Krzysztof Cegielski: W cywilizowanym świecie nie powinno być takich sytuacji

Krzysztof Cegielski pomagał Gregowi Hancockowi dotrzeć na czas na Motoarenę. Amerykanin spóźnił się do parkingu i drużyna toruńska decyzją sędziego wygrała walkowerem.

- O problemach Grega poinformował mnie kolega, który gdzieś taką wiadomość wyczytał. Razem ze mną jechał Janusz Kołodziej i wspólnie zaczęliśmy się zastanawiać, co można zrobić. Zdzwoniłem się z kierownictwem klubu i zaoferowałem swoją pomoc. Mam przyjaciół w Gdańsku, którzy zgodzili się dowieźć tutaj Grega. Na nieszczęście samolot ze Sztokholmu do Gdańska spóźnił się i Greg wyszedł z lotniska 10 minut później. Pędzili jak tylko mogli – dojazd utrudnił również kilkukilometrowy korek przed stadionem. Kierowca pytał policję o pomoc, ale prośba została odrzucona - wyjaśnił Krzysztof Cegielski. - Zacząłem komentować zawody, ale cały czas byłem z nimi w kontakcie, doradzałem, którędy jeszcze można dostać się na stadion. Do końca byłem z nimi, ale zabrakło tych kilku minut. Głupio, że w ogóle o tym gadamy bo nie o tym powinniśmy rozmawiać - dodał "Cegła".

Cegielski odniósł się przede wszystkim do punktu w regulaminie, który uniemożliwił Hancockowi start w zawodach. - Gratulacje dla prezesa Stępniewskiego i pozostałych włodarzy klubów, którzy ustalają regulamin. Książka z przepisami jest już trzy razy grubsza niż kilka lat temu. To po prostu zabawne, że ktoś tworzy regulaminy, po czym bezwzględnie je wykorzystuje. Sędzia nie miał wyjścia, a my ośmieszyliśmy się w oczach całego środowiska sportowego. To wstyd. W Gorzowie mieliśmy żenującą sytuację po śmierci Lee Richardsona, teraz kolejna. Dawniej ktoś przyjechał na zawody w ostatniej chwili i mógł w nich startować, nikomu to nie przeszkadzało. Widać, jednak, że znalazł się ktoś, komu zaczęły takie reguły przeszkadzać. Tak właśnie działają prezesi. Widzą sytuację, która im nie pasuje, więc tworzą przepis, który być może prędzej czy później im się przyda. Ten przepis nie jest w ogóle dostosowany do specyfiki tej dyscypliny. Zawodnicy startują każdego dnia w różnych krajach i każdego dnia przylatują bądź przyjeżdżają "na styk", żeby zdążyć. Taki przepis w ogóle nie powinien istnieć. To jest porażka polskiego żużla, ale ktoś to tworzył w jakimś celu - zaznaczył.

- Ta sytuacja jest bardzo przykra dla tarnowian. Toruńscy kibice mają pełne prawo cieszyć się z awansu do finału, ale na pewno również chcieli zobaczyć swoich zawodników walczących na torze. Unibax miał niewielką stratę, atut własnej nawierzchni, brak Martina Vaculika w ekipie rywali… W cywilizowanym świecie takie rzeczy nie powinny się wydarzyć. Sędzia powinien mieć być może więcej władzy? Niektórych sytuacji nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Powinniśmy mieć więcej odwagi i móc zadziałać pod prąd dla dobra sytuacji. Ktoś powinien powiedzieć: "Nic się nie stało. Zawodnik przyjechał, wszystko jest przygotowane". Nie można mieć pretensji do sędziego czy do torunian. Możemy się śmiać z nieżyciowych przepisów, a Grega winić za to, że nie przyleciał wczoraj. - Każdy, również torunianie, mają teraz moralnego kaca. Po ewentualnym złotym medalu nikt nie będzie o tej sytuacji pamiętał. Jednak po to się spotykamy, rozmawiamy, żeby nie miały miejsca. Dlaczego mamy coraz mniej kibiców na stadionach? Właśnie dlatego - zakończył "Cegła".

Rozmowa z Krzysztofem Cegielskim odbyła się przed ogłoszeniem informacji o możliwej powtórce meczu w Toruniu.

Źródło artykułu: