Po raz kolejny to nie możliwe wydarzenia na torze stają się obiektem przedmeczowej dyskusji, a chore przepisy. Czy polski żużel musi być tak podzielony w środku? Tym razem będzie o dwumeczu barażowym, którego stawką jest meldunek na starcie przyszłorocznej batalii o laur Drużynowego Mistrza Polski. I tu pojawiają się schody. Problem w tym, że tymi schodami GTŻ Grudziądz musi iść do góry, podczas gdy Betard Sparta Wrocław gładko zjedzie po poręczy. I pewnie żadna drzazga im się w nic nie wbije. Nie mam na myśli różnicy potencjałów pomiędzy ligami i kontrastowych składów. Owszem, "na papierze" wrocławianie są znacznie mocniejsi, jednak co innego formułuje moją tezę, obrazowaną tym porównaniem. Balastem, który ogranicza pierwszoligowców przed tym starciem jest regulamin, a właściwie dwa regulaminy. Ten obowiązujący w Ekstralidze znacznie różni się od tego z zaplecza. Jako, że stawką jest jazda w najwyższej klasie rozgrywkowej, to właśnie jej zasady mają obowiązywać. Ilu zawodników walczących w Grand Prix może jeździć w ekstraligowym teamie? Jeden zaledwie. Andersen + Ljung = dwa. W pierwszej lidze dwóch jeźdźców elity ma prawo punktować dla jednej drużyny.
To już znaczące osłabienie GTŻ-u. Peter Ljung to drugi zawodnik tej drużyny, bez którego na pewno nie byłoby sukcesu ekipy z województwa kujawsko-pomorskiego. Z kolei Hans Andersen przez kilka sezonów kręcił kółka na Stadionie Olimpijskim, co czynił dość udanie, gdyż w barwach Wrocławia zdobywał szczyty. Nie ulega wątpliwości, że klubowi sternicy postawią na Szweda, ponieważ najzwyczajniej w świecie jest lepszy. Jednak to nie jedyny przepis, który ogranicza gospodarzy niedzielnej konfrontacji. Wedle ekstraligowych norm w składzie ma się znajdować czterech żużlowców, legitymujących się polską licencją. To z kolei nie dyskwalifikuje udziału Duńczyka bezpośrednio, ale nakazuje grudziądzanom eliminację któregoś z obcokrajowców. Patrzymy na statystyki i widzimy, że "Bajkopisarz" jest dopiero czwartym stranieri w składzie pod względem skuteczności na torze (Lepsi są Watt , Ljung i Karpow - przyp. AJ). Coś ten regulamin nie lubi "gwiazdora" z kraju Hamleta.
W tym momencie nie sposób nie podnieść głosu w omawianej sprawie. Chore jest to, że drużyna musi stawać do najważniejszego boju w sezonie w innym składzie niż o niego walczyła. To tak jak kazać żużlowcowi w turnieju Grand Prix startować w finale na innym motocyklu, niż ten który go tam powiózł. Grudziądzanie od początku ciężko pracowali na swoją pozycję. Oczywiście ktoś powie, że mogli awansować bezpośrednio. Jednak gdyby postawić na ich miejscu triumfatora rozgrywek o Drużynowe Mistrzostwo I ligi, to sytuacja byłaby identyczna. Kierownictwo Lechma Startu Gniezno musiałoby wybierać pomiędzy Antonio Lindbaeckiem, a Bjarne Pedersenem. Często dwumecze barażowe są nudne i pokazują przepaść dzielącą obie klasy rozgrywkowe. Po co tę różnicę dodatkowo podkreślać, jakby celowo i usilnie pokazując niższej lidze, że jest niewiele warta? Przecież GTŻ to wciąż ekipa z rozgrywek, w których dotąd startowała. Sama walka o Ekstraligę nie czyni jej częścią tejże zbieraniny. Dlatego też taka drużyna powinna mieć prawo dokończyć walkę tak, jak ją zaczęła. Po raz kolejny mamy okazję przekonać się, iż polski żużel to dyscyplina absurdów, jakich w innych sportach nie ma...