim odczuciu najważniejsze, żeby był wypełniony kibicami. To oni tworzą tę atmosferę, która daje niezłego kopa zawodnikom.
Coś cię zaskoczyło na niedzielnych zawodach?
- Może jestem nudna, ale kibice. Naprawdę.
Co prawda kajakarstwo i żużel to dwie różne dyscypliny, ale czy można w jakiś sposób porównać klimat i otoczkę wokół tych dwóch sportów?
- Oczywiście, że tak. W kajakach i na żużlu trzeba się ścigać do mety i jest bezpośrednia rywalizacja na torze. Dobry start nie gwarantuje zwycięstwa na mecie i odwrotnie, w trakcie wyścigu może się wiele wydarzyć i pozmieniać. Dlatego sporty te dostarczają tyle emocji.
Kiedy znowu zobaczymy cię na stadionie przy ulicy Śląskiej?
- To zależy jak ułożą się następne mecze. Chciałabym się znaleźć na meczu Gorzów - Zielona Góra. Z opowiadań wiem, że na tych spotkaniach to dopiero się dzieje...