W niedzielny wieczór Azoty Tauron Tarnów pojadą ze Stalą Gorzów. Muszą odrobić pięciopunktową stratę. - Nie chciałbym wróżyć z fusów. Obie drużyny są skoncentrowane na tym, aby wykonać jak najlepiej swoją pracę. Według mnie w lepszej sytuacji jest zespół tarnowski. Na własnym torze pięć punktów to niewielka zaliczka do odrobienia. Gorzowianom może to nie wystarczyć - ocenił Marian Wardzała. - Mamy większą szansę, ale wiele zależy od dobrej dyspozycji poszczególnych zawodników. W Stali jest pięciu wspaniałych jeźdźców, ale nie każdy musi mieć dobry dzień i ktoś się może pomylić. Nawet jak Tomek Gollob pojedzie bardzo dobrze, to nie musi to zadecydować o wygranej gorzowian - dodał trener pracujący obecnie w Lubelskim Węglu KMŻ.
Tarnowianie są faworytami Mariana Wardzały, ale nie uważa on że zespół z którym był związany przez dziesiątki lat wygra wyraźnie ze Stalą Gorzów. - Nie będzie to wielka różnica. Mecz może się skończyć wynikiem 49:41, czy też 50:40. Trzeba pamiętać, że sześciopunktowa przewaga również wystarczy do zdobycia tytułu. Zapowiada się ciężkie spotkanie - stwierdził szkoleniowiec.
Jedyne złote w historii medale - właśnie za kadencji trenera Wardzały - Unia Tarnów zdobyła w latach 2004 – 2005. Czym się różni tamta drużyna od obecnej? - Wtedy byliśmy naprawdę silni. W składzie mieliśmy braci Gollobów, Tony Rickardssona, Marcina Rempałę w dobrej formie i Janusza Kołodzieja. Była to bardzo dobra drużyna, która uzupełniona Grzegorzem Rempałą, Stanisławem Burzą i Robertem Wardzałą wygrała ligę - przypomniał. - To są zbliżone zespoły, chociaż w 2004 roku nie prowadziliśmy przez cały sezon. Pierwsze złoto zdobyliśmy startując z drugiego miejsca, a drugi z trzeciego miejsca. Liczę, że podobnie jak w 2004 roku finał będzie dla nas - wyraził nadzieję Marian Wardzała.
W przeciwieństwie do poprzednich medalowych sezonów klubu z Tarnowa, tym razem w drużynie jest mało wychowanków. - To jest kolosalna różnica. Mimo że zdobyliśmy w historii dwa złote medale i jeden srebrny, najbardziej w sercu mam srebro z 1994 roku. To był medal zdobyty praktycznie samymi wychowankami, wspartymi jedynie Tony Rickardssonem. Mieliśmy najmłodszą drużynę w Polsce i wydawało się, że w przyszłości zrobi ona furorę. Niestety wszystko co było wartościowe się rozpadło. Tutaj jest głównie armia zaciężna. Z Tarnowa na okrasę zostali tylko Janusz Kołodziej i Jakub Jamróg. Kibice lubią jak to swoi zawodnicy zostają w składzie, bo jest wtedy komu kibicować. Takie są jednak czasy i nic się nie zmieni i zawodników się kupuje - zakończył twórca pierwszych sukcesów tarnowskiego speedwaya.