- Rano wyleciałem ze Sztokholmu. Prosto z Oslo miałem lecieć do Gdańska, ale na lotnisku dowiedziałem się, że mój lot został odwołany. Przebukowaliśmy więc bilety i znowu przeorganizowaliśmy więc podróż, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie bądź prywatny samolot. W końcu zdecydowaliśmy się na samochód, ale nie udało się i spóźniłem się, zdaje się o 4 minuty – tłumaczył Greg Hancock po odwołanym meczu*.
- Mogłem przylecieć do Polski w sobotę, mogłem przylecieć nawet trzy dni temu. Trenowałem jednak w Szwecji i robiłem to co zwykle. Każdy chce teraz ode mnie wyjaśnień, dlaczego nie przyleciałem wcześniej. Źle się stało i dopadł mnie pech. Byłem naprawdę bardzo zdenerwowany – dodał "Herbie".
Hancock odniósł się również do padających w parkingu sugestii, między innymi od trenera toruńskiej ekipy, Jana Ząbika, aby zastanowić się nad zmianą regulaminu, który w niedzielę uniemożliwił "Herbiemu" start. – Zgadzam się z trenerem w stu procentach. Jest to problem w naszym żużlowym środowisku, o którym będziemy musieli porozmawiać. Tym razem to ja jestem przykładem, ale może reguły zmienią się w przyszłym roku? – zastanawiał się Amerykanin.
*Rozmowa z Gregiem Hancockiem odbyła się przed ogłoszeniem informacji o powtórce meczu w Toruniu.
Art. 712.4.
Wyraźnie w regulaminie jest napisane, że w tym przypadku co mieliśmy wczoraj Herbie mógł startować i zawody mogły się Brak znajomości regulaminu w zespole gości(powinni dać odpowiednie informacje sędziemu oparte właśnie na regulaminie - swoją drogą sędzia również mało obeznany w regulaminie). To powinna być nauczka dla GKSŻ. Powinni panowie krawaciarze co roku przed sezonem poddawać egzaminowi WSZYSTKICH sędziów. Bo widać, że zdali licencje i na tamtym etapie zatrzymali się z wiedzą.
Wstyd mi za pana Panie Lisie Czytaj całość