Aleks Jovičić - Bez kasku: Zezowaty Challenge

Po raz kolejny czeka nas eliminacyjna batalia o trzy miejsca w przyszłorocznym wyścigu po laur światowego czempiona. Czego spodziewać się po Grand Prix Challenge? Sam się boję pomyśleć...

W tym artykule dowiesz się o:

Ta formuła wyłaniania uczestników cyklu Grand Prix  nie jest zbyt skuteczna, a bywa nawet tragiczna w skutkach, pełna niesprawiedliwości i niewypałów. Awansuje się fuksem, a odpada przez głupi defekt. Ktoś przechodzi całe eliminacje na ósmych miejscach, a na ich finał dostaje dobry sprzęt, ma szczęście i potem mieni się zawodnikiem GP. Światowego żużla nie stać na pomyłki. Sytuacje, w których stały uczestnik na przestrzeni cyklu zdobywa mniej lub niewiele więcej punktów niż facet, co dwa razy pojechał z "dzikusem" są niedorzeczne. Owszem, zawodnicy obdarowywani stałymi przepustkami też bywają jacyś pomyleni. Jednak to chyba eliminacje urodziły najwięcej chorych dzieci w plastronach z logo SGP.

"Doktor Challenge" i jego wynalazki

Ostatnią dość dobrze pamiętaną porażką eliminacji był Artiom Łaguta. Rosjanin dwa lata temu wygrał w Vojens. W cyklu nawet nie był statystą, a co najwyżej mył okna. Tu już nie chodzi o jego brak punktów, ale o regularną słabą i brzydką jazdę. Po prostu był z innego świata. Śmiało można stwierdzić, iż ten awans po prostu mu zaszkodził i znacznie wyhamował karierę. Ta z kolei zapowiadała się bardzo dobrze. W pewnym momencie były głosy, że jest już lepszy od swojego brata. Jednak po porażkach w Grand Prix jakby mu psychika siadła. Zaczął również w lidze jeździć słabo. Niestety, ale wielka nadzieja okazała się bublem.

To był przykład młodego zawodnika, który się nie sprawdził, ale są też tacy, którym bliżej było do emerytury niż do elity. Magnus Zetterstroem  w GP to trochę jak 50-latek na techniawie, gdzie towarzycho jedzie na pigułach i skacze jak oszalałe. No bo jak inaczej spojrzeć na awans takiego żużlowca? No i zgodnie z oczekiwaniami nie pokazał nic wielkiego. Może nie było kompromitacji, ale średnia poniżej siedmiu punktów na turniej mówi sama za siebie. A co w tym roku w walce o Indywidualne Mistrzostwo Świata robi Bjarne Pedersen? Tyle lat nic nie osiągnął, że jemu to jakiś zakaz powinni dać, bo sobie krzywdę zrobi jeszcze. Niby zasłużył, bo z eliminacji wszedł. Byłby jeszcze Piotr Protasiewicz, ale on zrezygnował ze swojego miejsca. Może i lepiej, bo to też niewypał tych rozgrywek.

W roku 2007 wielki powrót do formy notował Lukas Dryml. Wówczas zawodnik Włókniarza odbudował się, nie bał się walki z najlepszymi. Nie bał się też w eliminacjach. Wbił sobie w plecy nóż, a raczej kółko z literami SGP. Ten awans mu zaszkodził, bo musiał opuścić Częstochowę, w której przypomniał sobie dobre lata. W cyklu także nic nie zdziałał, a ligowa forma zginęła. Powyższe przykłady (chociaż ci panowie w kontekście jazdy w GP nie są dobrym przykładem) pokazują tylko jakiego zeza ma Grand Prix Challenge.

Tylko nie Pavlic!

Tor w Goričan  to rodzinny owal Juricy Pavlica. Rodzinny dosłownie, bo jego bogaty tata ma wszystko. Jego bogaty tata zbudował za swoje ogromne pieniądze tę żużlową wioskę. Zamożny ojciec chce mieć syna, który będzie mistrzem. Też chcę, ale mnie nie stać. Teraz poważnie, Pavlic przy swoich umiejętnościach jest zawodnikiem jednego toru. Może inaczej, bo nie tylko tam daje czadu. Po prostu tam jeździ jak nigdzie indziej, dlatego zawody w Gorican z jego udziałem są nieobiektywne. On jest fajnym zawodnikiem na ligę, żeby zrobić ważne, choć nieduże, punkty. W Grand Prix może czarować, ale jedynie... w Gorican. Dlatego też jego awans do cyklu też należałoby rozpatrywać w kategorii pomyłki, lecz jest on bardzo prawdopodobny.

