Nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dlatego też nie dziwi mnie zróżnicowanie opinii na temat kalkulowanej średniej meczowej, która nie jedno ma oblicze. Wiadomo, że nie zawsze każdemu się dogodzi, zawsze ktoś zyska, a ktoś straci. Faktycznie KSM może być korzystny dla tych mniej zamożnych klubów, a stanowić ograniczenie dla ligowych bogaczy. W tym przypadku faktycznie może się on sprawdzać. Przed nami sezon 2013, ale zobaczmy co się działo dekadę temu. W roku 2003 co prawda nie było tak głośno o kosmicznych żądaniach zawodników, wirtualnych kontraktach i niewypłacalności klubów. Mimo to o Drużynowe Mistrzostwo Polski walczyły drużyny, których składy były niczym okładka tabloidu pełna wykrzykników czy wyzywający makijaż kobiety "zawodowo pięknej". Mowa o Włókniarzu Częstochowa i Apatorze Toruń. Skład ówczesnych czempionów według KSM miał aż... 48 punktów! Przy dzisiejszej maksymalnej czterdziestce to przepaść. To tak jakby w składzie był dodatkowy, nawet mocny, zawodnik. Wszak wówczas z lwem na piersi startowały takie asy żużlowych owali jak Ryan Sullivan, Rune Holta czy Andreas Jonsson. "Anioły" też nie były takie święte, bo ich zestawienie sprzed dekady było warte 46,95. No, ale jak się ma w składzie mistrza i wicemistrza globu, to ciężko nie narąbać tylu "oczek".
Nierówności były i będą...
W rzeczywistości wciąż jednak mamy drużyny mocne i słabe, dominatorów i słabeuszy. Tak było przed rokiem, bo w ENEA Ekstralidze rządziły Azoty Tauron Tarnów i Stal Gorzów, a daleko w tyle były Lotos Wybrzeże Gdańsk, Betard Sparta Wrocław czy chociażby wspomniany już Włókniarz. Przyglądając się naszej portalowej giełdzie transferowej również widać duże różnice pomiędzy potencjałami różnych składów. Wiadomo, że każdy ma swoje zdanie i ocenia siłę poszczególnych zestawień według samego siebie. Dlatego też nie chcę robić w tym miejscu robić z siebie jakiejś wyroczni. Podzielę się jednak pewnym spostrzeżeniem. Podczas lektury drugiego notowania "giełdy" szczególnie w oko wpadli mi Włókniarz i Sparta. Zobaczmy jak różnią się te składy pomimo małej różnicy KSM...
Włókniarz Częstochowa:
1. Nicki Pedersen 10,40
2. Rafał Szombierski 2,50
3. Grigorij Łaguta 8,78
4. Kenneth Bjerre 7,20
5. Rune Holta 6,72
6. Artur Czaja 3,18
KSM drużyny: 39,59
Betard Sparta Wrocław:
1. Tomasz Jędrzejak 8,31
2. Tai Woffinden 6,93
3. Sebastian Ułamek 6,77
4. Fredrik Lindgren 6,95
5. Dennis Andersson 4,54
6. Patryk Malitowski 2,53
KSM drużyny: 36,03
Zakładając, że Kenneth Bjerre będzie w stanie zdobywać duże ilości punktów jak to miewało nie raz miejsce, a Rune Holta się przebudzi po fatalnym sezonie, to Włókniarz może być bardzo mocny. Z kolei powyższe zestawienie wrocławian nie powala na kolana. No chyba, że ktoś ma zamiar pomodlić się w intencji utrzymania w lidze.
Musimy się rozstać
KSM ma też inną bardzo istotną wadę. Może on wymuszać odejścia zawodników z drużyn, w których oni sami się dobrze czuli, a ich szefowie byli usatysfakcjonowani ich usługami i dobrze im płacili. Wtedy nie ma stabilizacji, spokoju. Nie podpisuje się umów na kilka lat, nawet dwuletnie nie są zbyt bezpieczne. Gdy personalia w kadrze zmieniają się zbyt często, to kibice nie czują przywiązania. Regulamin wymógł na sternikach Stali Gorzów rezygnację z usług Mateja Zagara. Klub powoli zaczął dopinać kwestie finansowe, podpisanie umowy było blisko. Mimo to trzeba było zrezygnować z jednego z liderów. Takie sytuacje mogą się stać zmorą nie tylko w Gorzowie, ale i w innych ośrodkach. Są pieniądze, są obustronne chęci, ale się nie da. Trener wicemistrzów kraju mówi wprost, że na skutek niskiego limitu KSM jego zespół został wręcz rozbity. - Prezes Witkowski i eksperci wybrali więc pośrednie rozwiązanie i postanowili, że górny KSM będzie na poziomie 40 punktów. Taka decyzja rozbiła nam zespół, który tak świetnie się spisywał w sezonie 2012 i do końca dzielnie walczył o tytuł. Musimy się jednak z tym pogodzić i mocno przebudować drużynę. Nie mamy wyjścia. Pozytywem w tym wszystkim jest to, że nie będzie wyścigu zbrojeń - twierdzi Piotr Paluch.
Niski KSM, lepsza kasa?
O ile czołówka może spuścić z tonu i ogarnąć się z wymaganiami, o tyle typowi średniacy niekoniecznie. Zawodnicy na te osiem punktów stają się drożsi. W obliczu zawężających się możliwości budowania składu i wartość oraz wymagania rosną. Dlatego też chętni na zatrudnienie takich jeźdźców jak Troy Batchelor, Peter Ljung czy Jurica Pavlic mogą się nieco zdziwić. Mają niski KSM, a stać ich na to, by od czasu do czasu sięgnąć po "dwucyfrówkę" czy pokonać kogoś z czołówki. Szczególnie atrakcyjny wydaje się być Przemysław Pawlicki, którego wyliczono na 6,91. Biorąc pod uwagę jego regularne postępy, śmiało stwierdzić można, że wartość ta nie jest adekwatna do jego możliwości, gdyż te znacznie ją przewyższają.
Crump, Gollob i ktoś jeszcze? To możliwe
Jest też grupa pokrzywdzonych. Żużlowiec za swoją skuteczność dostaje w nagrodę coś, co czyni go mniej atrakcyjnym. Może i to ograniczy wymogi finansowe tych, którzy na czarnych torach błyszczą najbardziej. Jednak na wygranej pozycji są jeźdźcy o mocnym nazwisku, dobrej "legendzie" i uznanej marce, którzy sezon wcześniej zawodzili. Idealnym przykładem takiej postaci jest nie kto inny jak Tomasz Gollob. Indywidualny Mistrz Świata z roku 2010 ma bardzo niski KSM, a wciąż pozostaje klasowym zawodnikiem, dającym gwarancję skuteczności. Tylko, że weteran z Bydgoszczy kalkulowaną meczówkę ma na poziomie 7,45 dla Ekstraligi. Jest to wartość niemal identyczna jak u Patryka Dudka czy Leona Madsena. Według tego kryterium są oni na równi... Chyba nie wymaga to komentarza. Tym samym kapitan reprezentacji Polski to bardzo łakomy kąsek, marzenie każdego prezesa. Gość, który najprawdopodobniej będzie woził konkretne punkty nie zabiera zbyt wiele z dozwolonej czterdziestki. Podobnie sprawa się ma w przypadku Jasona Crumpa. Australijczyka obciąża zaledwie 7,87 punktu. Wychodzi na to, że można mieć w składzie Golloba i Crumpa jednocześnie, a do tego jeszcze na tyle luzu, by myśleć o jeszcze jednym solidnym punkcie.
[nextpage]
Mogę być winny grosika?
Nie zawsze KSM jest ograniczeniem górnym, ponieważ mamy też limit dolny. Wynosi on 33 punkty. Żużel jest sportem urazowym, kontuzje to norma, a ostatnio nawet plaga. Często bywa tak, że trener czy menadżer ma do dyspozycji ledwie pół drużyny. Dawniej gdy nie było kim jechać, wystawiało się juniorów. Nawet jak zdziesiątkowany zespół nie miał szans na dobry wynik, to chociaż jego formacja młodzieżowa zdobyła jakieś doświadczenie. Ligowe żółtodzioby najczęściej legitymują się tą najniższą wartością, a więc 2,50. Od czasu wprowadzenia KSM sytuacja znacznie się zmieniła. Często ekipy, w których jest "szpital" muszą się ratować przed walkowerami. Wtedy stosuje się taki jeden chwyt. Niesklasyfikowani lub niestartujący sezon wcześniej w Polsce obcokrajowcy wyceniani są na 6,5 punktu. Jest to dość duża wartość. Dwóch czy trzech takich zawodników daje dość duży wkład w te wymagane 33 "oczka". Dlatego też bywa tak, że kontraktuje się pierwszego z brzegu zagraniczniaka, który może nawet nie wyjechać na tor, byle tylko widniał w składzie. Po co szkolić młodzież? Niestety menadżerze, w dobie KSM grosika winny być nie możesz...
Magiczna dwójka z połówką
Budujesz drużynę, masz mocnych liderów, a limit ściska ci gardło. Co wtedy wymyślisz? Będziesz szukać sposobu na zbicie KSM-u. W takiej sytuacji najlepiej znaleźć krajowego zawodnika, który nie najeździł się zbyt wiele rok wcześniej. Często 2,50 ma nawet dobry jeździec, doznający urazu i nie startujący na tyle, by być sklasyfikowanym. Właśnie dzięki niskiej "wycenie" jest kilku żużlowców, którzy w normalnych okolicznościach nie dostąpiliby zaszczytu ekstraligowej jazdy, a tak miejsce na pewno gdzieś znajdą. W Częstochowie myśli się o zbudowaniu mocnej drużyny, w której ma nie zabraknąć ciekawych nazwisk. Jak widzieliśmy na przykładzie z "giełdy transferowej", mówi się o samym Pedersenie. Do tego zostaje Grigorij Łaguta, może Bjerre. Już robi się ciasno, prawda? Dlatego też jak najbardziej zasadna wydaje się obecność Rafała Szombierskiego. Popularny "Szumina" w zeszłym sezonie jeździł bardzo mało i nie dało mu to klasyfikacji, więc ma KSM na poziomie wymarzonego 2,50. Dlatego też idealnie pasuje do zestawienia, w którym mają znaleźć się głośne nazwiska. Mało tego, on ma już praktycznie pewne miejsce w składzie bez względu na dyspozycję. Jeśli jego nie będzie, a zastąpi go Mirosław Jabłoński (o czym informowaliśmy niedawno), to przez wyższy KSM "Jabola" (5,04) wykluczony będzie start któregoś z mocniejszych zawodników.
Jeszcze lepszy numer jest w przypadku Artura Mroczki. Zawodnik Stali Gorzów w ubiegłych rozgrywkach nie odjechał ani jednego meczu. Oczywiście ma 2,50. Tym samym również on jest łakomym kąskiem i interesuje się nim kilka klubów. Wszak jest młody i ambitny, pokonał niejednego tuza, drogi też pewnie nie będzie. Co za cyrk... W podobnej sytuacji są też dwaj inni ekstraligowcy, którzy o bieżącym roku woleliby jak najszybciej zapomnieć. Krzysztof Jabłoński, Dawid Lampart oraz Łukasz Jankowski też mają ten najniższy KSM. Pewnie niejeden prezes łudzi się na to, że nagle się przebudzą, a ich niska wartość kalkulowana okaże się korzystnym nieporozumieniem.
Jak widać, KSM nie jest taką rewelacją. Wprowadza on bardzo dużo zamieszania i niesprawiedliwości. Cierpią też na nim sami zawodnicy. Limit ma zniknąć w roku 2014, co również ma swoich entuzjastów jak i oponentów. Dotychczas Ekstraliga była ligą ograniczeń, które zmieniały się z każdym rokiem. Już niebawem jedynym ograniczeniem będzie tylko trójka obcokrajowców. Historia zatacza koło, bo kiedyś także liczba obcokrajowców była jedynym hamulcem. Raz była to dwójka stranieri, innym razem mógł być tylko rodzynek. Okres transferowy oficjalnie jeszcze nie nastał, a już można bawić się w spekulacje i wyliczenia. Jak tu nie kochać naszych decydentów? Zobaczcie jaką zabawę nam zafundowali.
Aleks Jovičić