Piotr Rachwał: Za nami XXIX Memoriał im. Eugeniusza Nazimka i turniej pamięci Lee Richardsona. Jednak w tych zawodach to nie punkty były najważniejsze.
Marta Półtorak: Tak, rzeczywiście. Myślę, że wszystko się udało, łącznie z pogodą, walką na torze, wspaniałym zachowaniem kibiców. Uważam, że widowisko jest pełne wówczas, gdy mogą oglądać je kibice, potrafiący świetnie dopingować i będący wsparciem. Wspaniałe sportowe zachowanie widzieliśmy zarówno na torze, jak i na trybunach. Tak jak mówili już zawodnicy, to nie wynik był najważniejszy, a po prostu start w tych zawodach, pomoc rodzinie Lee i uczczenie pamięci znakomitych żużlowców.
Zawodnicy występujący w tym turnieju zrzekli się za wynagrodzenia, by pomóc rodzinie Anglika.
- W tych zawodach wystąpiły same gwiazdy, nie było wygranych czy przegranych - każdy kto przyjechał na ten turniej był gwiazdą. Zwyciężył sport i zwyciężyła ta dwójka zawodników - Eugeniusz Nazimek i Lee Richardson. Byłam bardzo wzruszona przez całe te zawody, a zarazem zbudowana postawą występujących w nich żużlowców. Bardzo się cieszę, że zawodnicy w tak wspaniały sposób uczcili pamięć swojego kolegi, a zarazem pomogli jego rodzinie. Wspaniały gest.
W tym momencie muszę zapytać o zespół PGE Marmy. Do play offów nie udało się awansować. Czego zatem zabrakło tej drużynie, by podjąć walkę o medale? Szczęścia?
- Myślę, że tak. Zabrakło nam rzeczywiście tego sportowego szczęścia, bowiem fortuna w tym roku niespecjalnie nam sprzyjała.
Jak pokazuje doświadczenie, w sporcie jest ono bardzo potrzebne...
- Oczywiście. Tak jest w życiu i tak jest w sporcie. Staraliśmy się stworzyć zawodnikom jak najlepsze warunki do startów i myślę, że tak było. Tak w sporcie bywa. Była to drużyna, która chciała walczyć w play offach. Tylko cztery zespoły zaliczają się do grona tych najlepszych, a dziesięć walczyło o medale. Niestety ktoś musi być pierwszy, a ktoś ostatni. Nie możemy jednak zapominać, że to był trudny rok dla nas. Tragedia związana ze śmiercią Lee Richardsona podcięła nam skrzydła i sprawiła, że cała drużyna nie mogła długo się z niej podnieść.
Nie można jednak powiedzieć, że szczęście to wyłączna przyczyna siódmego, a nie choćby czwartego miejsca.
- Zgadza się. Ten sezon zaczęliśmy dosyć późno, bo na naszym torze trwały prace związane z budową nowej trybuny. Tak naprawdę zawodnicy zaczęli trenować dwa dni przed zawodami, zatem ciężko było od początku wjechać w ten sezon. Od początku nie było z nami Joonasa Kylmaekorpiego, bo przechodził rekonwalescencję po kontuzji. Na dodatek forma zawodników, nie była do końca taka, jaiej oczekiwaliśmy. Doszły kontuzje i stąd takie, a nie inne miejsce na koniec rundy zasadniczej.
"To co było już nie wróci" śpiewała niegdyś Urszula Kasprzak. Co zatem ma być za rok?
- Następny sezon to dziesięciolecie sponsoringu rzeszowskiego żużla przez firmę Marma Polskie Folie i chcę, żeby to był szczególny sezon. Mam nadzieję na jedno i tego bardzo bym chciała - by ominęły nas tragedie, przykrości, kontuzje, a my wówczas zagwarantujemy resztę - wspaniałą zabawę na trybunach i emocje na torze.
Zmieniają się przepisy regulaminowe. W składzie będzie można mieć już dwóch zawodników z Grand Prix. Czy w Rzeszowie taka opcja wchodzi w grę?
- Na pewno chciałabym, aby trzon drużyny pozostał niezmienny, bowiem wychodzę z założenia, że zmiana całego składu nie wyszłaby nam na dobre. Chcielibyśmy, żeby w przyszłym roku skład był równy. Speedway to sport zespołowy i jeden zawodnik nie zdobędzie mistrzostwa. Do tego też dążymy, żeby taką drużynę zbudować. Oczywiście nie jest to łatwe i nawet jeżeli bardzo będziemy się starać to nie zawsze się udaje. Wierzymy jednak w sukces i zwycięstwo; wierzymy, że nam się uda.
Niektóre kluby mają spore problemy finansowe. Klub z Rzeszowa takowych raczej nie ma.
- Tak, mamy tę przewagę, że jesteśmy wiarygodni i wypłacalni i nie ma z tym żadnych problemów. Nie podpisujemy fikcyjnych umów, a takie, z których jesteśmy w stanie się wywiązać. Gdy coś obiecamy, potrafimy tej obietnicy dotrzymać.
Jedyna przeszkoda w transferowych negocjacjach to dalekie położenie geograficzne w stosunku do innych ośrodków żużlowych w Polsce i na świecie.
- Owszem, dla niektórych jest to jakaś przeszkoda, jednak profesja żużlowca to przecież ciągłe podróże. Ktoś, kto startuje w Szwecji czy Anglii, drogę do tamtych krajów ma bardzo długą. Jeśli logistycznie ktoś jest dobrze zorganizowany, wówczas wszystko da się pogodzić. W Rzeszowie jest lotnisko, co także bardzo ułatwia komunikację.
Z pewnością będziecie również chcieli pozostawić w zespole zawodników, którzy się sprawdzili w tym roku, takich jak Grzegorz Walasek czy Łukasz Sówka.
- Oczywiście, że tak. Damy szansę każdemu, kto potwierdził sportową postawą, że zasługuje na to, aby być w tym zespole.
Czy do tej grupy zaliczyć należy także Jasona Crumpa?
- Dla Jasona był to słabszy sezon, jednak myślę, że jest to zawodnik, który prezentuje bardzo wyrównaną formę. Mimo że borykał się z kontuzjami to nie miał meczu, w którym zrobiłby zero czy cztery punkty. Dla niego słabszy występ to zawody poniżej dziesięciu punktów. Oczywiście chcielibyśmy, aby w każdym meczu robił komplety, ale nie jest to zawsze możliwe. To też tylko człowiek, który może mieć słabszy czy lepszy dzień. Ponadto borykał się z problemami sprzętowymi, a także cierpiał fizycznie przez doskwierającą mu kontuzję. Jeżeli Jason wyrazi ze swojej strony chęć porozumienia to myślę, że znajdzie również swoje miejsce w tym składzie. Jason to taki zawodnik, który mimo niepowodzeń, nie poddaje się, a ja bardzo cenię sobie takich ludzi.
Więcej pytań już nie mogę zadać, bo boję się, że czekający na panią trener Dariusz Śledź tego mi nie wybaczy, a jego wyraźne gesty, że nasza rozmowa już chwilę trwa, nie pozwalają na jej kontynuowanie, zatem dziękuję za rozmowę.