Michał Widera pracę w Ostrowie rozpoczął pod koniec sezonu 2011. W tym roku poprowadził drużynę beniaminka w I lidze i do pewnego momentu jego zespół walczył nawet o miejsce w play-off. - Nie oszukujmy się, dopóki były pieniądze w klubie w tym sezonie, to jako zespół prezentowaliśmy się całkiem nieźle. Później dotknął nas kryzys finansowy, a na dodatek doszły kontuzje. Odbiło się to na rezultatach drużyny. Zaczęły się opóźnienia w płatnościach, co z pewnością przełożyło się na przygotowanie sprzętowe naszych zawodników, a niektórzy leczyli w tym czasie urazy - przypomina Widera.
Pochodzący ze Świętochłowic menedżer jest nadal zainteresowany pracą w Ostrowie, ale pod pewnymi warunkami. - Rozmawiałem z zarządem Ostrovii na temat mojej dalszej pracy. Jeśli miałbym dalej prowadzić zespół, to musiałoby być spełnione choćby minimum jeśli chodzi o klubowe finanse - nie kryje Widera.
Nie jest tajemnicą, że w Ostrowie z pieniędzmi jest krucho i nagłej poprawy raczej trudno się spodziewać. - Finanse w żużlu są najważniejsze. Tym stwierdzeniem Ameryki nie odkrywam. Według mnie na sukces składa się 50 procent człowieka i 50 procent sprzętu. W tym pierwszym o sukcesie decyduje przygotowanie fizyczne, ale także mentalne, pracowitość i podejście do sportu. W tym drugim rolę odgrywa jakość poszczególnych części, począwszy od sprzęgła, a na silniku kończąc. Często bywa tak, że kibic mówi o stracie formy przez zawodnika. Ta rzekoma strata formy może być wynikiem braku środków finansowych na inwestowanie w sprzęt. To są często niezauważalne sprawy dla kibiców, a które decydują o wyniku. Z pustego i Salomon nie naleje - dodaje nasz rozmówca.
Michał Widera ma swoją wizję składu na kolejny sezon. Pytanie tylko, czy uda mu się ją zrealizować. - Skład mam wykrystalizowany. Wystarczy spojrzeć na tegoroczne wyniki, przeanalizować opublikowane niedawno średnie zawodników, by wiedzieć na kogo mogę chcieć postawić, a komu podziękować - wyjaśnia trener Ostrovii.