Stać nas było na play-offy - pierwsza część rozmowy z Pawłem Mizgalskim, prezesem Włókniarza

W niedzielę zwycięstwem z Unią Leszno częstochowski Włókniarz zakończył sezon. Był on trudny nie tylko pod względem sportowym dla Lwów. O szczegółach rozmawialiśmy z Pawłem Mizgalskim.

Mateusz Makuch
Mateusz Makuch

Mateusz Makuch, Adrian Heluszka: W pewnym momencie sezonu było już bardzo źle. Ostatnie dwa spotkania, czyli w Bydgoszczy i z Unią Leszno uratowały ekstraligowy byt dla Włókniarza Częstochowa bez uczestnictwa w barażach.

Paweł Mizgalski: To, co w niedzielę zrobiliśmy, to jest olbrzymi kapitał. Utrzymaliśmy ligę bez konieczności walki w barażach. Możemy organizować Włókniarz na przyszły sezon już teraz. Bardzo potrzebowaliśmy tego spokoju. Zebraliśmy mnóstwo doświadczeń, wiedzy. Pracując pierwszy rok we Włókniarzu wielu skazywało nas na pożarcie. Wielu twierdziło, że tego ciężaru nie udźwigniemy i sobie z nim nie poradzimy. I były takie momenty, kiedy było naprawdę ciężko. Sami zaczynaliśmy wątpić nie tyle w sukces, a słuszność podejmowanych decyzji. Przestawaliśmy wierzyć w pewne ideały, którym hołdowaliśmy. Natomiast myślę, że prawdziwy potencjał Włókniarza ujawnił się właśnie w końcówce sezonu. To było to, o czym mówiliśmy przed sezonem, czy w trakcie prezentacji drużyny, że tę drużynę stać na play-offy i ja wciąż jestem przekonany, że było nas na to stać. Tylko jakoś się to wszystko dziwnie potoczyło. Nie potrafili odpalić wszyscy na raz. My też pewnie nie uniknęliśmy pewnych błędów, jeśli chodzi o organizację spotkań, mobilizację zawodników. Być może to wszystko złączone kosztowało nas tę walkę do ostatniego meczu. Ale tak jak wspomniałem, zebraliśmy mnóstwo doświadczeń, wiedzy i to musi zaprocentować.

W ostatnich dniach dotknęła was prawdziwa plaga kontuzji. W Gorzowie wypadek zanotował Artur Czaja, w czwartek w lidze angielskiej nogę złamał Kenneth Bjerre. W tym spotkaniu także mieliście pod górkę. Wypadł Hubert Łęgowik, a po wypadku nie wiadomo było, czy w kolejnych biegach wystąpi Rafał Szombierski. Wiele przeszkód musieliście pokonać, ale udało się.

- Byliśmy naprawdę mocno zmobilizowani na dwie ostatnie kolejki. Bardzo szkoda, że w Gorzowie porozbijali się nasi młodzi zawodnicy. Myślę, że ten wypadek Huberta Łęgowika, to jest trochę pokłosie tego, co wydarzyło się w Gorzowie. Czuł się fizycznie i psychicznie bardzo dobrze, ale być może odrobinkę sprawności zabrakło. Podczas meczu z Unią Leszno była nieprawdopodobna mobilizacja. Podobnie, jak w Bydgoszczy, skąd wywieźliśmy niezwykle cenne dwa punkty. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co by się działo, jakby w tym meczu jechał Kenneth Bjerre. Forma drużyny naprawdę zwyżkowała w ostatnich tygodniach. Gdyby nie pogoda, to pewnie byśmy i z Azotami Tarnów wygrali u siebie. Warto wspomnieć o pomocy ze strony mechaników. Chciałbym podziękować Jordanowi Jurczyńskiemu, który pomagał Marcinowi Bublowi oraz Flemmingowi Gravesenowi, który przyjechał z Darkiem Fijałkowskim. Robiliśmy u niego silniki i wspierał nas swoim doświadczeniem. Chwała chłopakom za to, co zrobili.

Wiele podtekstów towarzyszyło spotkaniu we Wrocławiu, gdzie Betard Sparta mierzyła się z Azotami Tauronem Tarnów. Wiele się mówiło o tym meczu, ale tarnowianie wygrali i pomogli w ten sposób Włókniarzowi.

- Dziękujemy zespołowi z Tarnowa, ale tak naprawdę oni musieli to zrobić. Miał trochę szczęścia zespół z Gdańska w meczu z Azotami Tauronem, My mieliśmy z kolei pecha, bo aura sprawiła nam psikusa i jechaliśmy bez Kennetha Bjerre. Nie znam dorobku punktowego poszczególnych zawodników, ale jestem szczęśliwy, ze wygraliśmy i udało nam się przeskoczyć zespół z Wrocławia w tabeli.

Kwestia odnośnie do niedzielnego meczu, a konkretniej dotyczące jego bohatera, czyli Rafała Szombierskiego.

- Rafała trzeba było zdejmować po czternastym wyścigu z motocykla. Nie był w stanie z niego zsiąść o własnych siłach, nie mógł wyjść do kibiców i wspólnie z pozostałymi chłopakami podziękować fanom za wsparcie. Bohater bez dwóch zdań. Ja mówię, ci ludzie, żużlowcy, oni nie mają po kolei w głowach. Naprawdę, oni są niespełna rozumu (śmiech). Wsiąść w takim stanie na motocykl i tak niesamowicie walczyć… Czapki z głów.

Sam pan mówi, że jako działacze pracujący w tym sporcie de facto dopiero pierwszy rok, nie ustrzegliście się błędów, czy pochopnie podejmowanych decyzji. Zapewne to miało wpływ na wiele wariantów i swoisty misz-masz, jaki zaserwowaliście. Mam tu na myśli angaż Janusza Stachyry, później zastąpienie go Sławomirem Drabikiem, kwestię przygotowania toru, Bjerre, Harrisa. Za dużo doradców?

- W pewnych momentach błądziliśmy troszeczkę po omacku. Rzeczywiście słuchaliśmy wszystkich, którzy nam podpowiadali i dobrze radzili. Czasami może sami patrzyliśmy zbyt idealistycznie. Z sympatią dla pewnych ludzi, zawodników. Tak naprawdę ten początek sezonu gdzieś tam troszeczkę nam umknął. Przygotowanie toru w kilku spotkaniach, tak jak pan słusznie zauważył, było różne i odpowiadali za nie różni ludzie. Najpierw był Janusz Stachyra, później pan Henryk Trąbski. Zawodnicy trafiali na różne warunki, ale też dla nich ten sezon był trochę dziwny, nie tylko naszych, tylko generalnie. Dla nas wszystkich ten sezon był super lekcją.

Podsumowując ten sezon w wykonaniu Włókniarza, to trzeba powiedzieć, że spisywaliście się w kratkę. Na początku rozgrywek byliście o krok od sprawienia niespodzianek w Tarnowie i Lesznie, a po wygranej na własnym torze z Polonią Bydgoszcz Mirek Jabłoński stwierdził, że Włókniarz może być nawet czarnym koniem rozgrywek. Potem kubeł zimnej wody spadł na wasze głowy i kilka porażek m.in. u siebie z zespołem z Rzeszowa. Wygrana na własnym torze za trzy punkty z Lotosem Wybrzeżem Gdańsk i niezwykle cenny remis w Bydgoszczy przed tygodniem sprawił, że nadzieje na miejsce w ósemce odżyły.

- Myślę, że mecz z Wybrzeżem Gdańsk był przełomowy. Chodzi głównie o taką barierę psychiczną. Wiem, że gdańszczanie przyjechali w mocno okrojonym składzie, ale to była taka bariera, którą trzeba było przeskoczyć. Prawdziwy potencjał tej drużyny ujawnił się moim zdaniem w końcówce sezonu, kiedy zawodnicy byli zmobilizowani i poznali dokładnie ten tor. My od strony organizacyjnej wprowadziliśmy też więcej spokoju. Pod wieloma względami na początku płaciliśmy troszeczkę frycowego. Potencjał ujawnił się teraz. Szkoda, że tak późno, ale na szczęście wszystko się udało.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×