Pod choinką kontrakty z Hampelem i Pedersenem - rozmowa z Dariuszem Śledziem

Ekipa z Rzeszowa zakończyła sezon dopiero na siódmym miejscu. Co zawiodło? Co zrobić, by za rok wynik był znacznie lepszy? O tym opowiada Dariusz Śledź.

Rafał Mandes: W mitologii, religii czy matematyce siódemka to szczęśliwa liczba. Panu po ostatnim sezonie miło ona się jednak raczej nie kojarzy. Prawda?

Dariusz Śledź: Niestety, to nie był udany sezon. Liczyliśmy na dużo lepszy wynik, ale taki jest sport. Raz jest się na górze, raz na dole, raz ktoś sprawia miłą niespodziankę, raz ktoś mniej radosną. I my sprawiliśmy tą mniej radosną. Złożyło się na to naprawdę wiele czynników.

Najlepszy z rzeszowian, Grzegorz Walasek, to dopiero dziesiąty zawodnik sezonu. Tylko najlepszy w ekipie Betardu Wrocław może "pochwalić" się gorszym wynikiem. Czy brak takiego zdecydowanego lidera miał wpływ na gorszy wynik drużyny?

- Grzesiek pojechał naprawdę dobry sezon i nie można mieć do niego pretensji. Skupianie się teraz na jednostkach i wymienianie ich z nazwisk nie będzie najlepszym rozwiązaniem.

Ale nie chodzi o wskazywanie poszczególnych winnych. Po prostu moim zdaniem nie było u was lidera.

- To prawda. Zabrakło takiej lokomotywy, która by to wszystko pociągnęła, która by wszystkich zmobilizowała, napędziła zespół do jeszcze lepszej jazdy.

Ostatni medal ekipa z Rzeszowa wywalczyła w 1998 roku. Wtedy nie było w drużynie gwiazd z tej najwyższej topowej półki, a jednak na podium udało się wskoczyć. Czego brakowało wam teraz, by powtórzyć tamten wynik?

- Jak już mówiłem, złożyło się na to wiele czynników. Tłumaczenie się brakiem szczęścia często odbierane jest jak tania wymówka, ale w naszym przypadku naprawdę słowo "pech" było kluczowe. Poza tym nie można zapominać o tragedii, która nas dotknęła.

Śmierć Lee Richardsona musiała się mocno odbić na drużynie.

- Siedziało to z tyłu w głowie każdego z nas do końca sezonu. Nie można było ot tak po prostu o tym zapomnieć. Mnie trudno jest o tym mówić także i teraz.

Po rezygnacji Jasona Crumpa z występów w Grand Prix powiedział pan, że może mu już brakować motywacji. Nie obawia się pan, że tej motywacji zabraknie i w lidze w przyszłym sezonie?

- Nie ma na to szans. Rozmawiałem z Crumpem i on powiedział mi, że teraz najważniejsze są dla niego ligowe występy, więc o jego motywację nie musimy się martwić. Na razie jednak musimy z nim dojść do porozumienia w kwestiach kontraktowych.

Skupmy się na przyszłym sezonie. W mediach, m.in. Przeglądzie Sportowym, można było przeczytać, że pani prezes Marta Półtorak sonduje możliwość sprowadzenia do Rzeszowa szkoleniowca Marka Cieślaka. Parafrazując słowa premiera - jak żyć z taką świadomością panie trenerze?

- (śmiech) Marek to uznana marka i nie dziwi mnie, że wszyscy prezesi chętnie z nim rozmawiają i chcieliby go mieć u siebie. Pani Marta dobrze wie co ma zrobić, by za rok jej drużyna zaprezentowała się lepiej niż w zakończonym niedawno sezonie. Ja spokojnie czekam na rozwój wypadków, podchodzę do tego typu spekulacji bardzo spokojnie.

PGE Marmie Rzeszów w minionym sezonie brakowało szczęścia
PGE Marmie Rzeszów w minionym sezonie brakowało szczęścia

Załóżmy, że zostaje pan na przyszły sezon. Niedługo początek okienka transferowego, niedługo także Boże Narodzenie. Kontrakty z jakimi zawodnikami chciałby pan znaleźć pod choinką?

- Na razie poczekajmy na zatwierdzenie regulaminu i dopiero jak dowiemy się w jakich realiach przyjdzie nam funkcjonować, to będzie można rozpocząć rozmowy. Oczywiście mam swoje marzenia, a pod choinką chętnie znalazłbym podpisany kontrakt np. z Jarkiem Hampelem czy Nickim Pedersenem. Zresztą na rynku jest zdecydowanie więcej znakomitych żużlowców, którzy mogliby poważnie wzmocnić naszą drużynę.