Polacy też nic nie wniosą

Chciałbym zaszklonymi oczami oglądać triumfy naszych reprezentantów i niech wygrywają licznie. Spójrzmy jednak prawdziwe w oczy, swoimi trzeźwymi, nie ze łzami szczęścia, a może z politowaniem. Grzegorza Walaska w cyklu mieliśmy. To jest ligowiec, krajowy turniejowiec. Nawet w DPŚ sobie nie zawsze poradzi. On na GP jest za słaby psychicznie, nie ma tej ambicji, wiary, pazura. Może w meczu wygrać piętnasty wyścig, pokonując czołówkę, ale w Grand Prix polegnie w boju z jakimś Harrisem.

Na liście startowej widnieje także Krzysztof Buczkowski. Może i ma dobry sezon, ale brakuje mu czegoś bardzo istotnego. Ma za mały staż w Ekstralidze, nie walczył tyle z najlepszymi. To nie jest pretendent do walki o najwyższe cele. Jeszcze nie teraz. Poza tym nawet na krajowym podwórku niczym wielkim nie zasłynął. Trochę wyżej stawiam Adriana Miedzińskiego. On ma szansę na to, by pokazać coś więcej. Potrafi walczyć, punktować, jednak też czegoś mu brakuje.

Krzysztof Kasprzak? Bardziej rozsądny wybór niż Walasek czy Buczkowski. W meczu Polska - Reszta Świata pokazał jaja, ale czy przeniesie to na IMŚ? Już raz po znakomitym sezonie walczył w elicie i wiele nie ugrał. W ogóle jakoś bardziej widzę juniorów... Janowski, Pawliccy, w przyszłości Zmarzlik. Wtedy możemy myśleć o tym, by być liczniejsi w cyklu. Na dzień dzisiejszy tylko Tomasz Gollob  i Jarosław Hampel są na tyle uznanymi firmami, by nasze kufle napełniały się piwem, serca biły szybciej, a gardła bolały od śpiewów na ich cześć.

Dania! To jest to!

Bezsprzecznie dwóch jeźdźców z listy startowej zasługuje na miejsce w cyklu. Dwaj Duńczycy, którzy jadą sezon życia. Pierwszy z nich to Niels Kristian Iversen, który jako żużlowiec zmienił się nie do poznania. "Puk" już nie puka, a wali do bram Grand Prix. Zasługuje na to, gdyż jego ligowa postawa daje temu podstawy. Jest liderem Stali Gorzów, skuteczny, myślący, sumienny zawodnik. Wcześniej nie był dojrzały do jazdy w takim towarzystwie. Trochę jak uczeń liceum na biznesowym bankiecie. Teraz już ten krawat, a raczej odpowiedni plastron, bardziej mu pasuje. Może nie od razu czarowałby jak w Ekstralidze, ale na pewno nie byłby łatwym przeciwnikiem dla czołówki.

Michael Jepsen Jensen pokazał co potrafi w Vojens. Poza tym jest młody, a elita potrzebuje młodej krwi, szaleństwa, świeżości. Musi być ktoś urodzony w latach '90. I spośród tego grona to właśnie MJJ wypada najlepiej. Niesamowity postęp w tym roku, dobra postawa w lidze, widać perspektywy. Jensen, weź awansuj, bądź kolega! Bezsprzecznie na jedno z trzech miejsc zasłużył też Martin Vaculik. Jako rezerwowy nabrał doświadczenia, pokazał swoją wartość. Już od kilku lat swoją jazdą daje powody do tego, by go przymierzać do cyklu. Problem w tym, że chłopak ma problemy ze zdrowiem i jak wystartuje, to może nie być z tego oszałamiającego efektu. Choć może mieć też głód jazdy, być wypoczęty i dać czadu. Na dwoje babka wróżyła. Niemniej jednak, on jest na to gotów. A jeśli "Vacul" faktycznie sobie nie poradzi? Może Matej Zagar? Też młody, ambitny, z odpowiednim stażem. Na podium GP też nogę postawił. Gorzów miałby niezły problem jakby cała ich trójka na raz stanęła na podium. Byłoby nadzwyczajne przemeblowanie w szeregach ewentualnych mistrzów kraju.

Grand Prix Challenge jest do wymiany. Nie sprawdza się, co pokazały nie tylko omówione tu przypadki. Są sezonowcy, w których jeździe brakuje tego, co było w momencie awansu. Najlepiej zrobić kilka turniejów w marcu i kwietniu, a walka o laur światowego czempiona niech zacznie się w maju i trwa do listopada. Wtedy sezon będzie dłuższy, ciekawszy. Nie może być tak, że o tak ważnej sprawie jak miejsce w elicie decyduje dyspozycja dnia. I nie ma co porównywać tego do jednodniowego finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. Tam jeździli absolutnie najlepsi, a tu jest ta nieco niższa półka. Dlatego też czynnik losowy ma większe znaczenie i głupie defekty czy taśmy są bardziej prawdopodobne.

Źródło artykułu: