Robert Noga - Moje boje: Sobie na złość

Dlaczego proponowane limity Kalkulowanej Średniej Meczowej na sezon 2013 i są nielogiczne? Zapraszamy do przeczytania tekstu Roberta Nogi.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypominam sobie sytuację sprzed kilkunastu lat, kiedy to po raz pierwszy wprowadzano w naszej lidze Kalkulowaną Średnią Meczową. Już po pierwszym sezonie podniósł się słuszny rwetes, że jest to rozwiązanie wyjątkowo krzywdzące dla zawodników, którzy uzyskali średnią wysoką. Wskazywano i słusznie, że za bardzo dobrą i skuteczną postawę na torze zamiast być nagrodzonym zostali po prostu a majestacie prawa ukarani. Bo w kolejnym sezonie KSM mieli zbyt wysoką i zamiast cieszyć swoich dotychczasowych kibiców kolejny sezon jazdą przyszło im się pakować i szukać innego pracodawcy, który akurat mógł sobie pozwolić na gościa z taką wysoką średnią. A jego miejsce w dotychczasowym teamie zajmował słabszy kolega. Toteż z pomysłu postanowiono się wycofać, ale w myśl zasady odkrytej już jakiś czas przez poetę, że "Polak przed szkodą i po szkodzie głupi" ostatnio do niej wrócono. I co teraz mamy? Mamy oto projekt, z którego wynika, że maksymalna Kalkulowana Średnia Meczowa dla zespołu w sezonie 2013 ma wynieść 41 punktów. Co z tego wynika? Wynika z tego, że z dziewięciu zespołów Enea Ekstraligi z sezonu 2012, które zachowały w niej miejsce, aż pięć: Azoty Tauron, Stal Gorzów, Unibax Toruń, Falubaz Zielona Góra i Unia Leszno pójdzie pod przysłowiowy nóż. Działacze będą musieli pochlastać dotychczasowy skład, bo po prostu KSM im się nie zgodzi.

Problem dotyczy, zwracam uwagę Czytelników, pięciu najlepszych aktualnie polskich zespołów. Po co i w jakim celu robimy im krzywdę? Czyż zmuszając ich do cięć nie równamy w dół zamiast do góry? Już pojawiły się spekulacje, że na przykład z Tarnowa pomimo bardzo dobrego sezonu odejść będzie musiał bardzo popularny Greg Hancock, że w Gorzowie pożegnają aż dwóch zawodników z podstawowego składu, że być może w Toruniu trzeba się będzie rozstać z Adrianem Miedzińskim, bo jeżeli nie z nim, to na pewno z którymś z muszkieterów z Antypodów. I tak dalej, i tak dalej. To oczywiście na razie spekulacje i domniemania, ale przy przyjętych założeniach czekają nas po raz kolejny spore rotacje w składach. Sprawa ta ma także drugie dno. Od wielu lat mówi się, że problemem polskiego speedwaya jest właśnie fakt, że w dobie postępującej komercjalizacji zawodnicy zmieniają zespoły niczym rękawiczki i kibic coraz mniej ma powodów, aby utożsamiać się ze swoją drużyną. Bo kiedy leży szkolenie, a żużlowcy orbitują corocznie w kierunku innych planet, natomiast pojęcie przywiązania do barw klubowych, a więc to co kibic nadal wysoko sobie ceni, to pojęcie coraz bardziej abstrakcyjne, sytuacja woła o zmianę.

Bo te wszystkie negatywne zjawiska mają wpływ na niższe zainteresowanie żużlowymi meczami. I, że coś z tym fantem trzeba zrobić, bo inaczej za lat kilka polski żużel w stu procentach upodobni się do angielskiego. Czyli stanie się wynikającą z przyzwyczajenia rozrywką garstki kibiców, okazją do spotkań ze znajomymi przy piwie, kiełbasie i wyścigach, w tej dokładnie hierarchii. Więc co robimy aby temu zapobiec? Robimy sobie na złość i wymyślamy takie reguły gry, aby negatywne zjawiska zamiast likwidować, pogłębić. Klasyczny to moim zdaniem przykład podcinania gałęzi, na której się siedzi. Trudno tu pojąć jeszcze jedną rzecz. Jeśli wierzyć bowiem medialnym doniesieniom o projekcie nowego regulaminu niektóre jego postanowienia, na przykład to dotyczące Kalkulowanej Średniej Meczowej mają być stopniowo ograniczane, a nawet kasowane. Ale stopniowo. I tego właśnie nie rozumiem ni w ząb. Bo jeżeli coś jest dobre, sprawdzone to po co zmieniać? A jeżeli nie jest dobre (a widocznie nie jest) to dlaczego mamy wygaszać te negatywne przepisy stopniowo, drogą ewolucji? Ot po prostu trzeba hydrze łeb ukręcić raz i zdecydowanie i będzie święty spokój. Po co z tym czekać? Powyższe refleksje poddaje pod rozwagę ekspertom, którzy w pocie czoła debatują jak zrobić aby było lepiej.

Robert Noga

Źródło artykułu: