Przemysław Pawlicki był jednym ze współautorów sukcesu, jakim bez wątpienia jest tytuł najlepszej drużyny świata do lat 21. To drugie złoto w tej konkurencji wywalczone przez starszego z braci Pawlickich. - Ten upragniony złoty medal wrócił do Polski, z czego się bardzo cieszymy. Wygraliśmy w dobrym stylu finał w Gnieźnie. Szkoda tylko, że cieniem na całe zawody położył się ten ostatni wypadek Bartka Zmarzlika. Pozostaje nam tylko życzyć mu szybkiego powrotu do zdrowia. Ten tytuł dedykujemy Bartkowi - powiedział dla SportoweFakty.pl żużlowiec Unii Leszno.
Do feralnego 19. wyścigu wszystko układało się po myśli Polaków, którzy byli na dobrej drodze, by nie tylko wygrać finał, ale pobić rekord Rosjan sprzed roku, kiedy ci zdobyli 61 punktów w finale w Bałakowie. Cieniem na końcówkę zawodów położył się dramat Bartosza Zmarzlika. - Niestety, Bartek doznał poważnej kontuzji. Wiadomość ta nas przybiła. Bartka punkty też były ważne w tym finale. Do czasu feralnego wypadku jechał przecież świetnie. Powtarzam raz jeszcze, że Bartkowi życzymy powrotu do zdrowia, a my cieszymy się ze zwycięstwa, choć ta radość nie jest taka, jakby mogła być, gdyby Bartek był tutaj z nami cały i zdrowy - przyznaje Przemysław Pawlicki.
Reprezentacja Polski gnieźnieński finał ukończyła z dorobkiem 61 punktów i przewagą 17 "oczek" nad drugą Australią. - Pasowało nam wszystko, stąd też taka przewaga nad rywalami. Szkoda, że zawaliłem trochę ostatni wyścig, bo będzie mi to teraz "siedziało" w głowie. Po raz kolejny w ostatnim wyścigu popełniłem duży błąd. Cóż, z każdych zawodów można wynieść jakieś wnioski, nawet kiedy wygrywa się z dużą przewagą. Zawsze znajdzie się coś do poprawy - kończy nasz rozmówca.
Niech wygra speedway.