Kluby polować będą głównie na Nickiego Pedersena i Tomasza Golloba. Pierwszy bardzo lubi Rzeszów, drugiego namówić mógłby pan - w końcu w 1994 roku w Brokstedt wywalczyliście srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Świata.

- Jeden i drugi pasowaliby do naszej drużyny. Zresztą jak do każdej innej. Ci dwaj panowie to klasa sama w sobie i na pewno byłby to miły świąteczny prezent dla mnie i dla kibiców z Rzeszowa.

Wspomniał pan o regulaminie. Jak mocno denerwują pana te ciągłe zmiany przepisów i zasad? Ma pan jakiś pomysł, by wreszcie w naszych ligach zapanowała normalność w tej kwestii?

- Pomysł jest prosty i wszyscy dobrze go znają. Trzeba stworzyć przejrzysty regulamin, który będzie obowiązywać we wszystkich ligach przez kilka lat, a ewentualne zmiany będą już tylko kosmetyczne. Na razie niestety regulamin z roku na rok jest coraz grubszy, a to prowadzi donikąd. Żużel od lat to sport, w którym w biegu jedzie czterech zawodników, pokonują oni cztery okrążenia, a zwycięzca dostaje trzy punkty. To się nie zmieniło, ten sport jaki był taki jest, ale ktoś chyba o tym zapomniał.

Dlaczego tak się dzieje?

- W naszym kraju wszystkich zawsze i wszędzie podejrzewa się o przekręty. W żużlu jest tak samo. Jak ktoś zrobi coś inaczej niż inni, zaraz jest mowa o przekręcie. Stąd tyle paragrafów, kruczków prawnych, itd. Niech przekrętami zajmuje się Główna Komisja Sportu Żużlowego, a my skupmy się na sporcie, bo on już dawno niestety zszedł na drugi plan.

Leszek Blanik w rozmowie z naszym portalem przyznał, że chory regulamin odbija się głównie na frekwencji na trybunach, bo kibice najzwyczajniej w świecie nie mogą się w tym wszystkim połapać. Zgadza się pan z taką opinią?

- Blanik ma w stu procentach rację. Żużel to jeden z nielicznych sportów w Polsce, w którym ludzie odpowiedzialni za regulamin robią wszystko, by zniechęcić, a nie zachęcić kibiców do przychodzenia na stadiony.

Ostatnio rozmawialiśmy także z Zenonem Plechem. Jednym z tematów była postać Marka Cieślaka i jego fenomen. Zdaniem pana Plecha w żużlu trenerzy nie mają wiele do powiedzenia. Jak jest skład, są zwycięstwa, jak nie ma dobrej ekipy to nie pomoże i cudotwórca.

- Ale to tyczy się niemal każdego drużynowego sportu - jak nie ma wykonawców, to niezwykle trudno o sukcesy. Z drugiej strony Marek Cieślak tak potrafi zmobilizować drużynę i wprowadzić taką atmosferę, że zawodnicy są potem nakręceni już tylko na jazdę i nie myślą o niczym innym. Miałem okazję przez rok z bliska podpatrywać Marka w pracy i moim zdaniem to znakomity fachowiec. Mam do niego olbrzymi szacunek, to świetny trener.

Wróćmy jeszcze do zakończonego sezonu. Kto był najlepszy, kto zawiódł, a kto był największym zaskoczeniem?

- Na plus wielu juniorów, którzy ładnie zapunktowali w perspektywie całego sezonu i to nas wszystkich powinno cieszyć. Największy minus to ten nieszczęsny regulamin, a zaskoczenie? Dla mnie zaskoczeniem była słaba jazda mojej drużyny.

Holder mistrzem świata, dzikie karty dla Warda, Hampela i Woffindena. Cieszy pana ten powiew młodości?

- Tytuł trafił w odpowiednie ręce. Holderowi żużel sprawia dużo frajdy, on jest wiecznie uśmiechnięty, a to najlepsza reklama żużla jaką można sobie wyobrazić. Jestem przekonany, że Chris swoim podejściem zachęci wielu młodych chłopaków do uprawiania tego sportu. Co do dzikich kart wątpliwości także nie mam: Hampel i Ward w pełni na wyróżnienie zasłużyli, a Woffinden... No cóż, Anglicy muszą mieć swojego człowieka w Grand Prix.

Czy Jason Crump zostanie w Rzeszowie?
Czy Jason Crump zostanie w Rzeszowie?
Źródło artykułu: